Para-nauka, odkrywane mechanizmy umysłu, Huna i podobne tematy.
Cyborg znam to wszystko o czym piszesz i jak sądzę dobrze to rozumiem :) ale to tylko sfera intelektualna...wiem, że bycie w absolutnym Tu i Teraz poszerza perspektywę i prawdziwie uwalnia od wszelkich uwarunkowań, zauważyłem również u siebie, że zawsze kiedy czuję się dobrze ze sobą i światem, zawsze bez wyjątku, jestem równocześnie osadzony w Tu i Teraz :) ale są to tylko chwile. Pewnie znacie Eckharta Tolle, on dotarł do tego miejsca na stałe, przebywa w nim spontanicznie, ale zanim to się stało musiał przejść swoją drogę, tak jak każdy z nas to teraz robi, być może niepotrzebnie tyle myślę o przeszłości, duszy, ego, podświadomości...ale jak czuję, to jest teraz dla mnie ważny etap

luth napisał(a):Oczywiście znam te książki Newtona, jednak uważam, że nie opisują rzeczywistości na najgłębszym poziomie, jedynie na pewnym poziomie iluzji


luth, ja patrzę na to nieco odmiennie :) nie chcę wrzucać tu swojego życiorysu, tak w skrócie - przez prawie 10 lat byłem bardzo zaangażowany w buddyzm, medytowałem po kilka godzin dziennie, potem były inne religie, systemy, itp...i w pewnym momencie poczułem coś tak silnego, czego nie byłem wstanie zepchnąć, a mianowicie, że w żadnym z tych miejsc nie czułem się jak u siebie, każda religia czy system ma jakiś specyficzny dla siebie rodzaj energii, który może być swego rodzaju "tworem zbiorowości wyznawców", nigdzie nie czułem się jak u siebie w domu

zostawiłem to wszystko i poczułem się niesamowicie samotny...ale gdzieś w sercu miałem poczucie jaka jest moja droga, gdzie leży prawda, książki Newtona potwierdziły niejako moje przeczucia...bardziej ufam temu co zebrał w swoich badaniach Newton (i jemu podobni, bo nie tylko on doszedł do takich wniosków), niż dogmatom religijnym czy rzekomym przekazom chanellingowym od "oświeconych istot", nie wiem czy zwróciliście kiedyś na to uwagę - wyznawcy każdej religii czy "przekazu" (bez wyjątku) są przekonani, że to oni rację, że jedynie oni są na właściwej drodze, że niesą sztandar prawdy...a wszyscy inni zbłądzili. Osobiście nigdy nie wierzyłem w to, że religia, czy w to co wierzyliśmy, ma po śmierci jakieś znaczenie, nie ważne kto gdzie przynależał albo co wyznawał, ważne jakim się jest człowiekiem dla siebie i innych...dokładnie o tym w swoich badaniach pisze Newton, zakładam, że jeśli relacje tysięcy niezależnie przebadanych pacjentów są niemal identyczne, to raczej mało prawdopodobne jest to, że to jest jakaś iluzja...dla mnie większą iluzją są dogmaty religijne lub inne systemy, które mówiąc o miłości doprowadzają do podziału na tych dobrych i złych, zagubioych

Newton (i jemu podobni) nie ma żadnych ambicji bycia guru, nie podaje gotowych recept na szczęśliwe życie tu i po śmierci, opisuje jedynie (jako pokorny naukowiec) to co usłyszał od swoich pacjentów...relacje jego pacjentów obalają wiele mitów związanych z religią itp, dla mnie najcenniejszym przekazem jest to, że najważniejsze jest to aby rozwijać w sobie bezwarunkową miłość, do siebie i innych...mam dużą intuicję, którą przez lata tłamsiłem i jak przypuszczam, to w dużej mierze mogło przyczynić się do kłopotów zdrowotnych, teraz staram się ufać swojej intuicji i jeśli nie czuję miłości od kogoś kto o tej miłości mówi, zwyczajnie odchodzę w inną stronę

luth napisał(a):Możemy wybrać obfitość, miłość i wspaniałomyślność :). Nie ma nic rdzennie wzniosłego w ubóstwie, wszechświat i natura są płodne, obfite i bogate :)


jasne, że możemy, ale podobno wybieramy też inne trudne doświadczenia, na poziomie duszy, zanim przyszliśmy tu na ziemię...czytaliście może "Śmiertelni Nieśmiertelni" Wilbera? to historia kobiety, która powoli umiera na raka, choroba skłania ją do pracy nad sobą...nie pokonuje choroby, ale umiera wolna, szczęśliwa, mówiąc wschodnim językiem - oświecona...takich historii jest wiele

Til czy masz pamięć poprzednich wcieleń? mógłbyś więcej o tym napisać i jak udało Ci się odblokować reinkarnacyjną pamięć?

Til napisał(a):Zastanów się dlaczego potrzebujesz być teraz chory? Zastanów się też dlaczego nie możesz tego zaakceptować? Może twoim prawdziwym problemem jest problem z akceptacją swojego stanu zdrowia, tudzież implikacji jakie to tworzy w życiu, ograniczeń jakie nakłada.


od dawna się nad tym zastanawiam, w tej intencji medytuję (to jest taka medytacja serca, która "spłyneła" do mnie kilka miesiący temu), robiłem autohipnozę, chodzę do dobrej terapeutki, która porusza również duchowe aspekty...ale byłbym wdzięczny gdybyś mógł bardziej szczegółowo opisać w jaki sposób Ty rozmawiasz ze sobą kiedy szukasz rozwiązania problemu, może będę mógł skorzystać i to wniesie dla mnie coś nowego :)
gdelfin
 
Imię: Grzegorz
Posty: 11
Dołączył(a): 12 gru 2011, 16:13
Droga życia: 22
Zodiak: Wodnik
Gdelfinie, miło się Ciebie czyta, ale odnoszę wrażenie, że istniejemy w różnych "światach", i nie wiem jakiej terminologii używać, byśmy mogli się porozumieć. Ale spróbuję.

gdelfin napisał(a):Swego czasu studiowałem psychotronikę, zrobiłem różne kursy, przyczytałem chyba całą dostępną literaturę nt afirmacji...tak intelektualnie znam wszystkie mechanizmy, ale co zrobić jeśli mimo "teoretycznego przygotowania" sabotujące myśli pojawiają się i za cholerę nie można ich odgonić? przy jednej afirmacji nie ma ich wcale a przy innej sporo

Ponieważ dotykają tylko sfery koncepcji mentalnych, oderwanych od doświadczeń. Później przychodzi czas na weryfikację i łączenie poziomu mentalnego z bezpośrednim doświadczaniem. W pewnym momencie można odkryć, że wiele z teorii jest zaledwie tylko jednym etapem rozumienia, i to w cale nie tak zaawansowanym. Wiem, bo sam przez to co jakiś czas przechodzę: stwierdzam, że wiele z teorii, które misternie budowałem przez lata, mogę wyrzucić do kosza w świetle nowych informacji lub doświadczeń...

gdelfin napisał(a):Enlil pytasz o to w jakim celu stosuję medytację czy afirmacje? możesz więcej napisać o pracy z energią? co konkretnie masz na myśli?

Medytację.

Osobiście, mam już poważne wątpliwości co do większości teorii ezoterycznych. Nie dlatego, że są "złe", ale dlatego, że najwyraźniej są tylko marną powierzchnią góry lodowej. To często zestaw koncepcji, regułek, nakazów praktyki (jak joga, medytacja, ścieżki do oświecenia etc.), pochodzące w większości ze starożytności, i po drodze gdzieś się zgubiła istota tamtej wiedzy.

Jak się wczytać dokładniej w różne tradycje, można dojść do przekonania, że we wszystkich chodzi o ten sam kierunek: doświadczanie i postrzeganie energii bezpośrednio. Energetyczny wszechświat zupełnie różni się od fizycznego, ma zupełnie inne właściwości, możliwości, kieruje się innymi regułami, i zupełnie nie da się tego przełożyć na fizyczne koncepcje. Praca z energią to inaczej sięganie poziomów energetycznych, zamiast stosowanie wyuczonych regułek i praktyk. Dlatego:

gdelfin napisał(a):tak przy okazji polecam książki Michaela Newtona

Moim zdaniem, książki Newtona są dobre. Ale przedstawiają tylko pewien poziom rozumienia - taka informacja dla ludzi, żeby mogli co-nieco zrozumieć i się zorientować. Pamiętasz ilu informacji Newtowonowi nie chciano udostępnić? Uważam, że przedstawia ona zaledwie nikły cień, nawet nie 1% tego, co się "tam" naprawdę dzieje i jak wszechświat wygląda po stronie energii, jakie są motywacje etc. Jestem sceptycznie nastawiony do wszelkich tego typu informacji, a nawet channelingów, choć często dają wiele istotnych wskazówek. Nie dlatego, że nie wierzę (bo to też rodzaj wiary), ale dlatego, że zdaję sobie sprawę, że przedstawiają one zaledwie mały wycinek. Myślę, że warto sięgać coraz dalej, zamiast zamykać się na jakimś etapie, w ideologii, która wkrótce stałaby się kolejną religią. Wiele osób "wyznaje" dzisiaj UFO i "boskie istoty pozaziemskie", jakby to była jakaś religia. Wielu ludzi nie potrafi po prostu inaczej, podejść mniej emocjonalnie, a bardziej obiektywnie.

gdelfin napisał(a):uważam, a bardziej czuję, że to musi iść z serca, bo inaczej to tylko puste słowa

Czy "musi"?... ale skoro tak czujesz.

gdelfin napisał(a):ale jak to serce otworzć?

Uhm.
Znowu dochodzę do tematu energii. Są różne postaci energii, także "w" naszym ciele, np. jako czakry. Każda z nich stanowi jakby odrębny wszechświat (co w sumie jest prawdą, łączą się one z inną... częstotliwością). Każda częstotliwość ma inne właściwości. Łatwiej to zrozumieć, podając fizyczny przykład: materia, czyli energia, w stanie stałym, w stanie ciekłym, oraz w stanie fotonów światła bardzo się od siebie różnią. Czym wyższa różnica częstotliwości, tym większa różnica w ich funkcjonalności, generalnie.

Mówiąc o częstotliwości "serca", ma się zwykle na myśli czakrę, która fizycznie znajduje się w ciele na wysokości serca. To "brama" do tego poziomu wszechświata, który jest oparty właśnie na tej wysokości częstotliwości. Czakry to kanały, od słowa "channel" - co znaczy, że ich podstawową funkcją jest "channeling" (z angielskiego), czyli odbieranie i przesyłanie energii.

Wszechświat składa się z energii jako informacji. Na poziomie fizycznym informacja dociera do nas jako znane bodźce 5 zmysłów. Na poziomie czakry serca natomiast informacja jest odbierana jako wysoko-wibracyjne odczucia (czy jakkolwiek to nazwać). Zatem, "otworzyć serce", czy też "czakrę serca", znaczy skontaktować się z tą częścią siebie, która rezyduje na tym poziomie. Można to zrobić przez koncentrację na tym obszarze, np. w trakcie transu czy autohipnozy etc. Można się też wspomóc różnymi dodatkami, np. odpowiednimi kryształami. Ponieważ piszesz, że wiesz sporo o afirmacji, to wiesz, jaką moc ma myśl: a na wyższych poziomach jej moc jest szczególnie wyraźna. Najlepiej więc użyć swojej koncentracji na poziomie czakry serca i zachować otwartość na doznania. Praktyka czyni mistrza.

gdelfin napisał(a):podobno jest tak, że każda dusza bez wyjątku dąży do równowagi i najważniejszym celem naszego życia / istnienia jest powrót do Źródła...

"Podobno". Jeśli tak czujesz, jak najbardziej. Dla mnie to tylko jedna z wielu teorii.
Ale jestem pewien jednego: jeśli Źródło jest najwyższym poziomem, to jakim cudem można cokolwiek o nim twierdzić, będąc na niższym poziomie? To zawsze wzbudza we mnie wątpliwości, kiedy religie czy channelingi (w sumie często oba są jednym i tym samym) cokolwiek twierdzą "pewnego" o owym "Źródle". Ja mam własną teorię: niech każdy odkrywa wszystkie poziomy na swój sposób, inni co najwyżej mogą podać wskazówki; nie istnieje żadne "muszę" ani "trzeba".

gdelfin napisał(a):mnie się wydaje, że właśnie w takich przypadkach afirmacje mogą być nieskuteczne

Afirmacje są wg. mnie ślepe. Nie dotykają przyczyny bezpośrednio. To tak jak z próbowaniem wpłynięcia na elektron atomu przez uderzanie w przedmiot innym przedmiotem - może w końcu, tym siłowym sposobem, się uda, ale jest lepszy sposób: najpierw spostrzeganie (w tym przypadku elektronu), a następnie wpłynięcie z poziomu równoważnego (czyli poziomu mikro-świata elektronu), zamiast "niższego".

Identycznie wygląda sytuacja z energią i wpływaniem: na świat czy na siebie. Są różne poziomy energii, na których istnieje człowiek. Znana nam myśl, której używamy, to zaledwie jeden z poziomów, nie mający w dodatku bezpośredniego przełożenia na materię fizyczną. Między nimi istnieją inne poziomy, co matematycy mogliby przedstawić jako strukturę a'la linearną.

Śmierć fizyczna to nie "pójście" gdzieś (na drugą stronę), ale powrót świadomości w rejony, który były za życia uśpione. Można je jednak uaktywnić za życia fizycznego. Wówczas żyje się w wielu wymiarach jednocześnie, nie rezygnując z ciała fizycznego. Innymi słowy, jesteś jednocześnie w świecie "żywych" i świecie "umarłych", mając ciało fizyczne - wiedzą o tym od dawna np. praktycy chińskich metod osiągania nieśmiertelności.

gdelfin napisał(a):niektóre afirmacje (czy inne próby wpłynięcia na rzeczywistość) nie działają, choćbym na głowie stawał...czasami mam wrażenie, że część swego życia mam przyjąć tak jak się dzieje, nawet jeśli z poziomu ego chciałbym inaczej

Mogą być różne powody. Głównie chodzi o brak współpracy różnych poziomów energetycznych: np. podświadomość, jako mająca dostęp do "poza-czasu-i-przestrzeni", może widzieć negatywne skutki niektórych afirmacji, choć codzienny zwykły umysł ze swojego punktu widzenia tego nie dostrzega. Wówczas podświadomość będzie tym elementem blokującym. Podświadomość ma naturę energii (a nie fizycznego mózgu). Można z tym, jak i z każdym innym, poziomem siebie skontaktować.
“Mom always tells me to celebrate everyone's uniqueness. I like the way that sounds.”
"I've finally found the rhythm of love, the feeling of sound."
- Hilary Duff
Avatar użytkownikaEnlil Mężczyzna
Earth is my home now
 
Imię: Enlil
Posty: 827
Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
Lokalizacja: An
Droga życia: 7
Zodiak: Panteon
gdelfin napisał(a):Til czy masz pamięć poprzednich wcieleń? mógłbyś więcej o tym napisać i jak udało Ci się odblokować reinkarnacyjną pamięć?

Nie zrobiłem tego, samo przyszło razem z ogólnie pojętym rozwojem duchowym. Nigdy nie celowałem w osiągnięcie pamięci poprzednich wcieleń.
Myślę że generalnie głęboka introspekcja, szukanie w sobie rozwiązań, podobnie jak szukanie zrozumienia własnych myśli, procesów myślowych. Warto pytać siebie 'dlaczego właśnie to pomyślałem?' 'dlaczego pomyślałem akurat w ten sposób, a nie inny?' 'Co sprawiło że na prawdę tak pomyślałem - bo przecież to co się dzieje nie było niczym aż takim żeby wywołać tak gwałtowną reakcję myślową jaka się zdarzyła...' I tak dalej i tak dalej. Generalnie pytanie samego siebie, zastanawianie się nad sobą, nad własną konstrukcją, ciągłe analizowanie wszystkiego...
Warto natomiast wspomnieć że pierwsze wspomnienia z poprzednich wcieleń zaczęły mi się pojawiać pewnie koło 13 roku życia albo ciut później, natomiast koło 15 roku życia zacząłem je postrzegać w pełni świadomie, nie tylko jako abstrakcyjnie pojawiającą się czasem znikąd w głowie wiedzę na tematy o których nie miałem skąd się nauczyć w tym wcieleniu. Od tego czasu wciąż i wciąż te wspomnienia się 'rozwijają' - przypominam sobie co jakiś czas różne fragmenty wspomnień z różnych wcieleń (a ostatnio i z pomiędzy kiedy zastanawiałem się nad takimi akurat kwestiami).
Więc ogólnie introspekcja i analiza, granicząca wręcz z autopsychoanalizą. I sporo czasu - w każdym razie w moim przypadku. O ile świadomie zacząłem postrzegać te wspomnienia w wieku 15 lat, to pracę z własnym umysłem, rozgryzanie go i uczenie się kontrolowania jego odruchów i impulsów zacząłem w wieku mniej więcej 5 lat, bo jestem urodzonym empatą i telepatą, więc bez pracy z własnym umysłem zapewne bym kompletnie zwariował przez ciągłe odbieranie cudzych emocji i myśli... Więc dojście do tych wspomnień zajęło mi 10 lat...
Niemniej - nie wiem czy każdy może to odblokować, nie mam pojęcia. Prawdopodobnie tak. Ja natomiast miałem to niejako wbudowane w program tego wcielenia, bo ta wiedza jest mi potrzebna ze względu na powody z których tu jestem - ta wiedza mi jest potrzebna do wypełniania swojej roli, a także dla kontynuacji pewnych działań i zbierania wiedzy na pewne tematy rozpoczętych we wcześniejszych wcieleniach.

Til napisał(a):Zastanów się dlaczego potrzebujesz być teraz chory? Zastanów się też dlaczego nie możesz tego zaakceptować? Może twoim prawdziwym problemem jest problem z akceptacją swojego stanu zdrowia, tudzież implikacji jakie to tworzy w życiu, ograniczeń jakie nakłada.


od dawna się nad tym zastanawiam, w tej intencji medytuję (to jest taka medytacja serca, która "spłyneła" do mnie kilka miesiący temu), robiłem autohipnozę, chodzę do dobrej terapeutki, która porusza również duchowe aspekty...ale byłbym wdzięczny gdybyś mógł bardziej szczegółowo opisać w jaki sposób Ty rozmawiasz ze sobą kiedy szukasz rozwiązania problemu, może będę mógł skorzystać i to wniesie dla mnie coś nowego :)

W sumie chyba pisząc odpowiedź na pierwszą część twojego postu napisałem i na tą, ale napiszę jeszcze raz.
Głównie głęboka analiza własnych myśli, sposobu, toku myślenia. Dlatego właśnie uważam że 'dlaczego' jest najważniejszym pytaniem - można je zadawać sobie ciągle w odpowiedzi na każdą odpowiedź, aż do momentu kiedy uzyska się czystą jasną odpowiedź. Bo zwykle kilka pierwszych odpowiedzi jest zwykłym owijaniem w bawełnę prawdziwych powodów przez nasze umysły które nie lubią mówić całkowicie nagiej prawdy. Po pewnym czasie można się tego tak wyuczyć, że zaczyna się myśleć w sposób czysty, bez ukrywania przed samym sobą prawdy na temat motywów danych myśli...
Jeśli twoja terapeutka prowadzi terapię poznawczo-behawioralną, prawdopodobnie ona robi z tobą coś odrobinę podobnego - zadaje tylko pytania które powodują że sam zastanawiasz się nad swoim problemem, źródłami tego problemu i potencjalnymi rozwiązaniami. W ten sam sposób możesz robić i ty wewnątrz własnej głowy - pytać siebie i odpowiadać aż do osiągnięcia pełnej wiedzy na temat tego co i jak myślisz, oraz dlaczego, a także jak to można zmienić.

Mamy wewnątrz siebie praktycznie nieskończoną wiedzę. Tylko ukrywamy ją sami przed sobą, bo dla nieprzygotowanego umysłu coś takiego byłoby potężnym szokiem.
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
Enlil napisał(a):Osobiście, mam już poważne wątpliwości co do większości teorii ezoterycznych. Nie dlatego, że są "złe", ale dlatego, że najwyraźniej są tylko marną powierzchnią góry lodowej. To często zestaw koncepcji, regułek, nakazów praktyki (jak joga, medytacja, ścieżki do oświecenia etc.), pochodzące w większości ze starożytności, i po drodze gdzieś się zgubiła istota tamtej wiedzy.Jak się wczytać dokładniej w różne tradycje, można dojść do przekonania, że we wszystkich chodzi o ten sam kierunek: doświadczanie i postrzeganie energii bezpośrednio. Energetyczny wszechświat zupełnie różni się od fizycznego, ma zupełnie inne właściwości, możliwości, kieruje się innymi regułami, i zupełnie nie da się tego przełożyć na fizyczne koncepcje. Praca z energią to inaczej sięganie poziomów energetycznych, zamiast stosowanie wyuczonych regułek i praktyk


No właśnie, rodzi się pytanie: dlaczego z tylu wspaniałych nauk, które dostępne są ludzkości tylko nieliczni czerpią wymierną korzyść i potrafią wcielić je w życie?

Gdzieś, ktoś napisał (nie pamiętam kto), z czym się zgadzam, że dusza wcielając się w różnych wymiarach: poznaje, odkrywa, uczy się i z czasem wikła w różne karmiczne pętle. I ten proces trwa dopóki dusza nie znudzi się, nie nasyci się nowymi doświadczeniami.

Dobrym przykładem na to jest mój 6-letni syn. Kiedy dostaje nową zabawkę jest zafascynowany, ale kiedy mu się znudzi, rzucą ją w kąt i rzadko do niej wraca. Szuka nowych rzeczy do odkrycia.

Wspomnę o czymś przy okazji. Podobno na ziemię przychodzi dużo młodych dusz, dlatego nie dziwi mnie to, że ta większość lansuje określony styl życia, nastawiony głównie na posiadanie i inne "wartości", które dominują w brukowcach. Ale to jest ich prawo, nowa zabawa, której jeszcze nie znają.

I tak chyba to działa dla każdego z nas...najpierw łakniemy tych wszystkich zewnętrznych rzeczy, a po nasyceniu się zwracamy uwagę do wewnętrz i szukamy drogi do domu. Uważam, że paradoksalnie, wchodzenie na jakąś duchową ścieżkę i podążąnie za określoną nauką, również jest takim szukaniem poza sobą. I być może jest to część procesu. Czytałem o przypadkach ludzi, którzy wielokrotnie odradzali się jako mnisi, księża lub zakonnice w jednej religii - aż ich dusza nasyciła się. A potem wybierali wcielenie, które nie było związane z religią w której finkcjonowali przez setki lat.

Osobiście uważam, że wszelkie duchowe nauki mają dużą wartość, ale tak naprawdę, po ich poznaniu i nasyceniu ciekawości przychodzi moment, że gdzieś w nas odzywa się wewnętrzny głos: no dobrze, wszystko to piękne, ale to nie moje. I wtedy następuje przełom - otwiera się uniwersalna prawda, która jest poza wszelkimi systemami i naukami, naturalna jak oddech, wyjątkowa i niepowtarzalna właśnie dla nas:)

I wszelkie spory o to jak jest, jak będzie, po co, dlaczego - przestają mieć znaczenie:)

Każdy z nas ma przecież jedyne i niepowtarzalne linie papilarne, czuję, że podobnie jest z rozwojem duchowym, każdy z nas nosi jedyną i niepowtarzalną drogę powrotu do prawdziwego siebie, powrotu do domu.

Enlil napisał(a):Moim zdaniem, książki Newtona są dobre. Ale przedstawiają tylko pewien poziom rozumienia - taka informacja dla ludzi, żeby mogli co-nieco zrozumieć i się zorientować. Pamiętasz ilu informacji Newtowonowi nie chciano udostępnić?


Też tak uważam, wiem, że to tylko rąbek tejemnicy...ale najcenniejsze jest w tych książkach to, że obala wiele mitów religijno-filozoficznych. Moim zdaniem doskonałym uzupełnieniem tego o czym pisze Newton są ksiązki Roberta Monroe, Bruca Moena czy Rosalind McKnight. Cenne jest to, że wszystko o czym piszą jest "naukowo, doświadczalnie" powtarzalne. Newton wielokrotnie podkreśla, że podczas hipnozy nigdy nie stawia pacjentowi pytania - czy widzisz to lub tamto (sugerując tym samym odpowiedź), ale zawsze pyta - co widzisz? Zbieżność opisów jego pacjenów jest powalająca, dlatego dla mnie bardziej prawodopodobne jest to o czym mówi Newton i podobni mu badacze, niż dogmaty religijne.

Til niesamowite rzeczy opisujesz, nie mogę powiedzieć, że Ci zazdroszczę, ale też chciałbym u siebie uchylić nieco poprzednie wcielenia...może mi się trochę udało w autohipnozie, ale nie jestem tego do końca pewien, być może była to moja wyobraźnia :)

nie chcę nikogo zamęczać swoimi problemami, ale chyba też nie będzie to żadnym nietaktem jeśli opowiem o szczegółach,
być może ktoś po przeczytaniu tego będzie miał jakiś konkretny pomysł (oprócz tego co już napisaliście)

od kilku lat zmagam się z nowotworem skóry, pierwsza faza - wycięcie z przeszczepem, a potem przy wznowach leczenie miejscowe, dermatologicznie, byłem u kilku lekarzy i każdy miał inny pomysł na leczenie, oprócze tego byłem u wielu specjalistów od medycyny naturalnej, terapeutów, itp...uwierzcie mi, robię co tylko mogę

najtrudniejsze dla mnie jest to, że ta choroba umiejscowiła się z boku nosa, co prawda przeszczep dobrze się przyjął, i blizna jest niewielka, ale na obrzeżach robią się wznowy...jestem właśnie po nowatorkiej, kolejnej terapii u dermatologa, skóra wygląda nieźle, jednak na końcowy werdykt lekarza muszę poczekać do końca stycznia

wspominałem chyba, że studiowałem m.in psychotronikę, ukończyłem inne studia humanistyczne, ale na psychotronice otarłem się o wiele rzeczy, m.in nauczyłem się hipnozy (to jest specyficzny rodzaj hipnozy), stosowałem ją tylko wśród znajomych, niektórzy dzięki temu rozwiązali swoje problemy...ale mniejsza o to :)

nauczyłem tej hipnozy moją żonę, która zrobiła mi sesję takiej hipnozy, po sesji spisałem ją na pamiątkę, wklejam opis poniżej:

całą sesję zrobiłem z intencją aby dotrzeć do przyczyny choroby...powiem szczerze, że nie jestem w 100% pewien czy wszedłem w to naprawdę, czy tylko przewijały się jakieś symbole z wyobraźni...generalnie w czasie hipnozy miałem problem żeby wyraźnie zobaczyć obrazy, to wszystko działo się na zasadzie jakiegoś poczucia, że tak jest...ale najwazniejsze, że uwolniły się bardzo silne emocje

kiedy byłem juz głęboko zrelaksowany, żona poprosiła mnie aby przeniósł sie do miejsca, które jest bezpośrednio związane z moja chorobą...najpierw wszystko było czarne, tylko jakieś blade światło się przebijało, po jakimś czasie odniosłem wrażenie, że jestem na polu bitwy i ogólnie miałem takie poczucie, że na tej planecie gdzie byłem, wciąż toczyły się wojny, to nie była zimia, raczej taka kraina jak z Władcy Pierścienia, wiele ras walczyło ze sobą...kiedy żona zapytała kim jestem, poczułem, że jestem olbrzymim wojownikiem, nie wiem czy olbrzymim w sensie fizycznym, czy mocy...ale miałem wrażenie, że jestem niepokonany i walczę po stronie dobra, jeden mój okrzyk wytwarzał niesamowitą energię w promieniu kilkuset metrów i pod wpływem tej siły padały całe hordy z którymi walczyłem...mimo wszystko czułem, że ta walka jest bez sensu, że to nie ma końca i do niczego nie prowadzi...w pewnej chwili nadleciał olbrzymi, mityczny ptak, który wygłądał trochę jak pterodaktyl, miał wielkie szpony, zaatakował mnie, był bardzo silny, w pewnej chwili poważnie zranił mnie w prawą część twarzy...w końcu go pokonałem i spadł gdzieś w przepaść...znów poczułem bezsens tej walki, pomyślałem, że tu jest potrzebna miłość a nie siła...spojrzałem w niebo i poprosiłem o pomoc, nagle wysoko pojawiła się lampa (jak te stare lampy naftowe) a z tej lampy biło niesamowite (naprawdę niesamowite!) światło, które ogarnęło całą planetę...zrobiło się spokojnie, ustały walki...w moim nosie tkwił kawałek pazura tego ptaka, wyjąłem go i poprosiłem członków swojej rasy aby otoczyli mnie kręgiem i uleczyli moje rany, poczułem jak oplata mnie światło, a potem odszedłem z tej planety (uniosłem się), tak jakby skończyła się moja misja

żona poprosiła mnie abym przeniósł się do kolejnego ważnego wydarzenia, zobaczyłem ziemię, byłem indianinem, wojownikiem, kiedy zapytała o moje imię, nie mogłem wyłapać fonetyki, zobaczyłem tylko lecącego orła i przebijające się przez jego skrzydła promienie słońca...w pewnym momencie musiałem samotnie udac sie do lasu, to był jakiś rodzaj inicjacji...w lesie spotkałem dzikiego kota, nie wiem czy był to tygrys, jaguar czy czarna pantera, ale o takiego kota chodziło...zaatakował mnie niesiony zwierzęcym instynktem, jego pazury poraniły prawą część mojej twarzy, po długiej walce zabiłem go...i klęcząc nad jego ciałem czułem jak pęka mi serce...nie chciałem go zabijać, czułem, że była w nim mądrość życia, przyrody...próbowałem go ożywić, ale nie udało się...blizny na twarzy po tej walce zostały do końca życia...czułem, że byłem szlachetnym wojownikiem i miałem wiele szacunku do przyrody i zwierząt, ale do końca tego życia nie wybaczyłem sobie, że zabiłem tamtego dzikiego kota...potem pojawił się taki obraz: przytulałem się do tej pantery/jaguara czując wielki żal i prosiłem go o wybaczenie, w pewnej chwili nad moją głową pojawiła się jakaś olbrzymia, świetlista istota (może to był mój przewodnik), powiedział, że tu nic nie ma do wybaczania, że nikt nie ma do mnie żalu, to sie po prostu wydarzyło i nie było w tym nic złego ani dobrego, w tym było tylko doświadczenie i mądrość...a potem usłyszałem coś niesamowitego, że mam taką bliską duszę (ze świata zwierząt), która często towarzyszy mi w moich wędrówkach i abym w pełni wybaczył sobie i dokończył proces uleczenia, powinienem teraz zaopiekować się domowym zwierzakiem...a potem zobaczyłem, że to ma być kot i przewijał się rudy kolor...usłyszałem, że odnajdę tego kota (czyli tą duszę, która często mi towarzyszy), że mam go kochać, opiekować się nim i wtedy dopełni się wybaczenie sobie i uleczenie

ot, taką to wczoraj miałem przygodę, nie wiem na ile to było rzeczywiste odczucie poprzednich wcieleń, a na ile odblokowanie jakichś symboli z podświadomości, ale przeżycie było mocne i uwolniło dużo emocji

zaraz po tej hipnozie przygarnąłem ze schroniska rudą kicię i bardzo się pokochaliśmy, w domu chodzi za mną jak psiak

ps. Til, czy Ty słyszysz myśli innych ludzi dosłownie? tzn. słyszysz konkretne słowa, zdania?
gdelfin
 
Imię: Grzegorz
Posty: 11
Dołączył(a): 12 gru 2011, 16:13
Droga życia: 22
Zodiak: Wodnik
Niezwykłe.
Dziękuję Grzegorzu. : )

Sposób w jaki piszesz, układasz słowa i kontynuujesz tok myślenia...
Nie wiem...
Jest mi strasznie bliski.
Czytając Cię jakbym czuł, że jestem obok, że jestem częścią tego co napisałeś. : )

Bardzo dziwne przeżycie.
Dziwny rodzaj wiedzy i zdziwienia, ze ją mam.

Trzymam kciuki.
Oba. : )
Avatar użytkownikaSinbard Mężczyzna
Blackbird
 
Imię: Mariusz
Posty: 1888
Dołączył(a): 20 kwi 2011, 13:05
Lokalizacja: Multiwersum.
Zodiak: Wodny Smok
Jeśli chodzi o telepatię, mam tylko jej przebłyski, im bliżej jestem z daną osobą tym częściej się zdarzają. Bardziej to odbieram nie jako głos, tylko jako myśl - 'słyszę' myśl, słowa które w moment później wymawia dana osoba, albo kiedy ja to wypowiadam, dana osoba mówi że właśnie o tym myślała. Przy bliskich osobach zdarza się bardzo często... Przy pewnej wprawie da się rozróżnić od kogo pochodzi dana myśl po brzmieniu, barwie tej myśli - trochę analogicznie do rozpoznawania kogoś po fizycznym głosie...
Natomiast nie powiem, tego typu zdolności i talenty, podobnie jak pamięć poprzednich wcieleń są bardzo... przyjemne (w sensie posiadania ich, nie koniecznie samych wspomnień - wspomnienie płonięcia na stosie nie jest najprzyjemniejsze do przeżywania ;), ale z drugiej strony nie raz i nie dwa zastanawiałem się czy to wszystko prawda, czy może początki psychozy... Jak na razie moje otoczenie potwierdza że rzeczywiście dzieje się to co odbieram (pomijając poprzednie wcielenia, które w oczywisty sposób są wewnętrznym doznaniem, chociaż wiedza która mi od nich przychodzi od czasu do czasu też się sprawdza), więc póki co mam nadzieję że jestem jeszcze zdrowy psychicznie ;)
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
Nawiązując do telepatii, a jednocześnie czakr (energetycznych centrów), ludzie często - może pod wpływem filmów - wyobrażają sobie, że telepatia działa jak dodatkowe fizyczne ucho - że na dźwięki fizyczne w umyśle telepaty nakładają się słowa wytwarzane przez myśli ludzi w pewnej odległości fizycznej.

Z moich doświadczeń (co potwierdzają też inni):
- wyższe poziomy (częstotliwości) energii, czyli zdolność telepatii, jest nieograniczona przestrzenią, a nawet czasem
- telepatia ma przede wszystkim naturę energetyczną, poczynając od wyczucia ogólnego (znanej powszechnie jako empatia, ale to nie dokładnie to samo), poprzez przeczucie zamiarów, "zgadywanie" myśli (w formie raczej nie-werbalnego przebłysku, niż konkretnych zdań), przewidywanie dalszych konsekwencji myśli nawet zanim dana osoba zaczęła myśleć o tym etc.

Chodzi tu o pewną "fizykę" tego, co się dzieje w umyśle. Ludzie są przyzwyczajeni do tzw. werbalizacji myśli, ale myśl sama w sobie nie ma natury słów; można nauczyć się myśleć, nie używając słów. A zatem czym jest myśl? ;)
“Mom always tells me to celebrate everyone's uniqueness. I like the way that sounds.”
"I've finally found the rhythm of love, the feeling of sound."
- Hilary Duff
Avatar użytkownikaEnlil Mężczyzna
Earth is my home now
 
Imię: Enlil
Posty: 827
Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
Lokalizacja: An
Droga życia: 7
Zodiak: Panteon
Tak, ale większość ludzi właśnie werbalizuje myśli, dlatego większość wrażeń telepatycznych odbiera się jako mentalny odpowiednik słów. Z drugiej strony często też przechwytuję wrażenia zmysłowe, wyobrażenia, obrazy... Ale to jest trudne do opisania słowami z kolei ;P
Telepatia zwierzęca - moim zdaniem będąca nieco odmienną zdolnością (nie każdy telepata to umie, jak i umieją to niektóre osoby nie potrafiące odbierać wrażeń telepatycznych od ludzi, tudzież obie umiejętności mają różne poziomy wrażliwości/wprawy u osób które mają obie) dla mnie jest przeważnie o wiele silniejsza. Od zwierząt odbieram bardzo jasne sformułowania myślowe, obrazy, skojarzenia - zwykle właśnie w nie do końca, albo w ogóle nie zwerbalizowanej formie... Nieco abstrakcyjne zwykle jak na ludzki umysł, ale nic dziwnego - w końcu to nie ludzki umysł je myśli... I powiadam wam, koty mają strasznie wredne poczucie humoru ;)
Empatia w moim odczuciu jest oddzielną umiejętnością, zbliżoną w swoim spektrum do telepatii, ale jednak odmienną, choć często nakładającą się na telepatię. Razem z wrażeniami telepatycznymi bardzo często odbiera się również emocje osoby nadającej...
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
Sinbard kto wie, może przechodziliśmy przez podobne doświadczenia, albo może nawet gdzieś w jakimś wcieleniu spotkaliśmy się :) wszystko jest możliwe

bardzo dziękuję za Twoje wsparcie, na pewno się przyda :) wierzę, że pozytywne intencje innych ludzi niosą dla nas wiele dobrego :)

Til napisał(a):I powiadam wam, koty mają strasznie wredne poczucie humoru ;)


to chyba moja kicia jest wyjątkiem, nie znam jej myśli, ale zachowuje się jak oświecony budda :)

Enlil napisał(a):Chodzi tu o pewną "fizykę" tego, co się dzieje w umyśle. Ludzie są przyzwyczajeni do tzw. werbalizacji myśli, ale myśl sama w sobie nie ma natury słów; można nauczyć się myśleć, nie używając słów. A zatem czym jest myśl?


może rzeczywiście sama myśl nie zawiera w sobie słów, ale ponieważ przez słowa ją wyrażamy, to one (słowa) zawsze do myśli są jakoś "przyklejone" mam znajomych, którzy od wielu lat mieszkają za granicą, niektórzy bardzo żadko mówią po polsku i część z tych znajomych powiedziała mi, że po tych latach myśli już w innym języku :)

Til napisał(a):Natomiast nie powiem, tego typu zdolności i talenty, podobnie jak pamięć poprzednich wcieleń są bardzo... przyjemne (w sensie posiadania ich, nie koniecznie samych wspomnień - wspomnienie płonięcia na stosie nie jest najprzyjemniejsze do przeżywania ;)


pewnie dlatego tak niewiele osób ma pamięć reinkarnacyjną, niektórzy mogliby zwariować gdyby zobaczyli siebie palonego na stosie, albo jako mordercę, itp

chciałem poruszyć jeszcze jedną sprawę, zaobserwowałem, że ludzie są bardzo przywiązani do swoich poglądów i w związku z tym mocno zawęża się ich pole widzenia...podam przykład, mam przyjaciółkę, bardzo oczytana i inteligentna, kilka lat temu zaangażowała się w buddyzm tybetański, kiedy rozmawiamy, są momenty, że trudno mi jej słuchać, ponieważ rzuca religijnymi formułkami ale nie czuję w tym jakichś osobistych refleksji i przemyśleń, uważa, że buddyzm jest jedyną słuszną drogą a resza to mity i brednie...pewnego razu, po dłuższej dyskusji zadałem jej pytanie - czy gdyby pojawiła się przed nią jakaś świetlista istota, która ZNA Prawdę (i nie chodzi o jakichś samozwańczych proroków, tylko o autentyczny wgląd) i ta istota powiedziała jej: buddyzm, czy jakakolwiek inna religia jest cenna, ale może nas rozwijać tylko do pewnego poziomu, jeśli chcemy pójść dalej to naturalnym jest, że w pewnym momencie musimy odrzucić wszelkie systemy jakie znamy na ziemii, bo one nie prowadzą do Prawdy ostatecznej, do Domu. Zapytałem czy byłaby w stanie to przyjąć; odpowiedziała, że Nie...no i na tym skończyła się nasza rozmowa :) teraz staram się nie poruszać z nią tematów duchowych, bo te rozmowy prowadzą tylko do tego, że zaczyna się na mnie złościć, a ja bardzo ją lubię i nie chcę żeby się złościła :) szanuję jej drogę i wybory, przecież to jej życie
jednak myślę, że m.in dlatego wielu ludzi nie może się dogadać, są bardzo przywiązani do swoich przekonań i nie chcą zmian, nawet wtedy gdy mają w ręku dowody, że ziemia jest okrągła, wciąż upierają się przy swoim - że płaska
gdelfin
 
Imię: Grzegorz
Posty: 11
Dołączył(a): 12 gru 2011, 16:13
Droga życia: 22
Zodiak: Wodnik
gdelfin napisał(a):mam przyjaciółkę, bardzo oczytana i inteligentna, kilka lat temu zaangażowała się w buddyzm tybetański, kiedy rozmawiamy, są momenty, że trudno mi jej słuchać, ponieważ rzuca religijnymi formułkami ale nie czuję w tym jakichś osobistych refleksji i przemyśleń

O właśnie :) Tu się ujawnia różnica pomiędzy tym powszechnie uznawanym intelektem, a innymi rodzajami inteligencji (bynajmniej nie mam na myśli "inteligencji emocjonalnej"). Osobiście uważam każdy rodzaj inteligencji za - tak naprawdę - rodzaj percepcji, i są one związane z energią. Zresztą, w buddyzmie twierdzą podobnie: jest 5 podstawowych rodzajów kategorii postrzegania, 5 skupisk czy też agregatów. Uważna obserwacja pozwala rozróżniać rodzaje myślenia (percepcji), na różnych poziomach.

Zwykły intelekt nie jest tak niezależny, jak niektórzy sądzą. Działa on pod pewnym wpływem, czy jak to gdelfin zauważył, w pewnym, często ograniczonym, obszarze. Pytanie brzmi: co zatem wpływa na ten obszar (często zakreślając jego granice), który z kolei wpływa na to "zwykłe" myślenie? Albo, nawiązując do ww. koncepcji z buddyzmu, jaki rodzaj percepcji zakreśla granice tej percepcji, którą nazywamy intelektem? (Czyli, korzystając z podanego przykładu, co sprawia, że inteligencja buddystki krąży tylko w wyznaczonych granicach? Czym jest to, co sprawia, że jej intelekt nie jest w stanie sięgnąć poza pewne ramy?)
“Mom always tells me to celebrate everyone's uniqueness. I like the way that sounds.”
"I've finally found the rhythm of love, the feeling of sound."
- Hilary Duff
Avatar użytkownikaEnlil Mężczyzna
Earth is my home now
 
Imię: Enlil
Posty: 827
Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
Lokalizacja: An
Droga życia: 7
Zodiak: Panteon
Enlil napisał(a):co sprawia, że inteligencja buddystki krąży tylko w wyznaczonych granicach? Czym jest to, co sprawia, że jej intelekt nie jest w stanie sięgnąć poza pewne ramy?)


wklejam to co już napisałem "I tak chyba to działa dla każdego z nas...najpierw łakniemy tych wszystkich zewnętrznych rzeczy, a po nasyceniu się zwracamy uwagę do wewnętrz i szukamy drogi do domu. Uważam, że paradoksalnie, wchodzenie na jakąś duchową ścieżkę i podążąnie za określoną nauką, również jest takim szukaniem poza sobą. I być może jest to część procesu. Czytałem o przypadkach ludzi, którzy wielokrotnie odradzali się jako mnisi, księża lub zakonnice w jednej religii - aż ich dusza nasyciła się. A potem wybierali wcielenie, które nie było związane z religią w której finkcjonowali przez setki lat.

Osobiście uważam, że wszelkie duchowe nauki mają dużą wartość, ale tak naprawdę, po ich poznaniu i nasyceniu ciekawości przychodzi moment, że gdzieś w nas odzywa się wewnętrzny głos: no dobrze, wszystko to piękne, ale to nie moje. I wtedy następuje przełom - otwiera się uniwersalna prawda, która jest poza wszelkimi systemami i naukami, naturalna jak oddech, wyjątkowa i niepowtarzalna właśnie dla nas:) "

być może chodzi o to, że nie da się przeskoczyć z przedszkola od razu na uniwersytet...dla mnie to wszystko układa się w piękną różnorodność, każdy z nas jest na innej drodze, która właśnie w tym momencie daje mu optymalny rozwój

i w moim przekonaniu błędem jest wartościowanie kto-gdzie-dlaczego, nie ma lepszej czy gorszej drogi, jest tylko inna :)
gdelfin
 
Imię: Grzegorz
Posty: 11
Dołączył(a): 12 gru 2011, 16:13
Droga życia: 22
Zodiak: Wodnik
Hmmm... Większość neofitów staje się gorszymi fanatykami niż fanatycy wychowani w danej wierze - to fakt znany od stuleci ;P
Problem w tym, że żadna wiara nie prowadzi do oświecenia i każda może do niego prowadzić. Wszystko zależy jak jej się użyje. To tylko narzędzie...
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
Święte słowa :)
gdelfin
 
Imię: Grzegorz
Posty: 11
Dołączył(a): 12 gru 2011, 16:13
Droga życia: 22
Zodiak: Wodnik
Pewnie się i nie da przeskoczyć, choć są tacy, którzy mogliby z tym całkiem nieźle dyskutować ;)

Ale nie zrozumiałeś mnie gDelfinie, tak jak zresztą przewidziałem na początku ("żyjemy w innych światach"). Miałem na myśli techniczny aspekt, czy też strukturę "umysłu". Mniejsza z tym, robię pas. ;)
“Mom always tells me to celebrate everyone's uniqueness. I like the way that sounds.”
"I've finally found the rhythm of love, the feeling of sound."
- Hilary Duff
Avatar użytkownikaEnlil Mężczyzna
Earth is my home now
 
Imię: Enlil
Posty: 827
Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
Lokalizacja: An
Droga życia: 7
Zodiak: Panteon
Nie udzielałam się wcześniej w wątku, gdyż tematu afirmacji zwyczajnie „nie czuję”. Nie pojmuję jaki może być ich sens. To z mojego punktu widzenia takie oszukiwanie siebie. Kiedy patrzymy w lustro i afirmujemy „och, ależ przystojną osobę widzę w zwierciadlanym odbiciu”, co chcemy osiągnąć? Wmówić sobie, że jesteśmy piękni? Tak naprawdę przecież osoba w odbiciu nie jest ani ładna, ani brzydka. Po prostu jest, jaka jest. Dlaczego mielibyśmy zmuszać siebie do widzenia czegoś, czego nie ma?

Ludzie martwią się, że mimo iż afirmują bogactwo, sławę, szczęście, czy choćby polepszenie swych umiejętności, nic się nie dzieje… Pytam się, po co to afirmują? Skoro chcą być bogaci, zatem muszą uważać, że w chwili obecnej są biedni i potrzebują bogactwa. Czy faktycznie są biedni? Czy faktycznie mogą stać się bogaci? To dość istotne pytania…
Avatar użytkownikaAletheia
 
Imię: Aletheia
Posty: 289
Dołączył(a): 27 paź 2011, 23:17
Droga życia: 33
Typ: 9w1

Powrót do działu „Parapsychologia i psychotronika”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość