Nauki, pisma, przekazy Mistrzów, wiedza tajemna i drogi odkrywania Świadomości.

Poczucie własnej ważności

Post 09 lip 2007, 02:52

Don Juan powrócił do tematu świadomości dopiero w kilka miesięcy później. Było to w domu, gdzie mieszkała cała grupa naguala.

– Chodźmy się przejść – powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu. – Albo jeszcze lepiej, pojedźmy do miasta na rynek. Tam jest mnóstwo ludzi. Usiądziemy i porozmawiamy.

Byłem zdziwiony, że się do mnie odezwał, bo spędziłem w tym domu już kilka dni, a on dotychczas nawet się ze mną nie przywitał.

Gdy wychodziliśmy z domu, zatrzymała nas la Gorda. Prosiła, byśmy ją ze sobą zabrali, i nie chciała przyjąć odmowy do wiadomości. Don Juan odrzekł bardzo surowo, że musi porozmawiać ze mną sam na sam.

– Będziecie mówili o mnie – powiedziała la Gorda. Ton jej głosu, a także gesty, zdradzały podejrzliwość i irytację.

– Masz rację – odparł don Juan sucho i wyminął ją, nie oglądając się. Poszedłem za nim. W milczeniu dotarliśmy do rynku. Gdy don Juan usiadł, zapytałem go, cóż takiego jest w la Gordzie, o czym mielibyśmy rozmawiać. Nadal czułem się nieprzyjemnie na wspomnienie złowieszczego wzroku, jakim nas obrzuciła przy wyjściu.

– Nie będziemy rozmawiać o la Gordzie ani o nikim innym – odrzekł. – Powiedziałem tak, bo chciałem sprowokować jej ogromne poczucie własnej ważności. I poskutkowało. Jest na nas wściekła. O ile ją znam, będzie teraz gadać do siebie tak długo, aż wzbudzi w sobie pewność i poczuje do nas słuszną urazę za to, że nie zabraliśmy jej ze sobą i wyszła na idiotkę. Nie zdziwiłbym się, gdyby nas zaatakowała tu, na tej ławce.

– O czym będziemy rozmawiać, jeśli nie o la Gordzie? – zapytałem.

– Wrócimy do rozmowy rozpoczętej w Oaxaca. Zrozumienie wyjaśnień dotyczących świadomości wymaga od ciebie wielkiego wysiłku i chęci do przechodzenia z jednego stanu świadomości w drugi. W czasie tej rozmowy potrzebuję twojej absolutnej koncentracji i cierpliwości.

Pół żartem poskarżyłem się, że przez ostatnie dwa dni, gdy nie chciał ze mną rozmawiać, czułem się zbity z tropu. Spojrzał na mnie unosząc brwi i uśmiechnął się przelotnie. Uświadomiłem sobie, że chce mi pokazać, iż wcale nie jestem lepszy od la Gordy.

– Chciałem sprowokować twoje poczucie własnej ważności – wyjaśnił, marszcząc czoło. – Poczucie własnej ważności jest naszym największym wrogiem. Zastanów się tylko: to, że czujemy się obrażeni przez uczynki naszych bliźnich, osłabia nas. Poczucie własnej ważności domaga się, byśmy spędzali większość życia obrażeni na kogoś. Nowi widzący uważali, iż wojownicy powinni dołożyć wszelkich wysiłków, by wymazać poczucie własnej ważności ze swego życia. Postępowałem zgodnie z ich zaleceniami. Na wiele sposobów starałem się przekonać cię, że jeśli nie mamy poczucia własnej ważności, nie jesteśmy podatni na zranienie.

Naraz oczy don Juana rozbłysły. Miałem wrażenie, że z trudem powstrzymuje się od śmiechu, choć nie widziałem do tego żadnych powodów. W tej samej chwili jednak zaskoczyło mnie niespodziewane, bolesne uderzenie w prawy policzek. Zerwałem się z ławki. La Gorda stała za moimi plecami. Rękę nadal miała uniesioną, a twarz czerwoną z gniewu.

– Teraz przynajmniej będziesz miał jakieś usprawiedliwienie, żeby gadać o mnie, co tylko zechcesz – krzyczała. – Ale jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz mi to prosto w twarz!

Wydawało się, że ten wybuch zupełnie ją wyczerpał.

Usiadła na cemencie i zaczęła szlochać. Don Juana ogarnęła niewytłumaczalna radość, ja z kolei wpadłem we wściekłość. La Gorda rzuciła mi groźne spojrzenie, po czym zwróciła się do don Juana i powiedziała potulnie, że nie mamy prawa jej krytykować.

Don Juan śmiał się tak bardzo, że zgiął się wpół i omal nie spadł na ziemię. Nie był w stanie się odezwać. Dwa czy trzy razy próbował coś do mnie powiedzieć, a w końcu wstał i odszedł, nadal trzęsąc się ze śmiechu.

Miałem zamiar pobiec za nim, wciąż wściekły na la Gordę – w tej chwili wydawała mi się godna pogardy – ale przydarzyło się coś niezwykłego. Zrozumiałem, że la Gorda i ja jesteśmy przerażająco do siebie podobni. Nasze poczucie własnej ważności było monstrualne. Zdziwienie i wściekłość, jakie mnie ogarnęły, gdy mnie uderzyła, bardzo przypominały jej gniew i podejrzliwość. Don Juan miał rację. Ciężar poczucia własnej ważności jest okropną zawadą.

Przepełniony euforią, pobiegłem za don Juanem. Po policzkach spływały mi łzy. Zrównałem się z nim i powiedziałem, co sobie uświadomiłem. Oczy rozbłysły mu kpiną i zachwytem.

– Co mam zrobić z la Gorda? – zapytałem.

– Nic – odrzekł. – To, co sobie uświadamiasz, zawsze należy tylko do ciebie.



– Poczucie własnej ważności nie jest prostym ani naiwnym problemem – wyjaśnił don Juan. – Z jednej strony jest ono esencją wszystkiego, co w nas dobre, a z drugiej – wszystkiego, co najgorsze. Aby się pozbyć tego, co przegniłe, konieczna jest mistrzowska strategia. Widzący przez wieki nauczyli się cenić niezwykle wysoko tych, którym to się udało.

Interesuje mnie to co myslicie na temat utraty poczucia własnej wanżnosci, ja mysle ze jest to kolejny dobry krok w rozwoju duchowym - aczkolwiek trudny.

Wydaje mi sie, ze utrata takiej waznosci pozwala nam popatrzec na wszystkie sprawy szerzej otwartym okiem... zreszta bardziej interesuje mnie wasze zdanie :)

Pozdrawiam
- mniej ważny pepex :P hehe[/quote]
'Cokolwiek pomiedzy ludzmi konczy sie, znaczy nigdy sie nie zaczelo, gdyby prawdziwie sie zaczelo - nie skonczylo by sie, skonczylo sie bo sie nie zaczelo... cokolwiek prawdziwie sie zaczyna, nigdy sie nie konczy'
Avatar użytkownikapepex Mężczyzna
Zip
 
Posty: 393
Dołączył(a): 22 sty 2007, 20:51
Lokalizacja: KT-95 :P
Droga życia: 7
Typ: 7w8
Zodiak: Rak

Post 10 lip 2007, 10:59

Poczucie własnej ważności kojarzy mi się z poczuciem własnej wartości, a tego nie mam zamiaru utracić. Nikomu też nie dałbym się spoliczkować. Nie sądzę, żeby droga do oświecenia prowadziła przez uniżenie i zezwolenie na pomiatanie sobą, dlatego że ktoś ma takie "widzi mi się". Nie wszystko można rozwiązać poddaniem, gdyż człowiek posiada coś takiego jak honor. Człowiek bez honoru nie szanuje samego siebie.
*Talga Vassternich.
*Ternet Nosce.
*Poszukiwacz Prawdy
Forum nie tylko młodych pisarzy -> www.questi.fora.pl
Avatar użytkownikaMesive Mężczyzna
Poszukiwacz Prawdy
 
Posty: 94
Dołączył(a): 07 sty 2006, 19:15
Lokalizacja: k.Częstochowy
Droga życia: 1
Typ: 2w1
Zodiak: Bliźnięta

Post 10 lip 2007, 15:34

Wlasna wartosc, wlasna wartosc. Moim zdaniem ,jezeli mam poczucie wlasnej wartosci, waznosci, nikt i nic nie jest w stanie jej podwazyc. Nikt nie lubi byc pomiatany, czy ponizany, lecz to od nas samych zalezy jak bedziemy sie czuc. Pozdrawiam cieplutko.
Avatar użytkownikaaniol Kobieta
 
Imię: aga
Posty: 19
Dołączył(a): 04 gru 2006, 14:07
Zodiak: waga, tygrys

Post 10 lip 2007, 15:50

Według mnie poczucie własnej ważności to nie to samo co poczucie własnej wartości. Hm, myślę, że to drugie to świadomość własnej wartości bez, pewnego rodzaju, obsesji na swoim punkcie. Mówiąc o obsesji mam na myśli przeświadczenie, że wszyscy o nas mówią, dziwnie na nas patrzą, obgadują za plecami (jakby nie mieli ciekawszych zajęć :D). Sama mam dość niskie poczucie własnej wartości i wiem, jak bardzo irracjonalne są czasami moje obawy :D Np. bardzo chcę coś zrobić, ale nie zrobię tego, bo boję się, że ktoś coś sobie pomyśli, że mnie za to skrytykuje. W takich sytuacjach staram się wyobrazić sobie jak to wygląda z perspektywy tego człowieka, o którego opinię się obawiam, tzn. jakby stawiam się na jego miejscu a jego na swoim miejscu, i od razu wszystko wydaje się łatwiejsze :P uświadamiam sobie, że ludzie najczęściej nie zwracają uwagi na to.
Wydaje mi się, że takie niezdrowe poczucie własnej ważności to po prostu oznaka niskiego poczucia własnej wartości. Osoba z niskim poczuciem własnej wartości boi się opinii i krytyki innych osób i wydaje jej się, że jest na tyle ważna dla wszystkich, że na każdym kroku ją krytykują. A tak naprawdę ich nie obchodzi co ona robi, nawet jeśli robi coś głupiego :P
Albo coś w tym stylu. Nie udało mi się do końca wyrazić tego tak jak bym chciała :P :[

Hm, i zgadzam się z poprzedniczką, chociaż, w sumie, to nie wiem jak to jest w praktyce :P
Avatar użytkownikacleanthe Kobieta
 
Imię: Ania
Posty: 18
Dołączył(a): 03 sie 2006, 16:12
Lokalizacja: Wrocław
Droga życia: 3
Typ: 5w4
Zodiak: rak

Post 10 lip 2007, 19:29

cleanthe napisał(a):Według mnie poczucie własnej ważności to nie to samo co poczucie własnej wartości

Dla mnie to teź dwie całkiem odmienne rzeczy.

Pomyslalem ze wkleje jeszcze jeden kawalek i dodam ze 'mały tyran' ma na celu zniszczyc poczucie wlasnej waznosci. (troche długie... ale cóż)

– A czy ty znalazłeś małego tyrana, don Juanie?

– Miałem szczęście. To mnie odnalazł wielki mały tyran. Wtedy jednak czułem się tak jak ty teraz: nie potrafiłem uważać się za szczęściarza.

Don Juan powiedział, że jego przejścia zaczęły się na kilka tygodni przed pierwszym spotkaniem z dobroczyńcą. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia lat i dostał pracę jako robotnik w cukrowni. Zawsze był bardzo silny, toteż nie miał kłopotu ze znalezieniem pracy fizycznej. Pewnego dnia, gdy przesuwał ciężkie worki z cukrem, podeszła do niego jakaś kobieta po pięćdziesiątce. Była bardzo dobrze ubrana, wyglądała na zamożną i odznaczała się dominującym sposobem bycia. Przyjrzała się don Juanowi, powiedziała coś do brygadzisty i odeszła. Następnie brygadzista podszedł do don Juana i zaproponował, że za pewną opłatą zarekomenduje go do pracy w domu właściciela cukrowni. Don Juan jednak nie miał pieniędzy. Brygadzista z uśmiechem odrzekł, że to nie jest powód do zmartwienia, bo będzie miał ich dużo w dniu wypłaty. Poklepał don Juana po plecach i zapewnił, że praca dla szefa jest wielkim zaszczytem.

Don Juan był wtedy prostym, niewykształconym Indianinem, żył z dnia na dzień i nie tylko uwierzył w każde słowo brygadzisty, ale wręcz uznał, że jest to cud zesłany przez dobrą wróżkę. Obiecał, że zapłaci tyle, ile brygadzista zażąda, ten zaś wymienił dużą sumę, która miała być spłacona w ratach.

Zaraz potem sam zaprowadził don Juana do domu położonego dość daleko za miastem i zostawił go tam z innym brygadzistą, wielkim, brzydkim i ponurym mężczyzną, który zadawał mnóstwo pytań. Wypytywał o rodzinę don Juana, a gdy ten odpowiedział, że nie ma żadnej, mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem, pokazując zepsute zęby.

Obiecał, że don Juan dostanie dobrą pensję i będzie mógł nawet odłożyć trochę pieniędzy. Nie będzie miał żadnych wydatków, ponieważ ma zapewniony nocleg i wyżywienie.

Śmiech tego człowieka był przerażający. Don Juan poczuł, że musi natychmiast uciekać. Rzucił się pędem do bramy, ale mężczyzna zastąpił mu drogę. W ręku trzymał rewolwer. Pochylił się i wbił lufę w brzuch don Juana.

– Jesteś tu po to, żeby zaharować się na śmierć – oznajmił. – I pamiętaj o tym.

Szturchając don Juana kijem, postawił go przed boczną ścianą domu i oznajmił, że jego ludzie pracują codziennie od świtu do nocy bez żadnej przerwy. Następnie kazał mu wykopać dwa olbrzymie karcze drzew. Dodał jeszcze, że gdyby don Juan próbował uciekać albo powiadomić władze, zastrzeli go, a gdyby ucieczka jednak się powiodła, przysięgnie w sądzie, że don Juan próbował zamordować szefa.

– Będziesz tu pracował do śmierci – powiedział. – A potem inny Indianin zajmie twoje miejsce, podobnie jak ty sam zajmujesz miejsce zmarłego Indianina.

Don Juan opowiadał, że dom przypominał fortecę. Wszędzie pełno było uzbrojonych ludzi z maczetami. Zajął się więc pracą i próbował nie myśleć o swoim losie. Pod wieczór mężczyzna wrócił i kopniakami, bo nie podobał mu się wyzywający wyraz oczu don Juana, doprowadził go do kuchni. Zagroził, że jeśli don Juan nie będzie mu posłuszny, podetnie mu ścięgna ramion.

W kuchni stara kobieta podała mu jedzenie. Don Juan był tak zdenerwowany i przestraszony, że nie mógł jeść, ale kobieta poradziła, żeby jadł, ile tylko może. Musi być silny, powiedziała, bo jego praca nie będzie miała końca. Przestrzegła go przed losem jego poprzednika, który zmarł zaledwie o dzień wcześniej. Był zbyt słaby, by pracować, i wypadł z okna na pierwszym piętrze.

Don Juan pracował w domu szefa przez trzy tygodnie, a brygadzista przez cały ten czas znęcał się nad nim, nie dając mu chwili wytchnienia. Zmuszał go do wykonywania wszystkich najcięższych i najbardziej niebezpiecznych prac, grożąc nożem, pistoletem albo pałką. Codziennie wysyłał go do czyszczenia stajni, w których stały zdenerwowane ogiery. Każdego ranka don Juan był przekonany, że to już jego ostatni dzień na tym świecie. A przetrwanie oznaczało tylko tyle, że następnego dnia znów będzie musiał przechodzić to samo piekło.

W końcu don Juan poprosił o wolne pod pretekstem, że musi pojechać do miasta, by zapłacić brygadziście z cukrowni pieniądze, które był mu winien. Tutejszy brygadzista odrzekł jednak, że don Juan nie może przerwać pracy nawet na chwilę, bo jest po uszy w długach już tylko dlatego, że praca w tym domu jest przywilejem.

Don Juan uświadomił sobie, że znalazł się w beznadziejnym położeniu. Zrozumiał, o co w tym wszystkim chodziło. Obydwaj brygadziści byli w zmowie. Zabierali prostych indiańskich robotników z cukrowni, doprowadzali ich do śmierci pracą ponad siły i dzielili się ich zarobkami. Gdy to wszystko do niego dotarło, wpadł w taką złość, że z krzykiem przebiegł przez kuchnię i wpadł do domu, wprawiając w osłupienie brygadzistę i pozostałych robotników. Don Juan wybiegł z domu przez frontowe drzwi i prawie udało mu się uciec, ale brygadzista dogonił go na drodze, postrzelił w pierś i zostawił rannego, by tam umarł.

Śmierć jednak nie była przeznaczona don Juanowi; jego dobroczyńca znalazł go na drodze i pielęgnował aż do wyzdrowienia.

– Gdy opowiedziałem całą historię dobroczyńcy – mówił don Juan – ten nie potrafił pohamować podniecenia. Powiedział, że taki brygadzista to skarb, którego nie wolno zmarnować i że kiedyś będę musiał wrócić do tego domu. Jego zdaniem miałem niesłychane szczęście, bo znalazłem jednego na milion małego tyrana obdarzonego niemal nieograniczoną władzą. Uznałem, że staruszek zwariował. Dopiero po latach zrozumiałem do końca, o co mu chodziło.

– To jedna z najokropniejszych historii, jakie kiedykolwiek słyszałem – stwierdziłem. – Czy naprawdę wróciłeś do tego domu?

– Oczywiście, że tak, w trzy lata później. Mój dobroczyńca miał rację. Taki mały tyran zdarza się raz na milion i nie mogłem stracić okazji.

– A jak ci się udało tam wrócić?

– Dobroczyńca opracował strategię wykorzystującą cztery atrybuty wojownika: kontrolę, dyscyplinę, wytrwałość i odpowiednie wyczucie czasu.

Dobroczyńca wyjaśnił don Juanowi, jak ma wykorzystać kontakt z tym człowiekiem-bestią. Przy tej okazji zapoznał go także z czterema pierwszymi krokami na drodze wiedzy. Pierwszy krok to decyzja o rozpoczęciu nauki. Gdy już uczniowie zmienią swoją wizję siebie i świata, mogą uczynić drugi krok i stać się wojownikami, to znaczy ludźmi zdolnymi do niezrównanej dyscypliny i samokontroli. Gdy wojownik posiądzie już wytrwałość i wyczucie odpowiedniego czasu, może uczynić trzeci krok, to znaczy stać się człowiekiem wiedzy. Z kolei człowiek wiedzy, który nauczy się widzieć, czyni czwarty krok i staje się widzącym.

Dobroczyńca uznał, że don Juan znajduje się na ścieżce wiedzy już wystarczająco długo, by opanować co najmniej dwa pierwsze atrybuty: kontrolę i dyscyplinę. Don Juan podkreślił, że obydwa te atrybuty odnoszą się do stanu ducha. Wojownik jest skupiony na sobie, nie w egoistyczny sposób, lecz przez to, że dogłębnie i nieustannie bada własne wnętrze.

– Wówczas nie mogłem jeszcze posiąść dwóch pozostałych atrybutów – ciągnął don Juan. – Wytrwałość i wyczucie czasu nie są wyłącznie wewnętrznymi stanami. Są one domeną człowieka wiedzy. Dobroczyńca zademonstrował mi je przez swoją strategię.

– Czy to znaczy, że sam nie potrafiłbyś stawić czoła małemu tyranowi? – zapytałem.

– Jestem pewien, że dałbym sobie radę, chociaż zawsze miałem wątpliwości, czy potrafiłbym to uczynić z talentem i radością. Mojemu dobroczyńcy sterowanie sytuacją sprawiało radość. Korzystanie z małego tyrana powinno nie tylko służyć udoskonaleniu ducha wojownika, ale też dawać radość i szczęście.

– W jaki sposób potwór, jakiego opisałeś, mógłby stać się źródłem radości dla kogokolwiek?

– On nawet się nie umywał do prawdziwych potworów, które napotkali nowi widzący w czasie konkwisty. Wszystko wskazuje na to, że kontakty z nimi sprawiały tym widzącym nieziemską radość. Udowodnili oni, że nawet najgorsi tyrani mogą stać się źródłem szczęścia, oczywiście pod warunkiem, że człowiek jest wojownikiem.

Don Juan wyjaśnił, że błąd popełniany przez przeciętnych ludzi w konfrontacji z małymi tyranami polega na tym, iż nie mają oni strategii, na której mogliby się oprzeć; śmiertelnym błędem jest to, że przeciętni ludzie traktują siebie zbyt poważnie; własne działania i uczucia, a także uczynki małych tyranów, wydają im się najważniejsze na świecie. W przeciwieństwie do nich, wojownicy mają dobrze przemyślaną strategię i są wolni od poczucia własnej ważności. Zrozumieli już, iż rzeczywistość jest tylko naszą interpretacją, i to pomogło im ograniczyć poczucie własnej ważności. Właśnie ta wiedza dawała nowym widzącym zdecydowaną przewagę nad prostodusznymi Hiszpanami.

Gdy don Juan uświadomił sobie, że mali tyrani traktują siebie śmiertelnie poważnie, a wojownicy – nie, był już pewien, że uda mu się pokonać brygadzistę.

Zgodnie ze strategicznym planem dobroczyńcy postarał się o pracę w tej samej cukrowni co poprzednio. Nikt już nie pamiętał, że pracował tam w przeszłości; ubodzy wieśniacy przychodzili do cukrowni i znikali z niej bez śladu. Strategia zakładała, że don Juan okaże gorliwość do pracy, jeśli ktokolwiek pojawi się szukając następnej ofiary. Okazało się, że do cukrowni przyszła ta sama kobieta, co przed laty. Także i tym razem zwróciła uwagę na don Juana. Teraz był on jeszcze silniejszy fizycznie.

Wszystko odbyło się według tego samego schematu. Strategia wymagała jednak, by don Juan odmówił brygadziście zapłaty za pośrednictwo. Mężczyzna, któremu nigdy nikt się nie przeciwstawił, był zdumiony i zagroził, że zwolni don Juana z pracy. Don Juan odpowiedział mu groźbą. Rzekł, że pójdzie prosto do domu tej kobiety i spotka się z nią. Wiedział, że kobieta, która była żoną właściciela cukrowni, nie miała pojęcia o praktykach brygadzistów. Powiedział brygadziście, że wie, gdzie ona mieszka, bo pracował na otaczających dom polach przy ścinaniu trzciny cukrowej. Mężczyzna zaczął się targować. Don Juan zażądał od niego pieniędzy za zgodę na pracę w domu właścicielki. Brygadzista poddał się i wręczył mu kilka banknotów. Don Juan doskonale zdawał sobie sprawę, że zgoda brygadzisty była tylko wybiegiem, który miał go ściągnąć do domu.

– Tym razem także sam mnie tam zaprowadził – opowiadał don Juan. – Była to stara hacjenda. Mieszkali w niej właściciele cukrowni – bogacze, którzy albo wiedzieli, co się dzieje pod ich dachem, ale nic ich to nie obchodziło, albo byli zbyt zobojętniali, by cokolwiek zauważyć. Ledwie dotarliśmy na miejsce, wbiegłem do domu, by poszukać właścicielki. Znalazłem ją, padłem na kolana i w podzięce ucałowałem jej dłoń. Obydwaj brygadziści byli wściekli.

– Brygadzista w domostwie zachowywał się tak, jak poprzednio. Ale teraz już byłem odpowiednio wyposażony, by sobie z nim poradzić; miałem kontrolę, dyscyplinę, wytrwałość i wyczucie właściwej chwili. Wszystko poszło zgodnie z planem dobroczyńcy. Dzięki samokontroli potrafiłem spełnić nawet najbardziej idiotyczne żądania brygadzisty. W takich sytuacjach przede wszystkim wyczerpuje nas lekceważenie naszego poczucia własnej wartości. Każdy człowiek, który ma w sobie choć odrobinę dumy, czuje się rozdarty wewnętrznie, gdy ktoś mu udowadnia jego bezwartościowość.

– Wykonywałem wszystkie polecenia z przyjemnością. Byłem radosny i silny. Nic mnie nie obchodziła duma ani strach. Zachowywałem nieskazitelność wojownika. Odpowiednie nastrojenie ducha, gdy ktoś po tobie depcze, to właśnie kontrola.

Don Juan wyjaśnił, że strategia dobroczyńcy wymagała, by zamiast użalać się nad sobą, jak czynił to wcześniej, natychmiast wziął się do roboty i poznał wszystkie mocne punkty, słabości i dziwactwa brygadzisty.

Okazało się, że największą jego siłą była gwałtowna natura i śmiałość. Postrzelił don Juana w biały dzień, na oczach tłumu ludzi. Jego wielką słabością było to, że lubił swoją pracę i nie chciał narażać się na ryzyko jej utraty. W żadnym wypadku nie poważyłby się zabić don Juana w biały dzień w obrębie domostwa. Innym słabym punktem była jego rodzina. Miał żonę i dzieci, które mieszkały w chacie w pobliżu hacjendy.

– Zbieranie takich informacji, gdy ktoś cię bije, to dyscyplina – wyjaśnił don Juan. – Ten człowiek był prawdziwym wrogiem. Nie zasługiwał na miłosierdzie. Według nowych widzących idealny mały tyran nie ma żadnej cechy, która mogłaby odkupić jego winy.

Don Juan stwierdził, że strategia dobroczyńcy prowadziła do opanowania dwóch pozostałych cech wojownika, których wcześniej nie posiadał: wytrwałości oraz wyczucia odpowiedniej chwili. Wytrwałość polega na cierpliwym czekaniu bez pośpiechu i niepokoju – na prostym, radosnym wstrzymywaniu odwetu.

– Codziennie musiałem się płaszczyć – ciągnął don Juan – i czasami płakałem pod biczem brygadzisty. A jednak byłem szczęśliwy. Strategia dobroczyńcy pomogła mi żyć z dnia na dzień, nie czując nienawiści do tego człowieka. Byłem wojownikiem. Wiedziałem, że czekam, i wiedziałem, na co czekam. W tym właśnie leży wielka radość bycia wojownikiem.

Plan dobroczyńcy wymagał, by don Juan systematycznie dręczył swego prześladowcę uciekając się pod opiekę wyższej instancji; podobnie widzący nowego cyklu w czasach konkwisty chronili się za tarczą kościoła katolickiego. Czasami zwykły ksiądz był potężniejszy od magnata.

Tarczą don Juana była kobieta, która dała mu pracę. Za każdym razem, gdy ją widział, klękał przed nią i nazywał ją świętą. Błagał, by dała mu medalik z wizerunkiem swojej patronki, do której mógłby się modlić o jej zdrowie i pomyślność.

– Dostałem medalik – ciągnął – i to wprawiło brygadzistę we wściekłość. A gdy udało mi się przekonać wszystkich służących do wieczornej modlitwy, niewiele brakowało, żeby dostał apopleksji. Chyba właśnie wtedy postanowił mnie zabić. Nie mógł pozwolić mi dalej działać. Ja zaś zorganizowałem wówczas wspólne odmawianie różańca przez wszystkich służących w domu. Właścicielka uznała mnie za niezwykle pobożnego człowieka. Od tamtej pory nie spałem spokojnie ani nie spędzałem nocy we własnym łóżku. Każdego wieczoru wchodziłem na dach. Dwukrotnie zauważyłem stamtąd brygadzistę, który szukał mnie w środku nocy z morderczym wyrazem twarzy.

– Codziennie wysyłał mnie do stajni. Miał nadzieję, że ogiery stratują mnie na śmierć, ja jednak oparłem o ścianę w kącie kilka ciężkich desek i chroniłem się za nimi. On o tym nie wiedział, bo od zapachu koni dostawał torsji – była to jeszcze jedna z jego słabości, najbardziej zabójcza, jak się miało okazać.

Don Juan powiedział, że wyczucie czasu steruje wyzwoleniem wszystkiego, co wcześniej było wstrzymywane. Kontrola, dyscyplina i wytrwałość stanowią tamę, za którą wszystko się gromadzi, a wyczucie odpowiedniej chwili jest śluzą w tej tamie.

Jedyną bronią brygadzisty była agresja, którą terroryzował robotników. Gdy zneutralizowało się jego agresję, stawał się niemal zupełnie bezradny. Don Juan wiedział, że brygadzista nie odważy się go zabić w obrębie domostwa, więc pewnego dnia obraził go w obecności innych robotników i w zasięgu wzroku właścicielki. Nazwał brygadzistę tchórzem, który śmiertelnie obawia się żony swego pana.

Plan dobroczyńcy wymagał, by don Juan poczekał na taką właśnie chwilę i wykorzystał ją do odwrócenia sytuacji. Niespodziewane rzeczy zawsze zdarzają się w taki sposób. Najniższy z niewolników zaczyna wykpiwać tyrana, ośmiesza go w obecności ważnych osób, szydzi z niego, a potem ucieka, nie zostawiając tyranowi czasu na zemstę.

– Brygadzista oszalał z wściekłości, ale ja już pokornie klęczałem przed właścicielką. – opowiadał don Juan.

Gdy kobieta weszła do domu, brygadzista i jego przyjaciele zawołali don Juana na tyły domu, rzekomo do pracy. Brygadzista był blady z gniewu. Don Juan odczytał jego zamiary z tonu głosu. Udał posłuszeństwo, ale zamiast pójść za dom, pobiegł do stajni. Miał nadzieję, ze konie narobią hałasu i właściciele przyjdą sprawdzić, co się dzieje. Wiedział, ze brygadzista nie ośmieli się go zastrzelić, bo wystrzał byłby zbyt głośny, a on za bardzo się bał utraty pracy. Don Juan wiedział też, ze brygadzista nie wejdzie do pomieszczenia, w którym znajdują się konie, chyba, ze zostanie sprowokowany ponad wszelką wytrzymałość.

– Wskoczyłem do zagrody najdzikszego ogiera, a mały tyran, oszalały z furii, wyciągnął nóź i rzucił się za mną. Natychmiast schowałem się za swoją ochroną z desek. Koń kopnął go raz i było po wszystkim.

– Spędziłem w tym domu sześć miesięcy i przez ten czas wyćwiczyłem się w czterech atrybutach wojownika. Dzięki nim odniosłem sukces. Ani razu nie użalałem się nad sobą i nie łkałem z bezsilności. Byłem radosny i spokojny. Miałem znakomitą samokontrolę i dyscyplinę i na własnej skórze przekonałem się, jaką przewagę daje nieskazitelnemu wojownikowi wytrwałość oraz wyczucie odpowiedniej chwili. I ani przez moment nie życzyłem temu człowiekowi śmierci.

– Dobroczyńca powiedział mi coś bardzo interesującego. Wytrwałość to wstrzymywanie siłą ducha zapłaty, o której wojownik wie, ze słusznie się komuś należy. Nie znaczy to, ze wojownik przez cały czas knuje intrygi wymierzone w innych albo myśli o tym, jak wyrównać przeszłe rachunki. Wytrwałość jest zupełnie niezależną cechą. Jeśli wojownik posiada kontrolę, dyscyplinę i wyczucie chwili, wytrwałość jest gwarancją, ze odda to, co należne, temu, kto na to zasłużył.
'Cokolwiek pomiedzy ludzmi konczy sie, znaczy nigdy sie nie zaczelo, gdyby prawdziwie sie zaczelo - nie skonczylo by sie, skonczylo sie bo sie nie zaczelo... cokolwiek prawdziwie sie zaczyna, nigdy sie nie konczy'
Avatar użytkownikapepex Mężczyzna
Zip
 
Posty: 393
Dołączył(a): 22 sty 2007, 20:51
Lokalizacja: KT-95 :P
Droga życia: 7
Typ: 7w8
Zodiak: Rak

Post 11 lip 2007, 17:04

Czemu zniknal moj komentarz? Poprosze o wytlumaczenie, bo na moj babski rozum (stary, co prawda, ale zawsze), byl kulturalny... ba, nawet piekny --- ech, ludzie, ludzie.... co Wam? Jak Wy planujecie to "Przebudzenie"? Wzkazujac "Poczucie własnej ważności" a innym skrzydla podcinanie? :(

Nazkain, czujesz sie "wazny" dyskryminujac? :-k

Pozdrawiam serdecznie

[A regulamin czytałaś? Patrz: punkt 10. Jeśli dla Ciebie przestrzeganie regulaminu jest podcinaniem skrzydeł, to możesz zaproponować inne rozwiązanie, może do czegoś dojdziemy ;). Gwoli jasności, napisałaś:

Katażynka napisał(a):Oj chwala Tobie za ten wklejnik - kocham Castaniede - pierwsze kroczki w RD stawialam z nim..


Takie posty (zwłaszcza te nic nie wnoszące do tematu) staram się usuwać od razu. Nie myśl, że chodzi mi specjalnie o Ciebie. Ale koniec z tym, bo robi się kolejny OT.

//"ż" za "Nazkaina" ;p]


10. Forum to nie czat - jednolinijkowe posty są bardzo niewskazane i w większości przypadków będą od ręki usuwane.

Well, ani czatowalam (Ty raczej na mnie ;)), a odpisalam (w temacie) z wdziecznoscia, ze ktos wkleil (w temacie), czesc ksiazki Carlosa Castaniedy, "Przygody Don Juana", bo od niej wlasnie zaczala sie moja "ezoteryczna" przygoda, wiele, wiele, wiele lat temu w LA, a dodam, ze dal mi te ksiazke pewien slynny dzisiaj aktor, ktory wtedy byl kelnerem w mojej ulubionej kluskarni (i pewien sentyment powrocil), no ale wiecej nie napisze, bo mnie o prywate, plotkowanie i o Bog wie o co jeszcze posadzisz NAZCAINIE!* :lol:

Zauwaz, ze staram sie wypacac ponad-jedno-liniowki, aby nie lamac punktu numer 10 regulaminu, ktory powinien ulec rewizji w celu niepodcinania skrzydelek Katażynkom, no! [-o<

Buziaczki i milego dzionku - u nas dopiero do wyrka idziemy.. uppsss - czatuje, zaraz mnie wytna! #-o

Ale punktu numer 10, nie zlamalam! :lol:

*Btw, jesli masz zone, to ona Aniolem Swietym byc musi! O:) =D>
"Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym daje łaskę."
Avatar użytkownikaKatarzynka Kobieta
 
Posty: 65
Dołączył(a): 14 gru 2006, 19:23
Lokalizacja: z Chipsa:)))

Post 13 sie 2007, 11:34

Jeżeli coś jest dla nas ważne, to jest dla nas wartościowe? I odwrotnie, jeżeli coś jest dla nas wartościowe, to staje się przez to ważne? Utrata ważności, hmmm, co to znaczy, czy jeżeli coś staje się dla nas mniej ważne, to równocześnie jest mniej wartościowe? Moim zdaniem ważność zyskuje wtedy, kiedy skupiamy uwagę na przedmiocie lub osobie ważnej dla nas (możemy to być my sami). Ale wartość w tym wypadku pozostaje bez zmian.
Jeżeli natomiast rezygnujemy z poświęcania uwagi sobie a zajmujemy się czymś innym, stajemy się w tym momencie mniej ważni dla siebie, ale znowu wartość pozostaje ta sama. Wartość człowieka czy jakiejkolwiek rzeczy nie ulega zmianie pod wpływem zyskiwania czy tracenie ważności. Jeżeli natomiast przyjrzymy się wywyższaniu się i podnoszeniu sobie przez to poczucia wartości, to jest to ślepa uliczka w rozwoju duchowym. Ale jak każda uliczka ma swoje wyjście i przynosi nam korzyść. Bo wszystko co robimy czy myślimy przynosi nam korzyść, no może nie zawsze w tym momencie widoczną dla nas.
Uczmy się wdzięczności dla wszystkiego co żyje, bo będziemy bardzo samotni.
--
Kto czyta i błądzi powienien zmienić lekturę..., http://zlotemysli.pl/lonia.php
Avatar użytkownikaLonia Kobieta
szczęśliwy człowiek
 
Imię: Lonia
Posty: 29
Dołączył(a): 28 cze 2006, 23:53
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Droga życia: 6
Typ: 4w5
Zodiak: skorpion

Post 13 lis 2007, 09:33

Hmm, podobnie jak częsc poprzednikow nie zgadzam się z łączeniem poczucia własnej wartości z poczuciem ważnosci. Wręcz odwrotnie. Gdy jestem pewna swojej wartości, nie zważam na swoją ważnośc w oczach innych, nie jest on dla mnie celm ani wyznacznikiem. Ktoś o mnie mówi, rozmawia na mój temat albo i nie - ale co z tego? Przecież cokolwiek by nie zrobili, nie powiedzieli - i tak znam swoją wartośc.
Chociaz z drguiej strony, poczucie własnej ważnosci jest bardzo częstym zjawiskiem u ludzi, dopiero teraz, kiedy przedstawiono to tutaj po imieniu zdalam sobie z tego jasno sprawę.
I generalnie zgadzam się z pepex, że
pepex napisał(a):Wydaje mi sie, ze utrata takiej waznosci pozwala nam popatrzec na wszystkie sprawy szerzej otwartym okiem

dokladnie. Bo to wtedy wychylamy wzrok poza czubek własnego nosa, oraz tych, ktorzy się tym naszym nosem zajmują ;) i możemy przypatrywac się głębiej, dokladniej innym zjawiskom, ludziom... nie zajmując się tym, co tak naprawde jest mało istotne ;)
Oprócz marzeń warto miec ciasteczka.
Avatar użytkownikamaiek Kobieta
 
Imię: Majka
Posty: 5
Dołączył(a): 12 lis 2007, 16:17
Lokalizacja: gród Kraka;)
Droga życia: 7
Zodiak: bliźniak

Post 18 wrz 2008, 22:32

maiek napisał(a):Gdy jestem pewna swojej wartości, nie zważam na swoją ważnośc w oczach innych, nie jest on dla mnie celm ani wyznacznikiem. Ktoś o mnie mówi, rozmawia na mój temat albo i nie - ale co z tego? Przecież cokolwiek by nie zrobili, nie powiedzieli - i tak znam swoją wartośc.


brawo, według mnie bardzo dojrzałe podejście po za tym że sam mam takie.

Mesive napisał(a):Nikomu też nie dałbym się spoliczkować. Nie sądzę, żeby droga do oświecenia prowadziła przez uniżenie i zezwolenie na pomiatanie sobą, dlatego że ktoś ma takie "widzi mi się". Nie wszystko można rozwiązać poddaniem, gdyż człowiek posiada coś takiego jak honor. Człowiek bez honoru nie szanuje samego siebie.


a może człowiek który cię spoliczkował ma ten sam problem emocjonalny co ty, bo z tego co mówisz zaraz po tym oddał byś czyli że nie jesteś wcale lepszy od niego.
szukając oświecenia trzeba by się zastanowić NIE nad tym -co ten człowiek mi zrobił tylko -dlaczego, co nim kierowało, dlaczego myśli że ma do tego prawo i jak bardzo został kiedyś zraniony by posunąć się do rękoczynów. moją reakcją na spoliczkowanie opisane w pierwszym poście było by raczej pytanie zadane w myślach: jak można argumentować swoją wyższość siłą, zrobiło by mi się żal tej osoby i wtedy można by zadziałać tzn: mocno przytulić do serca, by poczuła że jest akceptowana, mało tego by poczuła że nic nie ma znaczenia przy tak prostym geście jakim jest serdeczny uścisk ciał. polecam wszystkim, sam tego doświadczyłem (choć w innej sytuacji).
"Stosując zasadę oko za oko... uczyni się świat ślepym" Mahatma Gandhi.
Avatar użytkownikaksiążE Mężczyzna
mały choć już trochę starszy
 
Imię: emil
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, 09:28
Lokalizacja: leicester
Droga życia: 4
Typ: 4w5
Zodiak: bliźnięta

Post 18 wrz 2008, 23:10

Zgadzam się z pomysłem, jakoby wartość odnosiła się do jednostki, a ważność do jej pozycji w społeczeństwie. Jednakże nie zgadzam się, jakoby poczucie własnej wartości łączyło się z honorem(moim zdaniem przereklamowana rzecz), jak chce książE. Osobiście też raczej staram się raczej pomóc osobie która na mnie naskakuje.
Co do tracenia poczucia własnej ważności : co za dużo to niezdrowo. Trzeba zjechać do/wjechać na (niepotrzebne skreślić) poziom odpowiadający rzeczywistości i tyle. Podobnie z resztą jest z poczuciem własnej wartości.
"A funcioning police state needs no police"
--William Burrougs, "Naked Lunch"
Avatar użytkownikaelwis Mężczyzna
 
Imię: Bartek
Posty: 86
Dołączył(a): 02 wrz 2008, 10:39
Lokalizacja: Gdańsk
Droga życia: 8
Zodiak: waga

Post 18 wrz 2008, 23:57

elwis napisał(a):Jednakże nie zgadzam się, jakoby poczucie własnej wartości łączyło się z honorem(moim zdaniem przereklamowana rzecz), jak chce książE.

nie rozumiem że czego ja niby chcę?
:-k :dontknow: :-# :thumbright: :thumbleft: :lol:
"Stosując zasadę oko za oko... uczyni się świat ślepym" Mahatma Gandhi.
Avatar użytkownikaksiążE Mężczyzna
mały choć już trochę starszy
 
Imię: emil
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, 09:28
Lokalizacja: leicester
Droga życia: 4
Typ: 4w5
Zodiak: bliźnięta

Post 19 wrz 2008, 00:22

Ja się tu z tobą zgadzam, a tobie ciągle źle ;p Chodzi mi o to:
książE napisał(a):a może człowiek który cię spoliczkował ma ten sam problem emocjonalny co ty, bo z tego co mówisz zaraz po tym oddał byś czyli że nie jesteś wcale lepszy od niego.
"A funcioning police state needs no police"
--William Burrougs, "Naked Lunch"
Avatar użytkownikaelwis Mężczyzna
 
Imię: Bartek
Posty: 86
Dołączył(a): 02 wrz 2008, 10:39
Lokalizacja: Gdańsk
Droga życia: 8
Zodiak: waga

Post 19 wrz 2008, 00:37

nie jest mi źle, po prostu chyba jakoś nie fortunnie to ująłeś

elwis napisał(a):jak chce książE.


lub mój blond umysł tego nie ogarnął.

dobrze mi bardzo mi dobrze
:!: :!: :!: :thumbleft:
"Stosując zasadę oko za oko... uczyni się świat ślepym" Mahatma Gandhi.
Avatar użytkownikaksiążE Mężczyzna
mały choć już trochę starszy
 
Imię: emil
Posty: 65
Dołączył(a): 11 maja 2008, 09:28
Lokalizacja: leicester
Droga życia: 4
Typ: 4w5
Zodiak: bliźnięta

Post 19 wrz 2008, 12:00

Niefortunnie? To powszechnie przyjęte wyrażenie. :)
"A funcioning police state needs no police"
--William Burrougs, "Naked Lunch"
Avatar użytkownikaelwis Mężczyzna
 
Imię: Bartek
Posty: 86
Dołączył(a): 02 wrz 2008, 10:39
Lokalizacja: Gdańsk
Droga życia: 8
Zodiak: waga

Post 01 paź 2008, 13:34

Wszyscy tworzymy jedną całośc.Poczucie ważności tworzy nasze ego,które po prostu chce być ważne.To ego ocenia,krytykujei i cierpi.Nie walka,ale obserwacja własnego umysłu,emocji,uczuć jest wydaje mi się niezbędnym procesem do odkrycia własnego,prawdziwego "Ja".Chodzi też o wymazanie swojej osobistej historii,akceptaja i...przemiany. Wiem,z własnego doświadczenia,ze większość naszych problemów,powstaje właśnie z powodu ważności ego,cicha obserwacja procesów myślowych daje poczucie wolności i możliwość dalszego rozwoju na drodze duchowej.Tu cytat z książki Łukasza Krzywonia "Ukryty Blask-Świat Carlosa Castanedy": "Wojownik powinien być elastyczny w poruszaniu się po świecie,co idzie w parze z pogodą ducha.Niestety nasze poczucie ważności czyni z nas ociężałych i niezdarnych"...Praca nad sobą,i przejęcie odpowiedzialności za własne życie,daje dopiero poczucie wolności :) Pozdrawiam serdecznie.A tak przy okazji,czy ktoś może był na warsztatach magicznych według Carlosa Castanedy?
Kochajcie się nawzajem,lecz nie czyńcie z Miłości kajdan(...)I stójcie razem,lecz nie za blisko siebie:Gdyż kolumny świątyni stoją osobno,a dąb i cyprys nie wzrastają w swoim cieniu...
Avatar użytkownikaMargia Kobieta
Miłość-celem wszelkiej wiedzy
 
Posty: 6
Dołączył(a): 01 paź 2008, 11:32
Droga życia: 9

Powrót do działu „Mistrzowie, Nauka”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości