Psychologia, działanie mózgu.
Patrze na podstawie energii, uczuć i myśli. Będąc jedsnostką idyndywidualną daje nam uczucie wolności nie czując obarczenia przez bycie w związku z drugą osobą. Czy należy wpierw poczuć w pełni uczucie wolności aby przejśc do kolejnego wspaniałego ucuzucia przebywaniu z drugą połową? A może mamy się pozbyć uczucia braku wolności w związku ? Sądze, że związek jest drugim krokiem do tego aby stawać sie bardzie samodzielnym czyli mniej chcacym brać a więcej dawać od siebie. Czy da się aby zaistniały dwa odczucia naraz w jednej chwili ?
Adi Mężczyzna
Wszystko jednym.
 
Imię: Adrian
Posty: 9
Dołączył(a): 26 paź 2006, 15:05
Lokalizacja: Kielce
Droga życia: 37
Zodiak: Baran
a kiedy uwierzyłeś bracie, że związek jest ograniczeniem wolności i nas obarcza? jeśli takie cos ci siedzi w podświadomości to już wiesz nad czym pracować ;) a co do związków, wązne są intencje z jakimi weń wchodzisz i jesteś + oczywiście wszystkie Twoje podświadome programy, z których niekiedy możesz sobie nawet nie zdawać sprawy. W związkach, można się spełniać i czuć się wolnym, mozna i bez. W związku z osobą harmonizującą będziesz się szybciej rozwijał duchowo jesli takie macie intencje, może też być on Twoja kulą u nogi, gdy bedziesz niewolnikiem swej "miłości". Na pewno łatwiej przepracować pewne rzeczy samemu, a pewne w związku w praktyce, hehe :) aczkolwiek aby uniknąc czasem dość ostrych wywalanek, lepiej zacząć solo, i jeśli masz jakies oczekiwania do drugiej strony, tzn. jakapowinna być, wtedy zajmij się rozwinięceim ich u siebie jesli ci brak, wtedy prędzej czy póniej kogoś podobnego sie przyciągnie :)

jestem jak najbardziej za wolnymi związkami. problem w tym, jak sie ma wyobrażenie na temat wolności, na temat wolnych związków. To tak samo jak z wolną wolą, dla jednych to możliwość nawalenia sie i potwierdzenia swej wolności, dla innych jest to podróż w głąb siebie, oczyszczanie intencji i poddawanie sie Bożemu prowadzeniu. :) tyle.
_ Mężczyzna
 
Posty: 279
Dołączył(a): 11 maja 2005, 08:58

Post 05 lis 2006, 19:14

No właśnie o to chodzi, że wymagałem od partnerki aby była taka jaka bym chciał i sam miałem tego czego wymagałem i chciałemtego samego aby razem być szczęśliwym. Za to, że chciałem dobrze to usłyszałem, że jestem wymagający i mało wesoły. Właśnie o to chodzi, że można z kimś przeżyć długi czas nie widząc ważnych błędów drugiej osoby i ta druga osoba może wszystko robić dla ciebie gdy tlyko z nią jesteś a sama tego z dobrej woli nie przejawia. Dla mnie bycie wziązku to nie tylko brak opicia się alkoholem ale stania za tymi samymi poglądami i wartościami co partner i brak wysmiewania się z niego bezpośrednio jak i w otoczeniu innych ludzi. Dużo zwiąków powstaje po to aby tylko być z drugą połową i robić to co robi większość społeczeństwa i do seksu. Mi mianowicie chodzi o to aby ich wiązały wspólne plany, zainteresowania i chęci.
Adi Mężczyzna
Wszystko jednym.
 
Imię: Adrian
Posty: 9
Dołączył(a): 26 paź 2006, 15:05
Lokalizacja: Kielce
Droga życia: 37
Zodiak: Baran

Post 05 lis 2006, 23:22

Adi napisał(a):No właśnie o to chodzi, że wymagałem od partnerki aby była taka jaka bym chciał i sam miałem tego czego wymagałem i chciałemtego samego aby razem być szczęśliwym.


uważasz, że to prowadzi do szczęścia w związku? oczekiwanie i wymaganie od drugiej strony zmian? choćbyś oczekiwał nawet rzeczy najlepszych i tych które masz urzeczywistnione a partnerka nie, to zawsze to będzie ingerencja w jej wolną wolę. Co więcej, skutek najprawdopodobniej będzie odwrotny od zamierzonego. Nie poprawia się innych, i nie powinno się od nich tego oczekiwać w związkach, gdyż to oznacza jedno: brak akceptacji dla tej osoby takiej jaką jest. Powstaje więc pytanie po co z nią wtedy jesteś i czy kochasz ją taką jest czy kochasz wyobrażenie i oczekiwanie jakie masz na jej temat i to jaką powinna się wg. ciebie stać?? czystość intencji w takiej sytuacji pozostawia chyba wiele do życzenia, prawda? to co ci w niej nie pasuje, na pewno tez pokazuje ci w jakiś sposób z czym Ty masz problem, czego Ty w sobie możesz nie akceptować, takie lustereczko... :)

Adi napisał(a):Za to, że chciałem dobrze to usłyszałem, że jestem wymagający i mało wesoły. Właśnie o to chodzi, że można z kimś przeżyć długi czas nie widząc ważnych błędów drugiej osoby


dziwisz się? A czy to "dobrze" było dla niej dobre? czy ograniczanie w związku jest lepsze od dawania drugiej stronie swobody i wolności? co może z tego ona bardziej docenić (pomijając "dziewczynki", które by chciały żeby w całości się nim zaopiekował jakiś książę)? Nie dostrzeganie błędów partnerki można powiedzieć, że jest zaślepieniem. Bo nie chodzi o to by ich nie dostrzegać, ale by być ich świadomym (jak i swoich), akceptować je, wspólnie je poruszać a nie robić z nich tabu bądź kłótni.

Adi napisał(a):i ta druga osoba może wszystko robić dla ciebie gdy tlyko z nią jesteś a sama tego z dobrej woli nie przejawia.


nie ma to jak poświęcenie i "bycie sobą" w związku, hehe ;)

Adi napisał(a):Dla mnie bycie wziązku to nie tylko brak opicia się alkoholem ale stania za tymi samymi poglądami i wartościami co partner i brak wysmiewania się z niego bezpośrednio jak i w otoczeniu innych ludzi. Dużo zwiąków powstaje po to aby tylko być z drugą połową i robić to co robi większość społeczeństwa i do seksu. Mi mianowicie chodzi o to aby ich wiązały wspólne plany, zainteresowania i chęci.


czyli chodzi ci o harmonię celów, uczuć i energii ;) to jest ok, ale tego się nie wymusza i po pierwsze powinna być chyba akceptacja :> Z drugiej strony, jakieś różnice powinny być, bo ze swoim klonem mógłbyś się zanudzić ;)
_ Mężczyzna
 
Posty: 279
Dołączył(a): 11 maja 2005, 08:58

Post 06 lis 2006, 08:55

Dążyłem do celów życiowych które są uniwersalne dla ludzkości, więc każdy powinien do nich brnąć, więc każdego winna być taka wola. Doczekałem się odrzucenia jak zaakceptowałem tą osobę. Wyobrażenia i chęć bycia z druga osobą to pochodzi z jednego żródła z drugiej czakry, więc to powinno ze sobą współgrać; jedno wypełniać drugie, jedno wchodzić w drugie. Mówiąc o akceptacji to mówisz o aspekcie duchowym ja na tą chwilę chcem sobie wytłumaczyć sam czysty związek.
Jak dałem jej wszelką swobodę w swoim życiu prócz braku przebywania ze sobą zawsze jak jest tylko na to sposobność to zachciało jej się jeszcze więcej. Rozkręcilem ją a ona już nie chciała przestać że nawet wpadła na to, że głupio jej przy mnie poznawać innych chłopaków. Apropo jej problemów to je jej ukazywałem i nie chciała już mnie bo moim zainteresowaniem jest duchowość więc nawiązywałem do tego zbyt często i dawałem jej recepty ale nie potrafiła w pełni z nich korzystać.
Jak sam sobą się nie zanudziłem to powiedz w jaki sposób mógłbym nią.
Adi Mężczyzna
Wszystko jednym.
 
Imię: Adrian
Posty: 9
Dołączył(a): 26 paź 2006, 15:05
Lokalizacja: Kielce
Droga życia: 37
Zodiak: Baran

Post 06 lis 2006, 11:49

Adi napisał(a):Dążyłem do celów życiowych które są uniwersalne dla ludzkości, więc każdy powinien do nich brnąć, więc każdego winna być taka wola.


A jakie Ty masz prawo do określania tego, że każdy powinien? Zostaw ludzi w spokoju, bo widzę, że nie potrafisz pewnych rzeczy zaakceptować. Pozwól innym iść z Tobą, pozwól im iść własną ścieżką i pozwól im upadać, spadać na dno i być stagnacji jeśli tego chcą! Większość ludzi ma pewne pobożne życzenia ale tak naprawdę nie chce do tych "uniwersalnych celów" brnąć, bo to co mają teraz jest zbyt korzystne dla nich aby to pozostawić za sobą. Cokolwiek tu napiszę, nie ma znaczenia, nie ma sensu, jeśli sam nie zaczniesz oczyszczać swoich intencji dot. związków, bycia w związku itp.. http://www.inspiruj.com/?p=102
wtedy sam wiele zrozumiesz, jeśli podejdziesz do tego szczerze i uczciwie.
_ Mężczyzna
 
Posty: 279
Dołączył(a): 11 maja 2005, 08:58

Post 06 lis 2006, 23:52

Adi napisał(a):Sądze, że związek jest drugim krokiem do tego aby stawać sie bardzie samodzielnym czyli mniej chcacym brać a więcej dawać od siebie.

Więcej dawać? Związek zawiązywany jest nie dla drugiej osoby, ale dla samego siebie - dla poczucia bezpieczeństwa, satysfakcji, dumy.

Adi napisał(a):Dążyłem do celów życiowych które są uniwersalne dla ludzkości, więc każdy powinien do nich brnąć, więc każdego winna być taka wola.

Co jest uniwersalne dla ludzkości? Przypomina to głoszenie jedynej słusznej doktryny.
PRAWDA ZAWSZE SIĘ OBRONI, JEŚLI NIKT TEGO NIE ZABRONI ANI NIE OGRANICZY
Avatar użytkownikaNightwalker Mężczyzna
Racjonalista
 
Posty: 537
Dołączył(a): 11 maja 2005, 16:26

Post 07 lis 2006, 00:23

wydaje mi sie, ze zwiazki i relacje miedzy ludzmi powstaja z zupelnie innych przyczyn, niz nam sie wydaje.
Trudno mowic o jedynie slusznej doktrynie, bo sama doktryna z definicji bedzie zbyt ograniczona by byc uniwersalna ale nie wyklucza to istnienia pewnych praw i ogolnych programow, ktore moga dotyczyc calej ludzkosci.
...all these words I don't just say...
Avatar użytkownikaleaozinho Mężczyzna
 
Posty: 892
Dołączył(a): 28 lip 2006, 15:37
Lokalizacja: Ciapuły Dolne
Droga życia: 1

Post 07 lis 2006, 14:49

Nightwalker napisał(a):Więcej dawać? Związek zawiązywany jest nie dla drugiej osoby, ale dla samego siebie - dla poczucia bezpieczeństwa, satysfakcji, dumy.


I tak i nie ;) Jeśli związek jest zawiązywany z intencjami szukania w nim miłości, oparcia, bezpieczeństwa to zawsze się to będzie wiązać prędzej czy później z bólem. Ponadto taki związek to będzie wielki drenaż naszej energii, będzie prowadził do uzależnienia, poświęcenia, zaślepienia... Niech weryfikatorem tu będzie ból jaki pojawia się po zerwaniu związku.

Uważam, że w związku każdy partner powinien się koncentrować na sobie, a takie rzeczy jak poczucie bezpieczeństwa, miłość przerobić najlepiej przed wejściem w związek. Oczywiście dla większości ludzi to jakaś utopia i urojenia. No ale jeżeli, poczucie bezpieczeństwa mamy przerobione, kochamy i lubimy siebie, własne ciało... wtedy związek tworzy się na zupełnie innych intencjach. Co więcej nie uzależniasz się już, bo masz to wszystko w sobie, a gdy oboje jesteście szczęśliwi i nie szukacie w drugim tego szczęścia, wtedy możecie sobie to szczęście dawać, dzielić się nim i jest to już coś zupełnie innego od zwykłego związku. Bodajże Anthony de Mello podał w jednej ze swoich książek taki przykład, jak partner poświęca się, swoje własne szczęście dla szczęścia drugiej strony - obojga, i partnerka robi to samo... i mamy wspaniały związek nieszczęśliwych ludzi, ale niech żyje miłość! ;)
_ Mężczyzna
 
Posty: 279
Dołączył(a): 11 maja 2005, 08:58

Post 08 lis 2006, 15:50

El Rafael napisał(a):Oczywiście dla większości ludzi to jakaś utopia i urojenia. No ale jeżeli, poczucie bezpieczeństwa mamy przerobione, kochamy i lubimy siebie, własne ciało... wtedy związek tworzy się na zupełnie innych intencjach.



W praktyce to wygląda zupełnie inaczej. Nie można na samym sobie przerobić poczucia bezpieczeństwa. Z ciałem też nie jest tak, jak napisałeś, przynajmniej u mnie.
Wg mnie to właśnie dzięki tej drugiej osobie i razem z nią buduje się poczucie bezpieczeństwa w związku i zaakceptowuje się własne ciało. Bo lubienie własnego ciałka a przyzwyczajenie się np, że ktoś inny na nie patrzy to dwie zupełnie inne sprawy. I tego samemu nie da się wypracować.

A i nie za bardzo podoba mi się opcja przejścia przez kilka związków by się tego wszystkiego "najeść", i jak już się będzie takim najedzonym to wtedy stworzyć prawdziwy szczęśliwy związek. Dokładnie to co El Rafaelu powiedziałeś - utopia. Wg mnie.

Z własnych doświadczeń wiem, że dawanie szczęścia drugiej osobie nie jest pozbawianiem się go. Nie trzeba od razu rezygnować ze swoich radości, żeby sprawić radość drugiemu. Mi przykładowo sprawia więcej radości uszczęśliwianie niż bycie uszczęśliwianym. Jednak zazwyczaj uszczęśliwiamy się nawzajem :)

Śmiało mogę stwierdzić, że dopiero w związku odnalazłam szczęście i równowagę.

El Rafael napisał(a):Uważam, że w związku każdy partner powinien się koncentrować na sobie,


Ja uważam, że to jest właśnie przyczyna zrywania związków.
Ja opiekuję się nim, on mną. Ja mu pomagam, on mnie. Nie oznacza to "coś za coś". Nie chodzi o "ja tobie pomogę to i ty mi powinieneś", nie. Chodzi o wspólne pragnienie szczęścia drugiej osoby.

Nie potrafię się skoncentrować tylko na sobie, bo mogę wieloma rzeczami sprawić ból osobie, z którą jestem. A tego nie chcę, bo kocham. Związek to też niestety "związane ręce". Pewnych rzeczy trzeba sobie odmówić, żeby razem żyło się lepiej. Nie widzę w ogóle teorii bycia razem zajmując się tylko sobą.

Wg nie miłość opiera się głównie na przyjaźni, a co innego robi przyjaciel jak nie właśnie opiekuje się nami. Poza tym dochodzą jakieś tam pożądania fizyczne itd :) ale bez przyjaźni nawet najlepszy seks nie utrwali związku.

I niech żyje miłość! :)

pozdrawiam, narkomanów szczególnie |--[ <3 ]--- :)
Morphia
"We're jamming
I wanna jam it with you,
We're jamming, jamming
And I hope you like jamming too"
Avatar użytkownikamorphia Kobieta
biszkopt
 
Posty: 664
Dołączył(a): 08 cze 2005, 16:41
Lokalizacja: Radom/Kraków
Droga życia: 4
Typ: 4w5
Zodiak: baran

Post 08 lis 2006, 19:03

morphia jak się poczujesz powtarzając coś takiego w myślach w wyciszeniu z zamkniętymi oczami do swego partnera:

"Wybacz ale moje szczęście jest ważniejsze od naszego związku, moje szczęście jest ważniejsze od ciebie, Wybieram własne szczęście" ??

-odczucia do powyższego, powinny ci coś ciekawego powiedzieć... kiedyś sam tego spróbowałem i się oburzyłem a potem jakoś uciekłem od tego zajmując się niby "ważniejszymi" sprawami, no a jak się okazało to co mi wyszło przy tym, było warte uwagi. Ale to sobie uświadomiłem jak już dostałem po tyłku.


morphia napisał(a):Nie można na samym sobie przerobić poczucia bezpieczeństwa.


poczucie bezpieczeństwa to tylko stan umysłu i TAK, można je przerobić samodzielnie, gdyż jeżeli zaczyna się je uzależniać od czegoś, kogoś... wtedy stajemy się niejako zakładnikiem owej rzeczy/osoby, czujemy się od niej uzależnieni i boimy się to stracić to co nam zapewnia to złudne poczucie bezpieczeństwa.


morphia najpierw piszesz:

morphia napisał(a):Z własnych doświadczeń wiem, że dawanie szczęścia drugiej osobie nie jest pozbawianiem się go.


... a następnie dalej:

morphia napisał(a):Nie potrafię się skoncentrować tylko na sobie, bo mogę wieloma rzeczami sprawić ból osobie, z którą jestem. A tego nie chcę, bo kocham. Związek to też niestety "związane ręce". Pewnych rzeczy trzeba sobie odmówić, żeby razem żyło się lepiej.


no cóż, pomijając, że drugi cytat może zaprzeczać pierwszemu, to rezygnacji z siebie nie nazwałbym miłością... nieważne czy dla dobra związku czy czego innego bo: TO NIE JEST MIŁOŚĆ, no ale oczywiście może (i najczęściej tak jest) wydawać się inaczej ;)

Kocham siebie a więc pozwalam aby inni i mnie kochali
Kocham siebie a więc mogę i innych kochać

(z pustego ciężko nalać, no i trzeba też czasem oczyścić trochę podświadomość, żeby zobaczyć jakie to intencje, uczucia, mechanizmy, wzorce zwykliśmy nazywać miłością w odróżnieniu od tego czym ona faktycznie JEST)

Kocham siebie a więc pozwalam sobie i wybieram własne szczęście i pozwalam też na to innym
Ponieważ kocham siebie, mogę teraz dzielić nadmiar mojej miłości z osobą z którą jestem w związku. Będąc w związku nie muszę rezygnować z siebie, ze swojego szczęścia dla jego dobra, ponieważ uświadamiam sobie, że związek oparty na czystych intencjach umożliwia spełnienie się każdej stronie bez kompromisów i rezygnacji z przejawiania własnej istoty. Już wiem, że związek miłości, to dla mnie związek w którym każda strona koncentruje się na sobie, dzięki czemu może przejawiać w pełni swoje szczęście i dzielić się jego nadmiarem wzajemnie, oraz dalej wzrastać. Związek miłości to nie związek w którym strony muszą się docierać, ale w którym panuje harmonia CELÓW, uczuć i energii. Będąc w takim związku wiem, że nie mogę skrzywdzić drugiej osoby ani ona mnie, gdyż dzielimy owoce swych całości, a nie dopełniamy się jak wybrakowane połówki i nawet gdyby coś poszło nie tak, pozostaniemy z własnym szczęściem, miłością a życie przyniesie nam coś jeszcze lepszego. W takim związku nie muszę, się opiekować drugą stroną i nie muszę "grać" aby zdobyć cokolwiek od niej, gdyż każde z nas radzi sobie samodzielnie doskonale a łącząc siły możemy więcej zdziałać, zamiast koncentrować się na opiece. Już teraz wybieram czyste związki i czystą miłość, wybieram siebie i własne szczęście tak aby było ono zgodne z Najwyższym Dobrem moim i innych. Wybieram i uświadamiam sobie, że czyste związki i czysta miłość to co innego od bzdur jakie wpajano mi do głowy w procesie socjalizacji, od dzieciństwa, nawet od tysięcy wcieleń, uświadamiam sobie że czyste związki i czysta miłość nie ma nic wspólnego z wyobrażeniami o nich jakie to one powinny być i co jest społecznie uważane za słuszne. Czysta miłość to wolna miłość, to miłość bezwarunkowa. A czysty związek to celowy i harmonijny związek do dzielenia się nadmiarem własnego szczęścia i miłości... i czy jestem w nim czy nie, i czy się rozpadnie czy nie... zawsze jestem szczęśliwy, ponieważ związek jest dla mnie, dla dobra mojego i mojej partnerki, nigdy ja dla związku. W ten sposób nie uzależniam się od związku i nawet jeśli się skończy nie sprawia mi bólu. Otwieram się teraz w całym moim życiu na doświadczanie czystej miłości oraz na na czyste, harmonijne, najwyższej jakości związki.

-mógłby z tego być taki mały dekrecik ;) Jak widzisz mamy inne wyobrażenia dotyczące miłości i związków. Jak już nie raz usłyszałem, są one zimne i egoistyczne... no cóż, ja uważam inaczej i bynajmniej takiego podejścia nie nabrałem tylko z książek i z filozofowania. Mówi się, że człowiek uczy się na błędach i tak jest, jeśli wyciągnie z nich właściwe wnioski (a nie urojone) i świadomie spojrzy na daną sytuację, siebie, własne intencje. Powiem więcej: na dziś dzień nie czuję się gotowy do takiego związku o jakim piszę, ale będę. I wiem jedno: nie zadowolę się ochłapem! Przyjdzie taki dzień, że w takim związku będę, na pewno, ponieważ chcę się całkowicie spełnić, czyli również i w związku, więc albo się w nim spełnię albo mi przejdzie ochota na przejawianie się w związku miłości z partnerką ;) Poddaję to Bogu :) W drugą stronę, niezaspokojenia, upadku... nie przewiduję. Ufam i mam świadomość, że w najlepszym dla mnie czasie i miejscu to wszystko dokona się zgodnie z Boskim Planem ku Najwyższemu Dobru mojemu i innych. :)

Ale... dla osób nie rozwijających się duchowo to co powyżej napisałem będzie i tak:

-utopią*
-urojeniem*
-zwykłą bzdurą*
-nielogicznym wywodem*
-egoizmem*
-czymś może i sensownym ale totalnie rozmijającym się z PRAWDZIWYM życiem*
-wszystkim co powyżej, lub jeszcze czymś gorszym*

[* - niepotrzebne skreślić]

no i ok :) Każdemu według jego wyobrażeń i intencji :)

Tak więc, skoro życie jakie mamy jest odbiciem tego co mamy w głowach a właściwie w podświadomości, niech każdy wierzy w co chce i co mu pasuje, z czym mu najlepiej :) Ja tam już po czterech literach trochę dostałem, jeszcze więcej sobie przypomniałem i dziękuję serdecznie ale wole sobie tego syfu pooczyszczać bo jest co.

Miłego przejawiania :)
_ Mężczyzna
 
Posty: 279
Dołączył(a): 11 maja 2005, 08:58

Post 08 lis 2006, 19:48

Pisząc ten post liczyłem na pomoc profesjonalną taka jaka mi doradził El Rafael. Mam podobna wiedze co on ale się troche pogłubiłem i nie wszystko wiem. To co my przedstawiamy to wartości duchowe natomiast ty Morphiu przejawiasz to co każdy inny człowiek. Starasz się coś przemyślanego i na własnych doświadczeniach napisane lecz to nie rozwiązanie problemów. Napisałaś tak jakby związek był kulą u nogi i nie było czegokolwiek innego przyjemnego i nie posiadała jakichkolwiek zainteresowań.

Nie bedę komentował poczynań Morphi. Wszystko się zaczyna od siebie, przecież przyszliśmy na ten świat sami w odrębnym ciele fizycznym i oddzielnie umrzemy. Inni na tym świecie są dla siebei aby przerobic to co maja do przerobienia a my nie potrzbnie czepimay się od innych innych rzeczy.
Adi Mężczyzna
Wszystko jednym.
 
Imię: Adrian
Posty: 9
Dołączył(a): 26 paź 2006, 15:05
Lokalizacja: Kielce
Droga życia: 37
Zodiak: Baran

Post 09 lis 2006, 13:51

El Rafael napisał(a):morphia jak się poczujesz powtarzając coś takiego w myślach w wyciszeniu z zamkniętymi oczami do swego partnera:

"Wybacz ale moje szczęście jest ważniejsze od naszego związku, moje szczęście jest ważniejsze od ciebie, Wybieram własne szczęście" ??



Hm, w takim wypadku wybrałabym jego, bo jest moim szczęściem :)
Nie jestem uwiązana do niego, gdybym z nim nie była szczęśliwa nie byłabym z nim. I koniec. Nie jestem niewolnikiem. A to, że ja zrezygnowałam np. z wyjazdów co weekend za znajomymi wiąże się z tym, że wolę ten czas spędzić z nim. Nie oznacza to, że nie mogę wyjechać. Mogę i robię to, kiedy mam ochotę. On rzucił palenie. To też rezygnacja z czegoś, co niestety lubił. Ale razem odpowiadaliśmy sobie na takie pytania i najwidoczniej druga osoba była dla nas ważniejsza niż sprawy, z którym zrezygnowaliśmy.

Nie mówię, że mój związek jest idealny, bo nie jest. Wszystko się może zmienić i wszystko przydarzyć. Ale nie mogę z góry zakładać, że nam się nie uda. Że stanie się coś złego. Robię to, co uważam za słuszne, najważniejsze jest żeby nie żałować. Ja nie żałuję niczego, narazie.


Adi napisał(a):Napisałaś tak jakby związek był kulą u nogi i nie było czegokolwiek innego przyjemnego i nie posiadała jakichkolwiek zainteresowań.


:D
Przyjemne jest uczestnictwo w życiu tego forum, uwierzcie mi mój chłopak nie stoi za moimi plecami teraz :) jestem sama i robię teraz to, na co mam ochotę. Pewnie, że mam swoje zainteresowania. Ale czy w tym temacie mam Ci napisać, że lubię fotografię, książki, teatr? Czy chodzenie do teatru wykluczy chodzenie z Nim do teatru? Dla mnie to podwójna przyjemność. Nie róbcie ze mnie zaślepionej. Nie uwiązał mi kuli u nogi. I nie trzyma mnie w klatce. Naprawdę :)


Adi napisał(a):Wszystko się zaczyna od siebie, przecież przyszliśmy na ten świat sami w odrębnym ciele fizycznym i oddzielnie umrzemy.


Sam nie przyszedłeś na świat. Rodzice mieli w tym znaczny udział. Wiem, że umrę oddzielnie. Ale chciałabym, żeby ktoś przy mnie wtedy był, ktoś kogo kocham.


Jeżeli taka macie wolę iść samemu przez życie, to wasza sprawa. To, co wy piszecie jest dla mnie wielka paranoją.
Adi napisał(a):To co my przedstawiamy to wartości duchowe natomiast ty Morphiu przejawiasz to co każdy inny człowiek.

Nie, wy po prostu nie doświadczyliście tego, co ja. Nie mówię, że jestem lepsza, bo czuję tak a tak. Mówię tylko, że odczuwam to inaczej.

El Rafael napisał(a):no cóż, pomijając, że drugi cytat może zaprzeczać pierwszemu, to rezygnacji z siebie nie nazwałbym miłością... nieważne czy dla dobra związku czy czego innego bo: TO NIE JEST MIŁOŚĆ, no ale oczywiście może (i najczęściej tak jest) wydawać się inaczej Wink

widzisz, myślisz o czymś innym. Posłużę się już tymi nieszczęsnymi papierosami. Rzucił palenie bo wiedział, że mi to przeszkadza, a jednocześnie wiedział, że truje organizm, ale sam dla siebie by tego nie zrobił. Czy taka rezygnacja jest dla Ciebie brakiem miłości?

Nie zrezygnowałam z niczego PRZEZ Michała, wiem, że on sam by nie chciał, żebym zrezygnowała z czegoś, co lubię robić. I tak samo ja nie chciałabym, żeby przeze mnie on z czegokolwiek rezygnował. Bo nie chcę być jego kulą u nogi. I nie jestem :)

Z własnych doświadczeń wiem, że można dla kogoś się poświęcać nie rezygnując z siebie. I to nie jest nawet w związku, dzieje się tak w przyjaźni, w domu.
Czy wy nigdy nie czerpaliście radości z pomagania innym ludziom? Czy wam sprawia radość skupienie się na sobie tylko?

Kiedy ktoś z waszych bliskich jest chory to idziecie do niego w odwiedziny, żeby poczuł, że o nim pamiętacie i troszczycie się o niego? czy zadzwonicie, bo nie chcecie, żebyście się zarazili? To jest banalny przykład, ale jeśli naprawdę wg was powinniśmy się skupiać przede wszystkim na sobie, to w takim razie dzwonicie, tak?
A co się dzieje jak wy jesteście chorzy? Pewnie ktoś koło was chodzi, przynosi leki, podaje herbatę. I nie myślicie, że to jest wyzbycie się przez tego kogoś radości, bo mógł zamiast siedzenia z wami obejrzeć jakiś serial w tv, który uwielbia. Pewnie wasze mamy robiły tak od zawsze. Czy to oznacza, że was nie kochały? Nie, to oznacza, że kochały was bardziej niż siebie, że dla waszego dobra poświęcały się i cieszyły z was.


El Rafael, stworzyłeś sobie własną wizję odpowiedniego związku, dążysz do niej. I dobrze. A ja mam swoją wizję i nie chcę sama sobie budować fundamentów pod ten związek, chcę to robić z kimś. I wiem, że razem zrobimy to lepiej.

Dziwne to, po co Ci w takim razie związek z kimś, skoro sam do wszystkiego możesz dojść?


Adi napisał(a):Nie bedę komentował poczynań Morphi.

za późno, zrobiłeś to akapit wcześniej :)


pozdrawiam.


PS: I nie sądźcie, że z waszych wypowiedzi sobie drwię czy nie myślę nad nimi, są dla mnie ważne, i w jakiś sposób pomagają mi budować lepszy związek. Dziękuję :)
"We're jamming
I wanna jam it with you,
We're jamming, jamming
And I hope you like jamming too"
Avatar użytkownikamorphia Kobieta
biszkopt
 
Posty: 664
Dołączył(a): 08 cze 2005, 16:41
Lokalizacja: Radom/Kraków
Droga życia: 4
Typ: 4w5
Zodiak: baran

Post 09 lis 2006, 14:27

morphia napisał(a):Pewnie wasze mamy robiły tak od zawsze. Czy to oznacza, że was nie kochały? Nie, to oznacza, że kochały was bardziej niż siebie, że dla waszego dobra poświęcały się i cieszyły z was.


nie jestem pewny czy to jest najlepszy przyklad. Relacja matka-dziecko rozni sie zasadniczo od relacji partnerskiej, zarowno charakterem jaki przybiera jak i przyczynami nawiazania takiej relacji. Dziecko jest czescia matki. Jest wylonieniem jej energii potencjalnej, za ktora jest ona odpowiedzialna wiec zupelnie normalnym jest, ze automatycznie troszczy sie ona o swoje dziecko jak o siebie sama albo lepiej. W zwiazki z partnerami wchodzimy by dokonac wymiany pewnych elementow, splacic dlug karmiczny, przeprowadzic operacje miedzywymiarowa, w ktorej charakterystyka partnera (lub partnerow) moze byc przydatna. Z punktu widzenia czysto ludzkiego mozna wtedy mowic o milosci, zakochaniu, przywiazaniu itd ale sa to jedynie objawy i skutki procesow zachodzacych na innym zupelnie planie. Mozna myslec sobie, ze pragnie sie szczescia drugiej osoby bardziej niz swojego ale to jest iluzja i zaslepienie. Tak naprawde dochodzi do wymiany elementow miedzy ukladami partnerow. Jesli partnerzy nie podnosza poziomu zwiazku, nie zmieniaja pola wibracyjnego, ktore tworza wspolnie i w ktorym ewoluuja - zwiazek konczy sie i istoty szukaja nowych partnerow, ktorych charakterystyka bardziej bedzie odpowiadac ich potrzebom w dalszej ewolucji. Dlatego, miedzy innymi rozstajemy sie - choc sa tez inne przyczyny.

Jeszcze slowo o tym przykladzie z papierosami:
zawsze mozna sobie wmawiac, ze rzucamy palenie dla partnera, gdyz jemu/jej to przeszkadza ale tak naprawde odnajdujemy po prostu wystarczajaca motywacje do podjecia wiazacej decyzji. Ludzie, ktorzy sa zbyt krotkowzroczni lub po prostu zbyt glupi, by zrozumiec, ze palenie im szkodzi potrzebuja innych bodzcow, innych motywacji lub innych ludzi - dzieki ktorym moga pozbyc sie tego chorego przyzwyczajenia.
...all these words I don't just say...
Avatar użytkownikaleaozinho Mężczyzna
 
Posty: 892
Dołączył(a): 28 lip 2006, 15:37
Lokalizacja: Ciapuły Dolne
Droga życia: 1

Post 09 lis 2006, 14:55

leaozinho napisał(a):nie jestem pewny czy to jest najlepszy przyklad. Relacja matka-dziecko rozni sie zasadniczo od relacji partnerskiej, zarowno charakterem jaki przybiera jak i przyczynami nawiazania takiej relacji.

może mi się instynkty macierzyńskie uwidaczniają.

W takim razie kiedy kobieta nosi dziecko, a mężczyzna się nią opiekuje, wtedy na jaw wychodzi wielki egoizm, bo nie jest to troska o tą kobietę, a o tą część siebie w niej.

Czy może to ja żyję w utopijnym świecie, w którym ja troszczę się o niego a on o mnie? A cała reszta świata wyznaje zasadę, że Ja jestem najważniejszy.

Już kiedyś mówiłam, że duża część tego, jak chcę żeby wyglądał mój związek bierze się z obserwacji rodziców. I u nich tez nie zauważyłam, by przejmowali się jedynie sobą że się o siebie troszczą. Większość ludzi wiekowo zbliżonych do moich rodziców, którzy robią wszystko dla siebie albo nie jest szczęśliwa w związku, albo już dawno się rozstała. Więc naprawdę nie jestem przekonana do takiego rozumowania jakie proponuje El Rafael.

I tu moja wiedza opiera się na obserwacji. Nie znajdziemy uniwersalnego złotego środka dla stworzenia udanego związku, każdy musi sam wiedzieć czego chce.


leaozinho napisał(a):Ludzie, ktorzy sa zbyt krotkowzroczni lub po prostu zbyt glupi, by zrozumiec, ze palenie im szkodzi potrzebuja innych bodzcow, innych motywacji lub innych ludzi - dzieki ktorym moga pozbyc sie tego chorego przyzwyczajenia.


Zrozumienie, że palenie szkodzi zdrowiu to pierwszy krok. Nie wiem, czy widziałeś, co się dzieje z psychiką ludzi, którzy sa w trakcie rzucania/odtruwania się. Niektórzy potrafią sobie tak sprytnie wytłumaczyć, a co gorsza wmówić komuś innemu, że szkodzi zdrowiu ale pomaga w życiu psychicznie. Ja takich wywodów słuchałam pełna podziwu, jak można coś takiego wymyślić. Niesamowite jak używka może działać na organizm człowieka.
"We're jamming
I wanna jam it with you,
We're jamming, jamming
And I hope you like jamming too"
Avatar użytkownikamorphia Kobieta
biszkopt
 
Posty: 664
Dołączył(a): 08 cze 2005, 16:41
Lokalizacja: Radom/Kraków
Droga życia: 4
Typ: 4w5
Zodiak: baran

Powrót do działu „Psychologia”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości

cron