Wszystko inne dotyczące ezoteryki i spraw poruszanych w Przebudzeniu.
easy russian napisał(a):ten pan ma 71 lat :) http://www.youtube.com/watch?v=qIAIQIxw ... ure=fvwrel


Ha ha ha ha ha. Na reklamie przed filmem jest Ibisz z szamponem udający spontan. xDDD
Nie spodziewałem się, że Ibisz ma aż 71 lat...

Te operacje...
Straszne...
XDDD

A co do filmu to widać, ze pan od 71 lat lubi i dobrze czuje się w swoim ciele. :thumbright:
Avatar użytkownikaSinbard Mężczyzna
Blackbird
 
Imię: Mariusz
Posty: 1888
Dołączył(a): 20 kwi 2011, 13:05
Lokalizacja: Multiwersum.
Zodiak: Wodny Smok
Enlil napisał(a):
Til napisał(a):w użyciu jest kilka środków (większościowo z resztą pochodnych ludowych produktów) które zwiększają odporność

Pisząc wyżej o naturalnych zdolnościach organizmu miałem na myśli całkowity brak wspomagania się jakimikolwiek środkami zewnętrznymi - tak więc ogromna część medycyny naturalnej tutaj również odpada. Taoiści twierdzą, że medycyna (ta chińska, tradycyjna, bo ta współczesna wówczas jeszcze nie istniała) w rzeczywistości powinna być ostatecznością, a nie stanowić remedium na problemy; gdyby wszyscy ludzie stosowali się do prawidłowych zaleceń, mogłaby nie istnieć. A prawidłowy rozwój człowieka, według nich, pozwala uniezależnić się od negatywnych wpływów (uodpornić się na nie) - zarówno fizycznych, jak i energetycznych.

Ach, rozumiem co masz na myśli. Cóż, w zasadzie tym zajmuje się fizjoterapia - doprowadzeniem organizmu do sprawności... Najbardziej kojarzy się ona większości z rehabilitacją po urazach, bo to spora część, ewentualnie z naprawianiem różnych zwyrodnień, skrzywień, wad postawy, przeciążeń i tak dalej - pod warunkiem że nie doszło do tak silnego uszkodzenia że jest potrzebna interwencja chirurgiczna żeby naprawić zerwane więzadła, mięśnie itd. Ale zajmuje się też np. polepszeniem wydolności oddechowej osób które mają choroby płuc - dążąc do wzmocnienia mięśni oddechowych i dzięki temu do lepszej wentylacji płuc, a poprzez to do lepszego ich wentylowania i zmniejszenia ilości infekcji i innych powikłań przewlekłej choroby płuc... Owszem, wielu lekarzy nie kieruje do fizjoterapeutów tak często jak powinno (pominę już fakt że NFZ aktualnie wymaga żeby do fizjoterapeuty kierować poprzez lekarza specjalistę fizjoterapii - nie można bezpośrednio). Z drugiej strony, prawdopodobnie często tak jest też przez pacjentów - lekarze widzą że pacjenci nie chodzą na fizjoterapię... Tak działa na lekarzy m.in. jakże częsty obrazek kiedy przed oddziałem pulmonologicznym, diabetologicznym czy kardiologicznym siedzi sobie pacjent na wózku inwalidzkim - po amputacji obu nóg ze względu na zatory, po 2 zawałach, z cukrzycą i pali papierosa który jest potężnym czynnikiem ryzyka powikłań i rozwoju w tych wszystkich chorobach i wielu innych... Pacjenci kardiologiczni i cukrzycowi regularnie mający po 100-150kg wagi i 'nie panie doktorze, nie mogę schudnąć', ale do dietetyka nie pójdą, diety nie zastosują nawet jak im się dobierze dokładnie, wypyta z czego mogą zrezygnować a co *muszą!* jeść bo inaczej nie wytrzymają itd... A dieta ma dowiedzioną ogromną skuteczność - odpowiednia dieta i powrót do normalnej wagi z otyłości/nadwagi potrafi nie tylko zahamować rozwój cukrzycy i jej powikłań, ale wręcz cofnąć tą chorobę, w początkowych stadiach wręcz lecząc całkowicie... I co z tego skoro pacjentom wygodniej łykać tabletki i dalej żreć golonkę i boczek popijając piwem?
Lekarz też nie jest świętym, a będąc inteligentną osobą (skoro ukończył studia pewnie taką zwykle jest) w końcu się uczy że większości pacjentów nie warto wpajać takich metod jak właśnie wyleczenie dietą cukrzycy - bo zwyczajnie pacjent to oleje... Albo jak mu lekarz nie da antybiotyku na infekcję wirusową to pacjent na niego naklnie, nawrzuca i pójdzie do innego lekarza, w dodatku jeszcze rozpowie po mieście że konował jeden nie chciał go leczyć jak cierpiący był, pewnie na łapówkę czekał...

Przykro mi, ale to niewdzięczna praca, z aktualnymi nagonkami też bardzo niedoceniana... Z resztą, dlatego utrzymują się albo ci co na prawdę biorą na boku, albo ci którzy czują powołanie... Reszta zwyczajnie się wypala szybko zawodowo... A teraz już też nie tak wielu pewnie bierze na boku, bo większość się boi ;) Teraz można płacić ogromne sumy nie tylko za faktyczne przestępstwo, ale za to że się zrobiło coś/podało lek z którym NFZ się nie zgadza i nie chce refundować mimo że na całym cywilizowanym świecie takie leki (lepsze! mające mniej działań niepożądanych!) się stosuje ze świetnym efektem, często zastępując stare, gorsze leki... Co z tego skoro mamy komunistyczny system - musi być dla wszystkich, ale byle jako, chyba że ktoś chce prywatnie się leczyć... Z resztą pacjenci przeważnie uważają że im się należy, że skoro służba zdrowia, to proszę mu służyć... Często z resztą też mamy związane ręce - bo chcielibyśmy dać lepszy lek, zastosować lepszą metodę itd., ale NFZ nie zapłaci, nie pozwoli, a lekarz z własnej kieszeni nie może leczyć pacjentów (ba, pacjent nie może z własnej kieszeni się leczyć bo jeśli szpital ma umowę z NFZ na danych oddziałach to nie może na nich robić procedur za prywatne pieniądze) ;)

Z resztą, wracając do tematu, do fizjoterapii coraz bardziej wchodzą różne metody wywodzące się ze wschodu - jak choćby techniki zaczerpnięte z Tai Chi, Chi Kung, Jogi i pewnie paru innych systemów o których mam znacznie mniejsze pojęcie... Ale w tym też robi się badania kliniczne - sprawdzające np. jaka jest skuteczność konkretnych ćwiczeń w porównaniu do klasycznej rehabilitacji ruchowej. I wychodzi na to że np. Tai Chi i Chi Kung mają bardzo dobre działanie i o ile nie są wykonywane na siłę, tylko tak jak się powinno - do poziomu do jakiego się może - dają spory pozytywny efekt nawet osobom które dopiero na starość zaczęły trenować...
Joga akurat jest dyskusyjna, bo pewne jej pozycje są dość obciążające dla niektórych stawów, w tym kręgosłupa, więzadeł i ścięgien, i nie wszystkie można z czystym sercem polecić każdemu - trzeba bardzo indywidualnie je dobierać, szczególnie u osób chorych... Ale są tam też ćwiczenia które mają udowodnione pozytywne działanie...

Podobnie z resztą jest z różnymi rodzajami psychoterapii używanej w najróżniejszych schorzeniach. Jeśli jest potrzebny psychiatra i leki, to leki zwykle są stadium przejściowym - mają za zadanie doprowadzić pacjenta do stanu w którym psycholog będzie mógł z nim pracować - bo pacjent musi kontaktować, myśleć logicznie i choć trochę plastycznie żeby psycholog mógł coś zrobić... A w niektórych chorobach bez leków, kiedy rozregulowane jest działanie neuroprzekaźnikowe mózgu, za cholerę nie da się dojść z pacjentem do stanu w którym da się z nim pracować... Poza tym... Co z tego że można psychoterapią się wyleczyć na stałe z rozmaitych schorzeń, kiedy pacjenci nie chcą? Tak samo jak wyżej wspomniane z cukrzycą i papierosami, golonką i piwem - wygodniej jest łykać codziennie tabletki niż chodzić przez rok, dwa, trzy co tydzień albo dwa razy w tygodniu na sesję terapeutyczną (z czasem rzadziej). Tak nie trzeba nigdzie wychodzić tylko co parę miesięcy do lekarza po nową receptę...

Jest masa takich sytuacji w medycynie. A my nie możemy pacjentów zmusić do tego żeby się zmienili żeby się wyleczyć. My możemy proponować, prosić, a oni mogą nas mieć gdzieś (i zwykle mają).
Pewną nadzieją są młode osoby, bo często lepiej stosują się do zaleceń, ale tu też (z resztą jak i u starszych) widać ogromną zależność od statusu społeczno-ekonomicznego i od wykształcenia... Ludzie w wyższym jednym i drugim zwykle bardziej chcą się leczyć, ci z niższym mają zwykle bardziej to wszystko gdzieś. Acz to też nie jest regułą bez wyjątków ;) Jednak im bardziej wyedukowane społeczeństwo, tym większa szansa że ludzie będą chcieli się wyleczyć, a nie tak jak teraz przeważnie tylko doprowadzić się do znośnego stanu...
Enlil napisał(a):Lekarze, szpitale, medycyna... brak uczciwości i błędy są wszędzie, nie ma co bronić środowiska medycznego lub przedstawiać go w korzystniejszym świetle, niż innych środowisk. Są to ludzie, którzy wywodzą się ze niezbyt zaawansowanego społeczeństwa tak samo jak i politycy, policjanci, medycy alternatywni, i wszyscy inni.

Again, nie wszystkie inne zawody mają taki przesiew na wstępie jak dość wysokie progi przyjęć i potem tak wiele lat nauki, która do najłatwiejszych nie należy. Dlatego właśnie to nie do końca jest grupa zawodowa która przystaje dobrze do przekroju społeczeństwa. Acz oczywiście że będą najróżniejsze zwyrodnienia, jak wszędzie, bo ludzie pozostają ludźmi. A żeby chcieć babrać się w ludzkich wnętrznościach i wydzielinach moim osobistym zdaniem jako studenta 6. roku, trzeba wyraźnie mieć coś nie tak w głowie na starcie ;)
Enlil napisał(a):
Til napisał(a):Ja jestem zwolennikiem teorii darwinizmu będącego narzędziem inteligentnego projektu ;)

Ok. Warto zastanowić się zatem, czy owa inteligencja, której produktem jest współczesny człowiek, nie wiedziała, co robi, tworząc człowieka - jak piszesz - "kruchego". Wyobraźnia ludzka nie zna granic w powiększaniu i ulepszaniu środowiska - jednak rozglądając się wokół, nie wszyscy tak jednoznacznie i entuzjastycznie oceniają efekty ingerencji człowieka.

Ja uważam że świetnie wiedziała co robi tworząc człowieka takim jakim jest, oraz świetnie wiedziała w jakim kierunku się rozwinie. Nie można być wszechwiedzącym i nie wiedzieć czegoś ;P Dlatego m.in. uważam że rozwój technologiczny i wszystko do czego prowadzi, jest częścią całości. Gdyby Jasność nie chciała żeby człowiek takie rzeczy wymyślał, dałaby mu umysł który nie byłby zdolny do myślenia akurat w tym, tylko w innym kierunku ;) Dlatego uważam że rozwój technologiczny jest de facto 'pomyślany' jako przyspieszone przedłużenie ewolucji...


Katie554 napisał(a):Spotkaliście się już kiedyś w jednym z poprzednich wcieleń, byliście rodzeństwem i też byliście odmiennego zdania. Może kiedyś się to zmieni? Ale pewnie nie prędko.

Ja nie umiem się co do tego wypowiedzieć, zwykle dopiero po pewnym czasie bliższej znajomości z kimś zaczynają mi się pojawiać fragmenty odpowiednich wspomnień jeśli go znałem... Acz czasem odnoszę wrażenie że tak na prawdę to bardzo mały świat, z bardzo ograniczoną ilością dusz - po tym ile spotykam osób z którymi możemy nawzajem uzupełniać i dopowiadać sobie pewne wspomnienia ;P

Katie554 napisał(a):Rozumiem, rozmowa nie jest merytoryczna, przepraszam. Mam nadzieję, że kiedyś dojdziecie do porozumienia.
Pozdrowienia.

Bardzo często sama rozmowa, dyskusja, wymiana poglądów jest o wiele bardziej kształcąca i rozwijająca niż dojście do jakiegoś wniosku. Nie musimy się zgadzać żeby się uczyć od siebie nawzajem, ważne żeby obie strony dyskusji podchodziły do niej w miarę merytorycznie, starając się uzasadniać i argumentować co do swoich racji, nie twierdząc że 'tak, bo tak' - myślę że ta rozmowa tutaj spełnia ten warunek ;)
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
Fakt, "nie musicie się zgadzać żeby się uczyć od siebie nawzajem". Wasza rozmowa jest znakomitym tego przykładem. Jesteście niesamowici. Pozdrowienia.
Katie554 Kobieta
Coś naturalnego
 
Imię: Wiesława
Posty: 63
Dołączył(a): 21 maja 2011, 12:10
Droga życia: 33
Zodiak: Wodnik
easy russian napisał(a):ten pan ma 71 lat :) http://www.youtube.com/watch?v=qIAIQIxw ... ure=fvwrel

Obejrzałem sobie. Bardzo ładnie ;)
I to z resztą trzeba promować i wielu lekarzy stara się to robić.

Aktywność fizyczna, uprawianie sportu i generalna poprawa kondycji pozwala utrzymać zdrowie i lepsze samopoczucie do lat późnej starości - szczególnie często poleca się nordic-walking i pływanie które mają badania kliniczne i potwierdzoną skuteczność zwiększania wydolności szczególnie dobrze w porównaniu do innych sportów, przy jednoczesnym stosunkowym odciążeniu stawów - w nordic-walking przez to że przenosi się część ciężaru na ręce, w pływaniu przez odciążenie 'zawieszeniem' w wodzie - co często jest dość ważne u osób starszych które zwykle mają różne zwyrodnienia i inne problemy ze stawami, a jednocześnie obie te dyscypliny działają na praktycznie prawie wszystkie możliwe partie mięśni w ciele.
Ogólnie aktywność fizyczna jest jak najbardziej promowana i polecana każdemu, jak już ktoś bardzo nie może ze względu na słabą wydolność, to poleca się żeby codziennie co najmniej pół godziny - godzinę spacerował, natomiast jeśli może, to każdy powinien uprawiać sport przez przynajmniej pół godziny dziennie, a najlepiej koło godziny - wtedy znacząco redukuje się ryzyko nie tylko chorób krążenia i płuc, tudzież układu ruchu, ale ogólnie zmniejsza się ryzyko zapadnięcia praktycznie na wszystkie choroby przez ogólne poprawienie stanu organizmu...
Z resztą, różne inicjatywy i ruchy promujące aktywność fizyczną wychodziły ze środowiska lekarskiego i ogólnie medycznego (nie tylko, ale między innymi). Tylko po co, skoro wygodniej siedzieć przed telewizorem/komputerem i nie dożywać emerytury? ;)

Ostatnio też wyszło naukowcom że z kolei wysiłek intelektualny ma bardzo duże znaczenie przy chorobach neurologicznych - Alzheimer, demencja starcza i tym podobne. Okazało się że osoby które zachowują do późna aktywność intelektualną - pracują w zawodach wymagających takiej aktywności mają zdecydowanie mniejszą zapadalność na te choroby. Podobnie osoby które rozwiązują dużo krzyżówek, łamigłówek i podobnych - mają znacząco niższą zapadalność, a jeśli już to zwykle lżej chorują niż porównywalna grupa tego nie robiąca. Z resztą wszelkie rzeczy które zaburzają codzienny, wyuczony rytm działają dobrze - choćby tak małe zmiany jak co jakiś czas otwieranie drzwi lewą ręką a nie prawą, pójście trochę inną drogą niż zwykle do sklepu, albo pójście do innego kościoła niż co niedzielę etc. - w zasadzie niewielkie, łatwe dość do wprowadzenia zmiany które sprawiają że nie jeździ się codziennie od stacji A do B po tych samych szynach de facto już odruchowo wyłączając całkiem mózg, tylko zmusza się go do aktywności, do uczenia się nowych rzeczy - wszystko to sprawia że umysł działa lepiej, a przede wszystkim działa dłużej... Bo o średni wiek nam się wydłuża, to niestety bolączkami wieku starczego stają się właśnie choroby neurodegeneracyjne, stąd gorączkowe poszukiwanie rozwiązań (bo chyba nikt za bardzo nie chciałby żeby go taka choroba dotknęła) - a okazuje się że profilaktyka może być tak prosta, łatwa i przyjemna, o ile ktoś tylko zechce się ruszyć z ciepłego legowiska codziennych nawyków i zbudzi swój mózg do nowej aktywności ;)

Więc to nie do końca tak że nie bada się i nie promuje metod które leczą albo zapobiegają bez ingerencji farmakologicznych i innych ;) W Polsce jest taki deficyt lekarzy że dopiero gdybyśmy zredukowali aktualną liczbę chorujących do 20% to mielibyśmy satysfakcjonujący odsetek lekarzy przypadający na 10000 chorych, więc tak na prawdę nikt nie ma, poza może firmami farmaceutycznymi, interesu w tym żeby trzymać wszystkich chorych w chorobie, bo i tak jest ich za dużo i służba zdrowia, szczególnie w obecnym socjalistycznym kształcie jest niewydolna ;P
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
Ja mam ciągle wrażenie, że oprócz medycyny powinien powstać dodatkowy kierunek prewencyjny. Tak jak w efekcie rozwoju chemii i związanym z tym zanieczyszczeniem powstała ochrona środowiska. Nie ma nic przeciwko lekarzom uważam, że są bardzo potrzebni ale może należałby ich trochę odciążyć i nie biegać do nich bez większego powodu? Mam na myśli taki kierunek który byłby całkowicie niezależny ale ściśle pracujący z lekarzami. Można by promować w nim zdrowy styl życia, odżywiania, ruchu, energoterapie, ziołolecznictwo itp. Ludzie na przykład po okresowych badaniach z ryzykiem potencjalnego schorzenia trafialiby do ośrodka prewencyjnego by ćwiczyć jogę, skorzystać z sałny, czy popływać a później wykupić dwumiesięczną kurację ziołową. Dla zestrersowanych można by urządzać pogadanki z psychologiem, jak walczyć ze stresem lub wizytytę u bioeneroterapeuty - i wszystko to na receptę. W ten sposób wielu chorobom można by zapobiegać skuteczniej i w ten sposób również odciążać lekarzy. Z wiekiem nieuchronnie wiele osób zapada na przewlekłe choroby więc lekarze w dalszym ciągu mieliby dużo pracy. To tylko takie moje przemyślenia i niestety pewnie nie prędko coś takiego powstanie. Pozdrowienia.
Katie554 Kobieta
Coś naturalnego
 
Imię: Wiesława
Posty: 63
Dołączył(a): 21 maja 2011, 12:10
Droga życia: 33
Zodiak: Wodnik
Widzisz, problem w tym, że na to wszystko nie ma pieniędzy. Bo albo trzeba to robić za państwowe - czyli nasze... Albo każdy musi prywatnie - i na tym aktualnie to się koncentruje. Na kampaniach, na zachęcaniu, tłumaczeniu...
Są kierunki zajmujące się tzw. zdrowiem publicznym - część z tego jeśli nie większość to właśnie te kierunki mające zajmować się prewencją, zachęcaniem, kampaniami edukacyjnymi i rozprzestrzenianiem wiedzy innymi środkami, robieniem statystyk, zbieraniem danych i sprawdzaniem jak to wszystko wygląda w populacji, na co bardziej trzeba zwrócić uwagę itd...
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
O Matyldo, mchem porosniecie w tym watku:D.
Tilu, zdrowie, choroby... Materia ma ograniczony zasob energii, wiec w nieskonczonosc reanimowac sie jej i tak nie da. Dbac madrze o to co jest, nie porastac mchem, nie kisnac i nie tetryczec..plywanie...
to jest to co wiedzmy lubia najbardziej:D. Aktywnosc psychofizyczna utrzynuje forme. Doslownie i w przenosni. A medycyna, coz...ukierunkowana na leczenie choroby a nie zdrowie, co juz jest patologia...sterowana przez koncerny handlujace lekami. Jest jak jest, moim ostatnim hitem jest reklama jakiegos specjalu na odchudzanie: zryj ile wlezie nie ruszajac zezwloka z wyra. Z nami samo sie schudnie, wiec nie dieta, nie aktywnosc, a tablety sa droga do formy. Kwitesencja dzisiejszej medycyny. Zdegenerowanej a wiec i produkujacej degeneracje. Uff...ponioslo mnie.
Ayalen
 
Ayalen napisał(a):zryj ile wlezie nie ruszajac zezwloka z wyra. Z nami samo sie schudnie, wiec nie dieta, nie aktywnosc, a tablety sa droga do formy. Kwitesencja dzisiejszej medycyny.


Placebo.
Ostatecznie wszystkie zależności to placebo. Tylko Duch chce w nie wierzyć i doświadczyć, więc tworzy człowieka, który jest jakby "nie-kompletny". Formę, która nie wie i nie wie tego, że nie wie.
Jest to po coś i to nic gorszego. To tylko możliwość, sposobność.
Wszystkie zależności typu "Czuje/ jest/ mam to i to, więc muszę zrobić/ kupić/ nauczyć" itd itd... Wszystko to wynika z najpierwszego zdarzenia w ogóle. Rzeczy, które zdarzyły się po raz pierwszy, jakby są bardziej widoczne z "pewnego miejsca".
Kiedy dzieje się coś po raz pierwszy posiada to pewną cechę. Zdumiewa, wprawia w całkowite osłupienie i konsternację. I to uczucie jest tak wielkie, że powstawały na tym zdumieniu religie, święte księgi, cywilizacje... Kiedy przekażesz to zdumienie komuś innemu sytuacja, którą opisujesz stanie się "bardziej prawdziwa".
Bardziej realna.

Siła, magnetyzm tego uczucia jest porażający. Poprzez rozmowę, wsparci na absolutnych możliwościach sprawczych Jedni, poprzez utożsamianie się z efektami i przyczynami naszych działań... "Sprawiamy" ten świat. Tworzymy w nim prawa. Tworzymy zależności. Tworzymy piętrowe konstrukcje powodów i skutków.
I jest to po coś.

Nasza wiara jest po coś... Na szczęście nie jest niczym koniecznym. Można wyjść poza umysł. Poza racjonalizm. Poza warunki naszego ciała. Odkryć Tutaj Dom. Odkryć stan nieosobowy. Coś, co nie jest głodne, ani wypełnione, jest Sytość, ale nie posiada ona powodu. Coś, co nie jest piękne, ani brzydkie, więc nie istnieje żaden stosunek do Siebie jako do podmiotu. Coś, co pozbawione jest tak pytań jak i odpowiedzi, a jednak "wie" i może dojść w ułamku chwili do każdej konkluzji.

Neti, neti.
Ani to, ani to.
Minus i minus daje.... ?

Jesteśmy tu po to, aby się zdumiewać. Aby robić to razem. Ale ostatecznie nie istnieje taka rzecz, która... Hmmm... "powinna" nas zdziwić. Zdziwienie to tylko produkt umysłu. I jest to warte zobaczenia. Gdy słyszę jak ludzie walczą ze swoim umysłem, chcą uciszyć myśli... Wyzbywają się "ego"... To "zastanawiam się" czy powiedzieć im, że cały ten czas mogą przeżyć w głębokim zdumieniu i podziwie, czy zostawić ich takich jacy są wierząc, że jednak wiedzą co robią i spoglądają na samych siebie z miejsca nie dostępnego do uchwycenia dla ich umysłu... Bo ostatecznie cały ten negatywny stosunek do umysłu...
Jest właśnie umysłem i to w najczystszej postaci. Negatyw to domena umysłu.
Ale niektórzy gotowi są siebie linczować za "posiadanie umysłu". Zamiast go używać, będą sobie szkodzić, bo umysł to "coś złego", on "zniekształca" a ja chce być "przebudzony".
Zamiast wykorzystać tą chwilę i doznać czegoś, co można poczuć TYLKO posiadając umysł, dusza wikła się w walkę z czymś co nie istnieje.
Twojego umysłu nie ma. Nie ma go jako odrębności. Umysł nie jest żadną siłą, która jest silniejsza/ mocniejsza/ niezależna od Ciebie. Umysł robi z życia film. Sprawia, że jesteś uległy i stajesz się postacią o konkretnych rolach. Możesz być matką, ojcem, synem, kimś bliskim, kimś znanym, hydraulikiem, artystą.
Zrób to.
Może nie będzie już innej możliwości, aby poczuć te rzeczy. Ale wyjście poza umysł to nie proces. Moment zakończenia utożsamiania się z myślami jest błyskawiczny. Po prostu nagle Odpoczywasz. Ludzie chcą to robić pijąc alkohol. Zażywając materia, która obrosła wiarą w konkretny jej wpływ...
Nie potrzeba żadnych technik, żadnych przedmiotów i przychylnych zbiegów okoliczności. Ale żeby móc wyłączać umysł musisz najpierw stanąć przed nim. Musisz doświadczyć jego absurdalności. Nie uciekać przed nim, "bo jest zły i niedobry". Tylko stanąć w nienaruszonej ciszy przed zmyślonym sobą. I swoim patrzeniem wyprostować to co krzywe. Swoją obecnością zapełnić to co trwa w pożądliwości i poczuciu braku. Swoim bezruchem natchnąć to co uwikłane w gonitwie pomiędzy zależnościami. I wygrać nie oddając żadnego strzału.

Ale w nie-umyśle nie istnieje pytanie "czy powinniśmy walczyć z efektami starzenia?".
Przynajmniej nie ma w nim magnetyzmu i problemu. Jest mądrość. Natychmiastowa odpowiedź. Wymyśliłem do tego teraz taki fajny angielski termin.
Flash Knowledge.
O!
Koniec pisania. : D

Co do reklam... A ja lubię jak mantrują nazwę takich jednych tabletek na odporność i przeziębienie. Bardzo śmiałem jak zobaczyłem. : )))
Avatar użytkownikaSinbard Mężczyzna
Blackbird
 
Imię: Mariusz
Posty: 1888
Dołączył(a): 20 kwi 2011, 13:05
Lokalizacja: Multiwersum.
Zodiak: Wodny Smok
Ayalen napisał(a):O Matyldo, mchem porosniecie w tym watku:D.
Tilu, zdrowie, choroby... Materia ma ograniczony zasob energii, wiec w nieskonczonosc reanimowac sie jej i tak nie da. Dbac madrze o to co jest, nie porastac mchem, nie kisnac i nie tetryczec..plywanie...
to jest to co wiedzmy lubia najbardziej:D. Aktywnosc psychofizyczna utrzynuje forme. Doslownie i w przenosni. A medycyna, coz...ukierunkowana na leczenie choroby a nie zdrowie, co juz jest patologia...sterowana przez koncerny handlujace lekami. Jest jak jest, moim ostatnim hitem jest reklama jakiegos specjalu na odchudzanie: zryj ile wlezie nie ruszajac zezwloka z wyra. Z nami samo sie schudnie, wiec nie dieta, nie aktywnosc, a tablety sa droga do formy. Kwitesencja dzisiejszej medycyny. Zdegenerowanej a wiec i produkujacej degeneracje. Uff...ponioslo mnie.

Bardzo cię proszę, staraj się być osobą w miarę świadomą i nie myl pojęć. Medycyna, to nie farmacja. Farmacja to nie ekonomia. Koncerny farmaceutyczne to ekonomia podpierająca się badaniami farmaceutów, którzy potem na potrzeby tejże ekonomii wytwarzają odkryte substancje.
Medycyna, to lekarze, fizjoterapeuci, pielęgniarki, ratownicy medyczni, dietetycy...
My działamy tymi środkami które oferują koncerny farmaceutyczne, bo nie możemy innymi. Działamy tylko tymi środkami które są dobrze przebadane, mają sprawdzoną skuteczność kliniczną, a na prawdę mało kto poza koncernami farmaceutycznymi zadaje sobie trud sprawdzania czegokolwiek. Czasem tylko pojawiają się prace wykonywane przez lekarzy które świadczą o skuteczności/nieskuteczności różnych niefarmakologicznych (w sensie nie produkowanych przez farmaceutów, bo jedzenie ziółek też jest sensu stricto działaniem farmakologicznym) metod. Czasem z badań przemysłu farmaceutycznego też wychodzi że coś działa, bo sporo leków jest robionych na bazie surowca roślinnego (przynajmniej pierwotnie), więc wiadomo że ten surowiec też działa (choć często z dodatkowymi efektami ubocznymi).

Bardzo cię proszę, nie myl biznesu farmaceutycznego z medycyną.
Bo właśnie od tego się lekarzom najbardziej krew gotuje i piana wychodzi na usta, bo 99% lekarzy niecierpi przemysłu farmaceutycznego, a używa leków tegoż, bo nie bardzo ma alternatywę. Poza tym jakoś po szpitalach nie chodzą osoby z firm produkujących zioła i inne takie przedstawiając lekarzom zalety i wyniki badań dotyczące danych rzeczy. Jak nikt nie bada, nikt nie reklamuje, to skąd może być wiadomo czy coś działa? A lekarz też nie może używać sobie czego zechce - jeśli coś nie jest zarejestrowane jako lek/procedura medyczna, to znaczy że użycie tego jest eksperymentem medycznym. To oznacza że trzeba mieć na to pozwolenie (od komisji bioetycznej - tony dokumentów, bardzo dobra argumentacja etc.) i przestrzegać bardzo szczególnych zasad, bo można pójść do więzienia za nieumyślne/umyślne spowodowanie śmierci/kalectwa jeśli komuś coś się stanie plus jeszcze płacić gigantyczne odszkodowania z powództwa cywilnego i stracić licencję na wykonywanie zawodu z odpowiedzialności zawodowej. Przykro mi, ale lekarz nie może polecić ci tego co może jakiś znachor, bo znachor może się zasłonić że nie wiedział że to wyrządzi komuś krzywdę, a polecił po koleżeńsku i wcale nie wziął za to pieniędzy, łżą jak psy że wziął! Lekarz jak przyjmuje kogoś na wizytę musi dokładnie prowadzić dokumentację. Jest po studiach medycznych, egzaminie państwowym, ma licencję na wykonywanie zawodu - więc jak czegoś używa, to powinien wiedzieć z czym to się wiąże, ba, powinien poinformować pacjenta. Więc to wszystko nie jest takie różowe, bo prawo dokładnie mówi co lekarz może a czego nie, tudzież w jakim trybie...

@Sinbard: Co do placebo i wiary - właśnie po to w badaniach klinicznych przeprowadza się badanie z podwójnie ślepą próbą. W taki sposób że połowa pacjentów dostaje lek a połowa placebo (ewentualnie lek o potwierdzonej, znanej skuteczności jeśli choroba jest taka że ze względów moralnych nie możemy pacjentowi podać placebo pozostawiając bez leczenia) i to tak, że ani pacjent ani lekarz prowadzący nie wie czy pacjent bierze placebo czy prawdziwy lek - tabletki (czy inna forma leku) wygląda identycznie, smakuje identycznie, ma identyczne opakowania, tylko jest numerowane - producent (czy inny organ zwierzchni) ma listę na której można sprawdzić które to było placebo a które nie. Właśnie po to żeby wiedzieć czy to tylko wiara czy nie.
Placebo w wielu schorzeniach ma ok. 25-30% skuteczności ;)
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys
I właśnie z powodu tych problemów z systemem medycznym i medycyną konwencjonalną rysuje się jasny, i moim zdaniem słuszny trend: najpierw medycyna alternatywna, następnie zupełnie prewencyjna jak pisze Katie, a na koniec część z osób w ogóle odejdzie od jakiejkolwiek medycyny, bo przestanie być im potrzebna.
“Mom always tells me to celebrate everyone's uniqueness. I like the way that sounds.”
"I've finally found the rhythm of love, the feeling of sound."
- Hilary Duff
Avatar użytkownikaEnlil Mężczyzna
Earth is my home now
 
Imię: Enlil
Posty: 827
Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
Lokalizacja: An
Droga życia: 7
Zodiak: Panteon
Sinbard Aniele zlec na ziemie, to nie placebo i powinno byc traktowane jak przestepstwo.
Mowie medycyna jako zjawisku- jestem pielegniarka i niestety widze co dzieje sie wokol. Ludzie sa bezsilni, lekarze traca prace nie chcac stosowac sie do zasad wytyczanych przez ekonomie. Te dyktowana przez koncerny. Litanie mozna pisac o tym. Kto zyskuje, kto traci...cierpia wszyscy Tilu, wbrew pozorow wszyscy.
Ayalen
 
Analogia do rozmowy o inżynierii genetycznej - jak widać, wątpliwości do tego problemu nie są to nowością. Zapisy o tym znajdujemy na sumeryjskich tabliczkach sprzed kilku tysięcy lat - jednak sama opowieść może być dużo, dużo starsza.

Tak czy inaczej, poniżej zapis rozmowy Enlila (tego sumeryjskiego) i Enki z książki Z. Sitchina na temat ingerowania w naturę, lub nie. Możecie zamienić "Enki" na "Til" ("Enlil" zostawcie jak jest) i będzie całkiem dobrze odzwierciedlało rozmowę w tym wątku:

Stwórzmy prymitywnego robotnika, ukształtujmy go, nadając mu piętno naszej istoty! — tak mówił Enki do przywódców. -Istota, jakiej potrzebujemy, już istnieje! W ten sposób sekret Abzu Enki im wyjawił. Innii przywódcy ze zdumieniem słów Enki wysłuchali; urzekły ich jego słowa
-W Abzu są stworzenia — mówit Enki — które chodzą wyprostowane
dwóch nogach. [czyli ludzie]
(...)
Anunnaki w Abzu odczują ulgę! Tak z entuzjazmem mówił Enki, jego słowa płynęły na fali uniesienia Słuchając tych słów, Enlil się wahał: jest to sprawa ogromnej wagi!
— Niewolnictwo na naszej planecie zniesiono dawno temu, niewolnikami są narzędzia, nie inne istoty!
Nowe stworzenie, którego nie ma, chcecie powołać do istnienia.
Stwarzanie leży wyłącznie w rękach Ojca Wszechpoczątku! Tak mówił Enlil, wnosząc sprzeciw. Surowo brzmiały jego słowa. Enki odparł bratu: — Nie o niewolnikach, ale o pomocnikach zamyślam!
-Nie nowe stworzenie, lecz już istniejące na obraz nasz chcemy ukształtować! — Powiedział z przekonaniem Enki. -Można to osiągnąć za sprawą nieznacznej zmiany, potrzebna jest
tylko kropla naszej esencji! • Niepokojąca to rzecz, nie podoba mi się! — mówił Enlil. — To
wbrew zasadom rządzącym podróżami z planety na planetę.


Historia skończyła się tak, że oczywiście jednak człowieka stworzono, dokonano manipulacji na genach, a na koniec... został niewolnikiem na tej planecie, na której ciągle żyjemy. ;P

W tekście dalej jest o 22 "gałęziach życia" (łączących się w drzewo życia - warto zwrócić uwagę na analogię do kabały). Okazuje się, że 22 nie spełniają wszystkich funkcji - chodzi o brakującą "gałąź" dotyczącą możliwości rozmnażania. W ten sposób człowiek ostatecznie posiada 23 "gałęzie życia", a ta ostatnia odpowiada przede wszystkim za różnice w płci... To odnośnie rozmowy o DNA.

Razem z Ningiszzida przejrzała święte formuły, które na ME
przechowywano w tajemnicy, Wypytywała go, w jaki sposób to zrobił, a w jaki sposób tamto.
Badała stworzenia w klatkach z drewna, rozmyślała nad stworzeniami dwunożnymi.
Esencje przekazywane są podczas zapłodnienia samicy przez samca, Dwie splątane nitki rozdzielają się i łączą, aby w końcu ukształtować potomstwo.


A skoro już o inteligentnym projekcie, inne informacje, w tym te akceptowane przez oficjalne stanowisko, są równie ciekawe. Przypomnę, że na planie eterycznym znajduje się energetyczny "bliźniak" ciała fizycznego - matryca stworzona z energii, wraz z całym systemem kanałów, dokładnie odzwierciedlających organy i drogi ciała fizycznego, będąca podstawą takich sztuk medycznych, jak akupunktura, akupresura czy qi-gong. Cytat na temat stworzenia człowieka z publikowanej kiedyś kilkudziesięcio-tomowej encyklopedii dot. mitologii:

Bogów narzekających na wypełnione trudem życie wspomógł Enki. Stworzył on matrycę, którą nakazał swojej matce Nammu napełnić gliną z brzegów abzu.
(...)
Jego pomocnicą była bogini-stworzycielka, która otrzymała imię "Pani bogów". Wspomagało ją 14 innych bogiń, które wkładały substancję do matryc.

Ciekawe co to może być za substancja, którą muszą zostać zasilone matryce :)

A zatem (...) człowiek zawierał w sobie pierwiastek boski.


W innej encyklopedii znajdujemy tzw. stylizowane drzewo życia, które na ilustracji posiada siedem par gałęzi - jest to dość specyficzny i złożony schemat; ostatnia, nieparzysta gałązka, a właściwie nie tyle gałązka co przedłużenie głównego pnia drzewa, ma połączenie... ze stylizowanym symbolem słońca. ;) (Porównajcie do układu energetycznego człowieka, 7 czakr oraz środkowej kolumny, która - jeśli aktywna - ma połączenie z innymi częściami galaktyki i kosmosu, zaczynając od lokalnej gwiazdy, czyli słońca - które jest oczywiście źródłem energii).

Sumeryjski rytuał związany z drzewem życia dotyczy "aktywacji ognistej energii". Zastanawialiście się kiedyś nad powiązaniami między DNA a centrami energetycznymi?

Czytając mitologię sumeryjską, można znaleźć wiele analogii do innych kultur: egipskiej, chińskiej czy indyjskiej, w tym m.in. do sztuki alchemii.
“Mom always tells me to celebrate everyone's uniqueness. I like the way that sounds.”
"I've finally found the rhythm of love, the feeling of sound."
- Hilary Duff
Avatar użytkownikaEnlil Mężczyzna
Earth is my home now
 
Imię: Enlil
Posty: 827
Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
Lokalizacja: An
Droga życia: 7
Zodiak: Panteon
Nie można walczyć ze starzniem się.
Nic się nie starzeje, wszystko jest jakie jest, ani stare, ani młode.
Są to tylko perspektywy powrównawcze aby poziom subatomowy się nie rozsypał i nie znikną.
Avatar użytkownikaCyborg Mężczyzna
 
Imię: Przemek
Posty: 209
Dołączył(a): 08 maja 2010, 15:15
Temat powiązany.

http://blog.wirtualnemedia.pl/index.php?/authors/224-Wanda-Konarzewska/archives/5079-E-rewolucja-czyli-zdrowie-wirtualnego-swiata.html

Zaskakująco trafna "diagnoza" stanu "zdrowia" (a raczej "choroby") systemu medycznego w Polsce, włączając w to jego przyczyny u samego źródła. Szczególnie dobitne, ale wnikliwe obserwacje, to m.in.:

Nigdy specjalnie nie ceniłam kreatywności środowiska lekarskiego. Widocznie za dużo wiedzy i rutyny musza wklepać w swoje umysły na studiach by mogli zachować sprawność wyobraźni i wystąpić z jakaś genialna koncepcją reanimowania ochrony zdrowia.


oraz

A lekarz jak wtajemniczony kapłan wywyższał się w gabinecie… Teraz pacjent ma prawo a nawet obowiązek wiedzieć i nawet ma prawo się wymądrzać. Nasi lekarze są tym oburzeni. Z zgrozą opowiadają miedzy sobą, ze pacjenci w internecie „goglują”, poszukując informacji o swoich dolegliwościach a bywa, że…. egzaminują lekarzy z nowoczesnej wiedzy. Tak to już będzie, panowie doktorzy….
“Mom always tells me to celebrate everyone's uniqueness. I like the way that sounds.”
"I've finally found the rhythm of love, the feeling of sound."
- Hilary Duff
Avatar użytkownikaEnlil Mężczyzna
Earth is my home now
 
Imię: Enlil
Posty: 827
Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
Lokalizacja: An
Droga życia: 7
Zodiak: Panteon
Pacjent nie ma obowiązku wiedzieć. Ma prawo wiedzieć. Wymądrzać się nikt nie ma prawa, bo to brak szacunku dla rozmówcy... Chociaż zależy jak rozumieć 'wymądrzanie się', bo niektórzy jako wymądrzanie się traktują kiedy ktoś zwyczajnie nie zgadza się z ich opinią.
Co do googlowania, prawda jest taka, że internet kolektywnie jest idiotą. Zbiór opinii ludzi nie znających się albo mających wiedzę z Przyjaciółki albo Gali okazuje się być profesjonalnym ciałem doradczym, tym bardziej że parę osób przedstawiło się jako profesor tego albo doktor tamtego, albo 'ja sam jestem lekarzem'...
Owszem, są w internecie też artykuły naukowe, pisane przez naukowców, ba dostępne są czasem podręczniki merytoryczne (nie te 'Nowa dieta cud! Jak schudnąć 20kg w 10 dni i być znów piękną i młodą!' i podobne nurty, nawet z mniej krzykliwymi tytułami).
Problem z wiedzą pacjentów - i mówię z doświadczenia, bo miałem okazję z co najmniej parudziesięcioma różnymi rozmawiać w trakcie studiów, praktyk itd. jest taki, że opierają się głównie na:
a) tym co powiedziała Goździkowa,
b) tym co powiedział pan z miłym głosem w fartuchu lekarskim w reklamie,
c) tym co napisała gazeta,
a nie na faktycznej fachowej wiedzy.

Jednocześnie oczywistym jest że jeżeli ktoś nie jest specjalistą od łuszczycy, to pacjent chory na łuszczycę i interesujący się swoją chorobą, będzie wiedział 20x więcej na dany temat od zwykłego lekarza. Ale jednocześnie może też nie mieć wiedzy ogólnomedycznej na temat choćby interakcji lekowych, problemów towarzyszących których należy się spodziewać etc.


Co do kreatywności środowiska lekarskiego...
WTF?
Administracja 'medyczna' to w 90% ludzie którzy z medycyną mają wspólnego tyle że zrobili podyplomówkę 'zarządzanie w służbie zdrowia', być może na uczelni medycznej.

Wielokrotnie sugestie, ostrzeżenia i protesty środowiska lekarskiego były ignorowane (i nadal są) przez rządzących, w tym ministra 'lekarza' który przez cały zeszły rok wypisał łącznie 4 recepty więc z pewnością jest 100% up to date co do sytuacji w zawodzie nawet jeśli ma większe pojęcie niż większość gryzipiórków.
Obecnie udziela się w Polsce 2 miliony świadczeń zdrowotnych rocznie a w praktyce wygląda to tak, że pacjent musi wstać przed świtem, żeby stanąć w kolejce po numerek, potem odsiedzieć przed gabinetem a jak się wreszcie dostanie przed oblicze to lekarz cały czas coś pisze i wypełnia jakieś formularze i nie ma czasu przebadać, potem na odczepnego wypisuje recepty a umęczony pacjent ustawia się kolejce do apteki i złorzeczy że nie ma, za co wykupić…

Prawda. Problem w tym, że mamy mniej więcej 1/5 lekarzy których powinniśmy mieć (mamy ok. 1 lekarza na 25000 ludzi a powinno optymalni być ok. 1 na 5000 żeby wszystko szło łanie i płynnie). Dodatkowo administracja w szczytnych celach, ale zarzuca lekarza coraz większą ilością biurokracji do wypełniania, za błędy w której w dodatku lekarz ma teraz płacić być może nawet wielusettysięczne kary. Jak się dziwić że lekarz który ma średnio 10-15 minut na jednego pacjenta (bo inaczej dyrekcja go wyrzuci, bo nieproduktywny, a on też chce pracować i zarabiać... bo NFZ płaci za ilość przerobionych procedur, nie za czas spędzony z pacjentem, w dodatku stosunkowo niewiele więc trzeba jak najwięcej wyrobić żeby zachować jakąś rentowność i płynność finansową), a w tym czasie musi wypełnić jakieś skierowanie (nie może popełnić błędu bo wściekły pacjent będzie musiał pojechać, wrócić - czasem kilkadziesiąt kilometrów - żeby poprawić skierowanie), wypisać receptę albo kilka (teraz co 3 miesiące mają się zmieniać listy refundacji, więc trzeba w książeczce sprawdzić poziomy refundacji, bo za pomyłkę grożą kary), wpisać wszystko łącznie z przepisanymi lekami w historię choroby pacjenta (za niewpisanie, pomyłki grożą kary, bo NFZ może sprawdzić czy przypisany lek został wpisany w historię choroby i czy to uzasadnione wg. NFZ-tu)... W tym czasie _teoretycznie_ lekarz powinien też zdążyć przebadać pacjenta od stóp do głów, w szczególności jeśli to pierwszorazowy pacjent (tak jest zapisane prawnie, oczywiście nikt tego nie robi bo nie ma na to czasu, bo to by zabrało kilkadziesiąt minut, ale można zostać ukaranym na drodze cywilnej, karnej i zawodowej jeśli się pominie coś ważnego a w dodatku potem w superekspresie napiszą że 'Skandal! Był u 5 lekarzy i żaden nie zauważył że ma xyz!'. Powinien także zebrać szczegółowy wywiad na temat obecnej choroby z którą pacjent się zgłasza, wszystkich innych chorób pytając o wszystkie układy narządów po kolei, dowiedzieć się o warunki rodzinne, społeczne, wywiad środowiskowy, dotyczący pracy, różnych czynników ryzyka, używek... Dokładnie, w dodatku wpisując wszystko co istotne w historię choroby, bo jeśli nie wpisze, to znaczy że nie zbadał i ktoś może go pociągnąć do odpowiedzialności (znów cywilnej/pieniądze/, karnej/pieniądze i/lub więzienie/ i zawodowej /pieniądze i kary typu tymczasowej lub stałej utraty prawa do wykonywania zawodu - czyli utraty źródła utrzymania/)...
W 10-15 minut na pacjenta. I lekarze powinni być zadowoleni bo zarabiają podobno krocie ;)

Nie będę wyliczała innych patologii, jak np. wypisywanie przez tzw. specjalistów leków we wzajemnych interakcjach, które prowadzą delikwenta wprost do grobu… Jak to ze szpitale stały się miejscem niebezpiecznym ze względu na zakażenia i to nie tylko mikrobiologiczne i nie tylko dlatego, ze w niektórych szpitalach biją i gwałcą… Zdiagnozowano obecnie nową jednostkę - psychozę szpitalną, niezależnie od masowej hipochondrii…

Jeśli ta pani ma takie dane, powinna chyba zgłosić to na policję i do izby lekarskiej... Bo z tego co ja wiem to takie rzeczy nie zdarzają się nagminnie. Pomijając te zakażenia szpitalne, ale one zawsze były. Od dziesiątek lat wiadomo że pobyt w szpitalu jest niezdrowy i pacjenta powinno się wypisywać jak można najszybciej do domu gdzie nie jest narażony na szpitalne patogeny. A jak się odwiedza chorych, to najlepiej nie pakować tych ochraniaczy na buty do torebki, bo są po to żeby je wyrzucić, a nie zanosić do domu szpitalne bakterie wielolekooporne...
Co do 'psychozy szpitalnej', ostatnio jak sprawdzałem klasyfikację chorób psychicznych, nie zauważyłem jej tam, ale może ta pani ma jakieś dodatkowe źródła informacji - nie wiem, nie podała kto zdiagnozował, gdzie, jak, ani jak to się objawia i na czym polega. Za to zawiera ładnie brzmiące, brzydko kojarzące się słowo 'psychoza' i słowo 'szpitalna' wiążące poprzednie w sposób oczywisty ze opieką zdrowotną.



Co do samej komputeryzacji - jestem wielkim zwolennikiem. Problem w tym, że mamy socjalistyczną służbę zdrowia. To znaczy że wszystkie rozwiązania muszą być systemowe, państwowe - państwo musi wysupłać pieniądze, zrobić przetargi, etc. etc. - biurokracja trwa i zwykle daje jakościowe wyniki 'jak zwykle'. Szczerze mówiąc włos mi się jeży na głowie na myśl że wszystkie poufne dane pacjentów będą w systemie zaprogramowanym po takowym przetargu (gdzie jak wiadomo przeważnie decyduje cena). Ale podobno mamy mieć system informatyczny w przyszłym roku - chociaż nikt nie wyjaśnił skąd szpitale które w przerażającej większości nie są skomputeryzowane, mają używać tego systemu. Chyba pisząc wszystko na papierze a potem zanosząc do pani Jadzi (bez urazy jeśli jest tu jakaś pani Jagoda, ale ze względu na załogę sekretariatu dziekanatu jednoznacznie kojarzy mi się to imię, szczególnie w tej formie z powolnym klepaniem w klawisze z efektem 'jak zwykle' ;P ) która przeklepie wszystko w jedyny dostępny w szpitalu komputer (poza służbowym laptopem dyrektora).
Z drugiej strony placówki prywatne są skomputeryzowane od dawna. Mają często świetne wyposażenie. Lekarze miewają wręcz takie gadżety jak USG w walizeczce wielkości zwykłej torby na laptopa, ekg wielkości telefonu komórkowego.
Lekarze którym się płaci więcej mają więcej czasu na pacjenta, mogą go posłuchać, porządnie zbadać, wypytać o wszystko co trzeba, nie tylko o najistotniejsze rzeczy... A jak się nie spodoba, to zawsze można pójść do konkurencji (o ile jest w danym mieście).
Jestem zwolennikiem wprowadzenia czegoś chociaż zbliżonego do zasad rynkowych do medycyny - z systemem zasiłków zdrowotnych dla dbania o równość itd. I wcześniej czy później obecny system się przewróci dławiąc się niewypłacalnością, niefunkcjonalnością i/lub biurokracją, otwierając miejsce właśnie dla tego rodzaju systemu. Tyle że to niepopularne. Dlatego politycy tego nie zaproponują, chociaż nie wątpię że wiedzą że takie rozwiązanie byłoby najlepsze. Tyle że po wprowadzeniu takiej reformy przegraliby następne wybory miażdżącą przewagą głosów nawet jeśli potem pisano by o nich w podręcznikach...

Nawiasem, w Polsce też wspiera się leczenie w domu, bo NFZ nie chce płacić za łóżkodoby tyle ile są warte - bardzo często się nie zwraca za samo łóżko, energię, wodę, amortyzację sprzętu, nie wspominając już o pracy jakiegokolwiek personelu. Liczą się tylko wykonane procedury. Interna na przykład jest praktycznie we wszystkich szpitalach wysoko deficytową dziedziną ciągnącą szpitale finansowo w dół, chyba że ktoś ma kardiologię interwencyjną - tam są wysokopłatne procedury (w końcu dyrektorzy NFZ i politycy są w wieku gdzie zawał jak najbardziej grozi)...
Natomiast obłożnie chorych owszem, można wypisać do domu - na ich własne życzenie albo życzenie prawnych opiekunów, pod warunkiem że lekarz nie uznaje że zagrozi to życiu lub zdrowiu pacjenta. Problem jest taki, że ludzie chcą być w szpitalach. Poza tym rodziny nader często nie chcą chorej babci czy dziadka w domu - niech leży w szpitalu gdzie ktoś inny zmienia pieluchy, myje, karmi itd. Taka mentalność społeczna u przerażająco dużej grupy rodzin obłożnie chorych. A żaden normalny lekarz nie wypisze pacjenta do domu gdzie nikt się nim nie zajmie. Bo jak pacjent umrze to może mieć problemy, a na pewno dużo chodzenia po sądach...
W Polsce wg. prawa nie można konsultować na odległość. Lekarz musi dokonać badania pacjenta przy każdej konsultacji, chyba że dopiero co (tego samego dnia) pacjent był zbadany przez innego lekarza któremu odpowiednio ufa i to wszystko jest w dokumentacji...



A ogólnie ten artykuł jest napisany w strasznie nierówny sposób ;P
"Zgodnie z zasadami aerodynamiki trzmiel nie powinien latać,
ale trzmiel o tym nie wie, więc i tak lata."
"Cats are known to see within the dark. Yet, if you had sight like a cat, even for one day, would you really want to see what's in the dark?"
Avatar użytkownikaTil Mężczyzna
Poszukujący
 
Posty: 1614
Dołączył(a): 31 sty 2006, 02:56
Lokalizacja: Bolesławiec - Wawa
Droga życia: 11
Zodiak: tygrys

Powrót do działu „Inne”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości

cron