Wszystko inne dotyczące ezoteryki i spraw poruszanych w Przebudzeniu.

W kręgu medycyny ludowej

Post 06 sty 2013, 22:35

Słowem wstępu
Do założenia tego tematu zainspirował mnie temat Enlila dotyczący astrologii. Stwierdziłam, iż faktycznie na forum można znaleźć sporo dyskusji o wartościowych, acz trudno namacalnych ideach, zaś mało ukazania ich praktycznego zastosowania i konkretnych informacji.

Chciałabym, aby ten temat był miejscem na informacje dotyczące przede wszystkim tematyki medycyny ludowej i wszystkiego, co choćby pośrednio, luźno może się z nią wiązać. Szczególną uwagę chciałabym, abyśmy poświęcili ziołolecznictwu, a więc ziołom i roślinom leczniczym oraz mieszankom z nich sporządzonym, przeznaczonym do stosowania w specyficznych sytuacjach, a także metodologii sporządzania ich. Na ziołach jednak temat się nie wyczerpuje, jest tu miejsce na wiele więcej, na tematykę dotyczącą olejków eterycznych, ekstraktów, mydeł, kremów, past, barwników… na różne rodzaje terapii wykorzystywanych w ludowości, jak wodoterapię, czy urynoterapię… na aspekty muzyki w ludowości… Temat ten stanowi wyborne miejsce również na opisanie sposobów wykorzystywania kamieni, bursztynu, czy nawet na opisy seksualności ludowej i inne wariacje dotyczące tematu…
Słowem, wszystko co z kręgów ludowości uznalibyście za ciekawe, bądź warte przekazania, opublikowania, nawet jeśli patrzeć na to wypada z przymrużeniem oka.

Mam świadomość, iż tematyka związana z ludowością jest niezwykle obszerna. Jeśli więc zdarzy się, że temat będzie cieszył się zainteresowaniem i rozwinie się w wiele podtematów, stworzę wówczas w pierwszym poście spis treści z linkami odsyłającymi do podobnych tematycznie postów, by łatwo i szybko znaleźć można było interesujące nas treści.

Obrazek
Użytkownicy, którzy podziękowali za post: Sinbard
Avatar użytkownikaAletheia
 
Imię: Aletheia
Posty: 289
Dołączył(a): 27 paź 2011, 23:17
Droga życia: 33
Typ: 9w1

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 06 sty 2013, 23:10

Dwa słowa o chorobach dawniej…
W ludowości chorobę często postrzegano, jako „wykradzenie duszy” człowiekowi, czego dokonać mogły frywolne duchy oraz demony. Nawet po dziś dzień można spotkać się z poradami typu: „Załóż szalik, co by wiatr ci duszy nie wykręcił”. Wiatr bowiem potrafił złapać za czubek naszej głowy i gwałtownym ruchem porwać jedną z dusz nam przynależnych. Wykradzenie duszy było szczególnie niebezpieczne dla noworodków, gdyż mogło zakończyć ich żywot. Toteż robiono wszystko, by nowo narodzone dzieci nie spodobały się duchom, nadawano im „brzydkie imiona”, mówiono o nich nieprzyjemne rzeczy, zaś w najbardziej niebezpiecznych przypadkach, kiedy zdawało się że dziecko nawiązuje kontakt z duchami, odprawiano rytuały, polegające np. na laniu wosku nad twarzą dziecka, by duszki pomyślały, iż intrygująca ich istota została oszpecona i straciły nią zainteresowanie.

Inną interpretacją chorób była myśl, iż duchy jakoby przyklejają się do nas lub ingerują w nasze wnętrze, wywołując chorobę. Tak więc należało je wykręcić przez czubek głowy i wyrzucić za siebie, do wody lub na drogę, nie oglądając się do tyłu. Choroby takie leczono także przez nakładanie rąk na chore części ciała, zażegnywanie, zamawianie, szeptanie, czy inne zabiegi „magiczne”. Wierzono, że takie choroby można przenosić również na zwierzęta, a nawet na drzewa (z dziewczynki na jabłoń, zaś z chłopca na gruszę), czy kamienie.

Inną metodą leczenia było spożywanie rzeczy „obrzydliwych”, które miały doprowadzić do sytuacji, kiedy choroba nie będzie chciała już się człowieka imać i sama z siebie „ucieknie”.

Oczywiście w leczeniu chorób wspomagano się także wszystkim, co było dostępne w przyrodzie. Tak więc głównie roślinami, które w danej okolicy występowały. W ludowości istniała zasada, iż „podobne leczy podobne”. Ta maksyma jednak z homeopatią nie miała zbyt wiele wspólnego. Raczej kierowano się w niej podobieństwem roślin do określonych narządów, czy płynów ustrojowych. Zatem np. dziurawiec, wydzielający czerwonawy sok, stosowano przy krwotokach, dziewięciornik o liściach w kształcie serca stosowano przy chorobach serca, kołtun zaś leczono poplątaną, kołtunokształtną jemiołą.
Podczas tysięcy lat jednak ziołolecznictwo znacznie ewoluowało, abyśmy mogli dziś cieszyć się wielką ilością wiedzy pozostawionej nam przez przodków, wciąż wzbogacanej i korygowanej metodami naukowymi.

W ludowości istniało wiele metod terapeutycznych, mniej lub bardziej skutecznych, choć zdecydowanie najwięcej uwagi poświęcano profilaktyce, bowiem wiele powstało zasad, dotyczących najróżniejszych sytuacji, które należało realizować, by przypadkiem nie urazić duchów i żyć z nimi w dobrych stosunkach. Wiele z zasad odnosiło się również do utrzymywania zdrowego stylu życia i szacunku do środowiska, w którym człowiek pozostawał w symbiozie.
Czasem wręcz miewam wrażenie, że życie dawniej było przepełnione nakazami i zakazami, w stosunku do najróżniejszych zachowań. Były to bardzo drobne szczegóły, jak np. zimą, kiedy bramy do zaświatów były otwarte i na ziemi przebywało wiele duchów, nie wolno było hałasować, gwizdać, czy krzyczeć gwałtownie, gdyż można było przestraszyć i rozgniewać duszka, który był wówczas skłonny nam psocić lub nawet przynieść chorobę. Podobnież nie wolno było wylewać wody przez okno, gdyż można było przypadkowo polać ducha, denerwując go. Zakazane było także kopanie ziemi w okresie zimowym, gdyż śpiącej kobiety nie przystoi kopać pod żadnym pozorem. W przeciwnym przypadku mogła by się przedwcześnie obudzić, zmarznąć i nie dać dobrych plonów. Zaś kiedy spożywaliśmy pierwszy posiłek w dniu, należało najpierw nakarmić ogień domowy (w znaczeniu dosłownym, dać mu jadło, nie drewno), gdyż inaczej mógł się poczuć urażony i przestać strzec domostwa... co mogło poskutkować pojawieniem się chorób...

Obrazek
Avatar użytkownikaAletheia
 
Imię: Aletheia
Posty: 289
Dołączył(a): 27 paź 2011, 23:17
Droga życia: 33
Typ: 9w1

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 07 sty 2013, 10:30

Jak byłam niemowlakiem i rodzice zabrali mnie do rodziny na wieś to podobno zaraz po przyjeździe bardzo płakałam, nic nie mogło mnie uspokoić, wezwano nawet pediatrę, który stwierdził, ze nic mi nie dolega. Moja prababcia stwierdziła, że "ktoś" musiał rzucić na mnie urok... :D Wieczorem, po "diagnozie" wykapano mnie w wanience. Następnego dnia rano, o wschodzie słońca prababcia wyszła na podwórko i rozlała wodę w kierunku 4 stron świata. Podobno po tym rytuale przestałam płakać.

Co najdziwniejsze, wszystkie dzieci przychodzące na świat w naszej rodzinie, były poddawane podobnemu rytuałowi, który podobno przynosił efekty. Czasami, jak pojawiam się w tamtych stronach to wciąż słyszę o takiej właśnie praktyce.

Dalej- być może to sposób, który większość zna na przeziębienie czyli napar z malin. Praktykowany przez moją prababcię, która chyba do końca swoich dni nie brała żadnych leków na grypę. Pamiętam, że przygotowywała napar z liści malin , odcedzała, dodawała trochę owoców malin i odrobinę miodu szczególnie dla dzieci (na poprawę smaku). taka herbatka była wypijana przed snem, potem pod pierzyną porządne wypocenie się a rano już wstawało się zdrowym.

Kolejny sposób, tez szeroko praktykowany w stronach gdzie mam trochę rodziny (Poludniowa-wschodnia Polska) tzw. "kompres" w przypadku silnego kaszlu i ogólnie przeziębienia. Na papierze śniadaniowym rozsmarowywało się smalec, polewało niewielką ilością denaturatu, lekko podgrzewało na piecu i kładło się to wszytko na odsłonięta klatkę piersiową chorej osoby, przykrywało ręcznikiem a potem kołdrą.

Pamiętam jeszcze sposób na pozbycie się dość uciążliwej przypadłości małych dzieci- owsików :? Na szyi dziecka zakładało się "korale" z ząbków czosnku nanizanych na grubszą nitkę. Taka ozdobę zakladało się zazwyczaj na noc.

Aaaaa, i jeszcze (podobno skuteczny) sposób na pozbycie się lęku przed burza. Kiedyś, na wsiach, kiedy nie było piorunochronów podobno sporo ludzi dostawało spazmów w trakcie burzy. Nalżało delikwentowi pukiel włosów, tuż przy skroni lekko nadpalić gromnicą :D

To by było na tyle. Prababcia i babcia już nie żyją, ja jakoś nigdy nie interesowałam się taka tematyką ale te sposoby dziwnym trafem utknęly mi w pamieci. Jak sobie coś jeszcze przypomnę to dopiszę :)
Użytkownicy, którzy podziękowali za post: Aletheia
Avatar użytkownikaIsabellaSempere Kobieta
...
 
Imię: Isabella
Posty: 86
Dołączył(a): 23 lis 2012, 00:12
Droga życia: 5
Zodiak: Lew

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 07 sty 2013, 11:37

Aletheio, jestes wielka, przeczytalam ten temat, teraz smakuje, zdanie po zdaniu.
Ja do dzis pluje przez lewe ramie gdy upadnie mi noz, zeby ulagodzic duszka niezgody, i niech mowi kto co chce- to dziala
Ania ayalen
 

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 07 sty 2013, 12:33

IsabellaSempere napisał(a):Moja prababcia stwierdziła, że "ktoś" musiał rzucić na mnie urok... :D Wieczorem, po "diagnozie" wykapano mnie w wanience. Następnego dnia rano, o wschodzie słońca prababcia wyszła na podwórko i rozlała wodę w kierunku 4 stron świata.

Super. Bardzo ciekawe:). Widziałam kiedyś człowieka, który rozlewał wodę na cztery strony świata i przykrywał ją gałązkami pachnącej rośliny, ale nie mam pojęcia, po co to robił. Kto wie, może przyczyna była podobna... Bardzo ciekawa informacja.
Sama miałam nieco inny problem. Podobno będąc dzieckiem w ogóle nie płakałam, nie spałam, za to często patrzyłam się w miejsce, gdzie nikogo nie było i często śmiałam się, w kierunku pustej przestrzeni. Babcia stwierdziła wówczas, że musiałam spodobać się duchom i mogą mnie chcieć porwać do swego świata. Odprawiła więc rytuał, o którym pisałam, polegający na przelewaniu wosku nad twarzą. Mama była wtedy wściekła na babcię, gdyż gdyby jej ręka zadrżała i wosk faktycznie wylał się na mą twarz, mogłoby nie być zbyt ciekawie...
Innym rytuałem, który zdarzyło mi się oglądać, było rozbijanie jajek nad głową niemowlęcia. Ono z kolei cierpiało na ustawiczny kaszel, nie połączony z żadnymi innymi objawami. Nie wiem dlaczego taki sposób odczynania uroku wybrano, ale faktem jest, że dziecko rzeczywiście przestało kaszleć.

Jeśli chodzi o niemowlęta, istniało wiele sposobów chronienia ich przed uwagą duszków. Podobno podstawową sprawą, było niepokazywanie dziecka nikomu spoza najbliższej rodziny przez pierwszy miesiąc oraz przez pierwsze trzy miesiące niepokazywanie go nikomu obcemu po zmroku. Oczywiście, nie wolno było także chwalić dziecka. Jeśli było ładne, można było jedynie rozwodzić się nad jego brzydotą;). Wszystko, żeby oszukać duszki.

Wracając jednak do uroków... Ma babcia mówiła, że najszybszą i najprostszą metodą odczynania uroku w ogólności, było pocieranie chorego halką od spódnicy. Kilka razy mamę urzekł mężczyzna, o złym oku. Po wymienieniu pierwszych spojrzeń z nim, mama mdlała. Babcia natomiast wyganiała mężczyznę i pocierała mamę halką, w wyniku czego ta wracała do normalności.
Koleżanka ponadto opowiadała mi, że była świadkiem podobnego incydentu. Widziała psa zdychającego pod płotem. Było ciepłe lato, zaś tamten leżał, charcząc, widać było, że dogorywa. Na to któraś baba podeszła do zwierzęcia, potarła je halką, zaś ono, jak gdyby nigdy nic, zaczęło wesoło biegać i dokazywać.

IsabellaSempere napisał(a):Pamiętam jeszcze sposób na pozbycie się dość uciążliwej przypadłości małych dzieci- owsików

U nas na pozbywanie się owsików robiono rzecz następującą. Brano kilka zębów czosnku, rozgniatano go na papkę i tą papką smarowano odbyt chorego przez kilka nocy. Efekt murowany.

Na pozbycie się zaś pasożytów przewodu pokarmowego robiono rzecz nieco inną. Chory pościł przez trzy dni, jedząc jedynie świeże pestki dyni (w znacznych ilościach). Po takiej kuracji, pierwszym posiłkiem następnego dnia był śledź z beki. Rada nie rada, trzeba było zamknąć oczy i go zjeść:D. Nie wierzę, by jakikolwiek pasożyt mógł wytrzymać taką kurację.

IsabellaSempere napisał(a):Kiedyś, na wsiach, kiedy nie było piorunochronów podobno sporo ludzi dostawało spazmów w trakcie burzy. Nalżało delikwentowi pukiel włosów, tuż przy skroni lekko nadpalić gromnicą :D

Gromnica jest bardzo starożytnym "wynalazkiem" i choć zaadaptowanym przez chrześcijaństwo do własnych celów, mającym o wiele starsze korzenie. Pierwotnie była to właśnie świeca, którą podczas burzy wystawiało się w oknie, co miało ochronić domostwo przed uderzeniem pioruna:).

IsabellaSempere napisał(a):Dalej- być może to sposób, który większość zna na przeziębienie czyli napar z malin.

O takim przepisie na napar z malin nie słyszałam wcześniej:). W moich stronach przeziębionego poi się herbatą z dodatkiem sporej ilości soku malinowego, bądź miodu. Stosuje się również napary z kwiatostanów lipy, jak również aromatyczny napój przyrządzony z mleka, czosnku i miodu.
Oczywiście obowiązkowe jest również opatulenie się ciepłą pierzyną i wypocenie. Słyszałam, że dawniej wręcz związywało się chorego w pierzynie, by tamten pod żadnym pozorem się nie odkrył, ale nie sądzę, żeby to było do końca zdrowe.

Kolega opowiadał mi, że w jego stronach wszelkie przeziębienia leczy się "ogniem". Mówił, że kiedy był chory, rodzice przykładali mu do brzucha garnek z gorącymi ziemniakami. Ma po tym do dziś pamiątkę w postaci blizn na brzuchu. (Sama nie polecam tej metody, piszę o niej w charakterze ciekawostki.)

Ania ayalen napisał(a):Aletheio, jestes wielka, przeczytalam ten temat, teraz smakuje, zdanie po zdaniu.
Ja do dzis pluje przez lewe ramie gdy upadnie mi noz, zeby ulagodzic duszka niezgody, i niech mowi kto co chce- to dziala

Dziękuję, wspaniały człowiecze. To bardzo miłe słowa:). Co do duszka niezgody... oczywiście, że to działa. Wszelkie duszki są raczej ambiwalentne, da się z nimi dogadać i ułagodzić je w razie potrzeby, choćby wydawały się najbardziej przerażającymi istotami;).

W mych stronach mówi się ponadto, kiedy łyżka upadnie, iż znaczy to, że ktoś głodny niebawem przybędzie:D.

Pozdrawiam:)
Avatar użytkownikaAletheia
 
Imię: Aletheia
Posty: 289
Dołączył(a): 27 paź 2011, 23:17
Droga życia: 33
Typ: 9w1

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 07 sty 2013, 13:58

Aletheia napisał(a):
Wracając jednak do uroków... Ma babcia mówiła, że najszybszą i najprostszą metodą odczynania uroku w ogólności, było pocieranie chorego halką od spódnicy. Kilka razy mamę urzekł mężczyzna, o złym oku. Po wymienieniu pierwszych spojrzeń z nim, mama mdlała. Babcia natomiast wyganiała mężczyznę i pocierała mamę halką, w wyniku czego ta wracała do normalności.
Koleżanka ponadto opowiadała mi, że była świadkiem podobnego incydentu. Widziała psa zdychającego pod płotem. Było ciepłe lato, zaś tamten leżał, charcząc, widać było, że dogorywa. Na to któraś baba podeszła do zwierzęcia, potarła je halką, zaś ono, jak gdyby nigdy nic, zaczęło wesoło biegać i dokazywać.


A to ciekawe, może powinnysmy zacząć nosić halki...?

Aletheia napisał(a):Kolega opowiadał mi, że w jego stronach wszelkie przeziębienia leczy się "ogniem". Mówił, że kiedy był chory, rodzice przykładali mu do brzucha garnek z gorącymi ziemniakami. Ma po tym do dziś pamiątkę w postaci blizn na brzuchu. (Sama nie polecam tej metody, piszę o niej w charakterze ciekawostki.)


Dziś rozmawialam z mamą na ten temat i spisalam sobie co jeszce moja rodzicielka pamiętala z czasow dziecinstwa. Zna bardzo podobny sposób- akurat na ból ucha. Gotowane, tłuczone ziemniaki, zawinięte w lnianą albo tetrową ściereczkę trzeba było przykładać do bolącego ucha :)

Pamiętam, że jak byłam dzieckiem i odwiedzałam dziadków w zimie to często podczas podroży w tamte strony lekko się przeziębiałam, kichałam i miałam mega katar. Babcia wtedy smarowała mi kilka razy okolice nosa ząbkiem czosnku, szczególnie to zagłębienie pod noskiem :D

Na lekkie skaleczenia, otarcia (szczególnie bolesne dzieciaków porozbijane kolana) prababcia często przykładała listek babki (takiej z łąki), przewiązywała go tasiemką i z takim opatrunkiem potrafiłam się bawić do wieczora.

Kobiety będące w ciąży, aby urodzić ładne dziecko miały się "zapatrzeć" np na obraz świętej o słodkiej twarzyczce. W domu moich dziadków była własnie Sw. Teresa o prześlicznych rysach twarzy, wszystkie moje kuzynki, ciotki itd oczekujące dziecka wpatrywały się godzinami w podobne obrazy :D Albo w porcelanowe lalki :D

I coś jeszcze (moja mama zna to tylko z opowiadań)- niestety nie wiadomo dokladnie już na jaką dolegliwość. Jedna z naszych praciotek została zesłana na Sybir. Prawdopodobnie w trakcie długiej i uciążliwej podróży zachorowała na nogi- w efekcie nie mogła chodzić. Jeden ze znachorów już na Syberii doradził jej, żeby weszła w młode pokrzywy i miała tak po nich deptać bez butów, spodni i spódnicy aż powychodziły jej bąble. Trwało to podobno kilka dni, codziennie jej nogi były ciągle odparzane przez pokrzywy ale dolegliwość ustąpiła.
Avatar użytkownikaIsabellaSempere Kobieta
...
 
Imię: Isabella
Posty: 86
Dołączył(a): 23 lis 2012, 00:12
Droga życia: 5
Zodiak: Lew

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 07 sty 2013, 14:18

Może jeszcze taka ciekawostka, trochę nie na temat, o ktorej również powiedziala mi moja mama. Przyszła panna młoda na kilka dni przed ślubem stawiala na parapecie okna ślubne pantofelki- mialo to zapewnić piekną pogodę w trakcie ślubnej ceremonii i wesela :)
Avatar użytkownikaIsabellaSempere Kobieta
...
 
Imię: Isabella
Posty: 86
Dołączył(a): 23 lis 2012, 00:12
Droga życia: 5
Zodiak: Lew

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 07 sty 2013, 19:49

Bry :)

Nowo narodzonemu dziecku wiązało sie na nadgarstku (jeszcze wiążą, kujawsko-pomorskie) czerwoną wstążkę. Oczywiście by zabezpieczyć przed złymi urokami, duchami. Wstążka ma przyciągać ich uwagę, odciągając ją zarazem od dziecka.

Mój dziadek miał "cebulkę". Była to roślina bardzo podobna do zwykłej cebuli, tylko trochę większa, szczególnie liście. Liść siekało się na miazgę, którą przykładało się do
rany, wrzodów itp, obwiązywało bandażem i tak nosiło. Goiło się szybko i bez powikłań.
Chętnie dowiedziałbym się co to za "cebulka", bo roślina i wiedza odeszły wraz z dziadkiem.
Awar
 

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 08 sty 2013, 07:05

czerwone wstazeczki znam, o cebuli slyszalam. Wiele tego jest, odwieczna ludzka madrosc, nabywana z pokolenia na pokolenie, czerpana z natury, zepchnieta do podziemia...pamietam plesniawki u dziecka, cos strasznego, zadne leki.nie pomagaly. Dopiero pani pediatra, na ucho wyszeptala mi ze zasiusianym rogiem pieluchy, wtedy byly takie z tetry...ano, pomoglo.
Ania ayalen
 

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 08 sty 2013, 13:43

IsabellaSempere napisał(a):A to ciekawe, może powinnysmy zacząć nosić halki...?

Najwyraźniej:D. Halki i barwne, powłóczyste, długie spódnice, karmiące kobiecą potrzebę estetyki. Choć przyznam się, że sama, gdybym mogła i gdyby warunki środowiskowe na to pozwalały, wolałabym chodzić nago:D.
Niegdyś mówiono, że kobieta jest istotą, która mogłaby nawet nie jeść przez dłuższy czas, ale "karmić swą duszę" potrzebuje. Tak więc uważano, że dla zdrowia psychicznego powinna otaczać się pięknymi przedmiotami, barwnymi kwiatami oraz nosić powabne, kolorowe stroje. Nie tylko zresztą kobieta czyniła to z chęcią, dla własnego, lepszego samopoczucia, ale ubiór również spełniał wiele funkcji społecznych, informował o osobowości kobiety oraz... kusił mężczyzn;)... Nie jedynie barwy, ale również wzornictwo tradycyjne spełniało ściśle określone funkcje. Niestety w tej chwili wiele na ten temat nie napiszę, gdyż nie mam zbyt wielkiej wiedzy dotyczącej tych rejonów, jeśli jednak znajdę coś dotyczącego tych kwestii lub dopytam o to kogoś, postaram się wrzucić. Wiem jedynie, że określone kolory i symbole miały swoje bardzo specyficzne znaczenie i istotne było ich wzajemne zestawienie. Np. jak zauważyliście czerwony chronił przed złem, urokami. Ponadto słyszałam iż wstęgi zielono-czerwone wieszało się na domach zdrajców, złoczyńców, bądź po prostu w ramach zadania przekleństwa, toteż powszechnie żartuje się, że Białoruś ma bardzo niefortunną flagę.

Ogólnie, dawniej noszono na skórze odzienie lniane (w krajach wschodu również jedwabne), zaś na to, dla utrzymania ciepłoty, kładziono ubiór z wełny bądź skóry zwierzęcej. Dziś na nagim ciele nosi się również odzienie bawełniane. Ma babka niegdyś przestrzegała mnie przed noszeniem ubrań z domieszkami materiałów sztucznych, gdyż twierdziła, że źle wpływają na funkcjonowanie organizmu, zaburzają naturalne w nim przepływy.

Podobnie ozdoby, bransolety winny być wykonane ze szlachetnych kruszców lub bursztynu, by nie ingerowały negatywnie na działanie organizmu.

Obrazek

IsabellaSempere napisał(a):Dziś rozmawialam z mamą na ten temat i spisalam sobie co jeszce moja rodzicielka pamiętala z czasow dziecinstwa. Zna bardzo podobny sposób- akurat na ból ucha.

Bardzo ciekawa sprawa z tym ziemniakiem:D. W końcu "zapalenie", jak sama nazwa i odczucie związane z dolegliwością wskazuje, oznacza że coś się w uchu pali. Więc gorące ziemniaki w ramach lekarstwa wydają się w pełni zrozumiałe;).
W mym domu stosowano na bóle ucha jedynie płukanki z ziół, jak rumianek, szałwia czy pokrzywa (lub ich mieszanki). Wszystko zależy od natury bólu ucha. Zapalenie zewnętrzne bowiem często jest wywołane zwykłym zadrapaniem, do którego wdała się infekcja, tak więc wystarczy zdezynfekować skórę ucha. Niektórzy więc leczą się nawet... spirytusem. Polewają go trochę na wacik i przemywają rankę. Wszystko zależy od rodzaju infekcji, tego co tak właściwie się dzieje. Jeśli nie mielibyśmy do dyspozycji lekarza i chcielibyśmy wyleczyć np. zapalenie ucha wewnętrznego, pozostawało by nam zażywać coś obkurczającego śluzówkę i ... przykładać ziemniaka.

IsabellaSempere napisał(a):Jedna z naszych praciotek została zesłana na Sybir. Prawdopodobnie w trakcie długiej i uciążliwej podróży zachorowała na nogi- w efekcie nie mogła chodzić. Jeden ze znachorów już na Syberii doradził jej, żeby weszła w młode pokrzywy i miała tak po nich deptać bez butów, spodni i spódnicy aż powychodziły jej bąble. Trwało to podobno kilka dni, codziennie jej nogi były ciągle odparzane przez pokrzywy ale dolegliwość ustąpiła.

Podejrzewam, że to była dolegliwość skórna, gdyż pokrzywy świetnie nadają się do leczenia tak owych. Nie tylko chodzenie po nich jest dobrym pomysłem, ale i sporządzanie płukanek z pokrzyw doskonale dezynfekuje skórę. Można więc podejrzewać, że to były czyraki lub jakieś zapalenie skórne.

Awar napisał(a):Mój dziadek miał "cebulkę". Była to roślina bardzo podobna do zwykłej cebuli, tylko trochę większa, szczególnie liście. Liść siekało się na miazgę, którą przykładało się do
rany, wrzodów itp, obwiązywało bandażem i tak nosiło. Goiło się szybko i bez powikłań.

Niestety nie wiem co to za roślina (możesz ją narysować albo dokładniej opisać? Szczególnie liście, jaki miały kształt? Może uda się ją zidentyfikować), ale przypomniałam sobie, że na rany, kiedy chciało się uniknąć powstania blizn, nakładano miód lub cebulę lub kapustę kiszoną. Same liście kapusty również przykładano do ran, np. powstałych w skutek poparzeń. Tu znalazłam kilka słów na ten temat:
Okłady z liścia kapusty
Przygotowanie liścia: Od główki kapusty należy oderwać liść, który ma kształt miseczki. Po zewnętrznej stronie miseczki odkroić pogrubienie (ogonek, którym liść był przyrośnięty do głąba), by miseczka liścia miała mniej więcej jednakową grubość. Następnie należy metalową łyżką do zupy stłuc ów liść od wewnątrz tak, by puścił sok do wewnątrz. Łyżka powinna być ciężka na tyle, by można było nią zmiażdżyć powierzchnię liścia. Ewentualnie do stłuczenia liścia można użyć tłuczka do moździerza lub małego młotka, ale nie tłuczka do mięsa, chodzi bowiem o to, by po stłuczeniu liścia zewnętrzna powierzchnia miseczki pozostała nienaruszona. Tak przygotowany liść nie przemaka, a więc wszystek sok wnika do miejsca przeznaczenia, czyli chorobowo zmienionej tkanki, a nie do opatrunku czy pościeli.

Przygotowanie skóry: By udrożnić pory skóry, należy ją przed przyłożeniem okładu umyć ciepłą wodą z szarym mydłem. Po wytarciu do sucha jeszcze przez chwilę intensywnie pocierać skórę ręcznikiem, by spowodować lekkie zaczerwienienie świadczące o poszerzeniu się naczynek włoskowatych obszaru skóry, na który zamierzamy przyłożyć okład. W miejscu przyłożenia okładu nie można stosować jakichkolwiek podkładów - maści, kremów.

Wykonanie okładu: Liść kapusty kładziemy bezpośrednio na skórę wewnętrzną stroną miseczki - tą, która puściła sok, a następnie owijamy bandażem - lekko, ale tak, by liść się nie przesunął. Prawidłowo wykonany okład nie przemaka, a więc sok z liścia kapusty nie przenika do bandaża ani pościeli, ale w całości (przez odpowiednio przygotowaną skórę) dociera do chorobowo zmienionego miejsca, a o to w tym zabiegu wszak chodzi.

Uwaga: Niedopuszczalne jest nakładanie na liść ceraty ani folii (w celu zabezpieczenia przed przemakaniem), gdyż grozi to powstaniem niezwykle trudnych do wyleczenia odparzeń.

Zastosowanie: W medycynie ludowej okłady z liści kapusty mają zastosowanie w dwóch rodzajach schorzeń: w gośćcowych zmianach stawowych i/lub w głębokich zmianach ropnych, np. torbielach piersi. Okłady wykonuje się na noc, na 6-8 godzin. Rano liść może być albo suchy i bezzapachowy (przy zmianach stawowych), albo wilgotny o zapachu kiszonej kapusty (przy zmianach ropnych). Często liść jest przyklejony do skóry, więc odrywa się trudno i pozostają przyklejone niewielkie kawałki. Należy je zmyć ciepłą wodą, może być z użyciem szarego mydła. Po zdjęciu okładu należy skórę posmarować Maścią z witaminą A.

Okres stosowania okładów z liścia kapusty: Chorzy często popełniają błąd ustalając lub opisując swoje dolegliwości, np. bóle ścięgien kwalifikują jako zmiany stawowe. W takim wypadku okłady z liści kapusty rzecz jasna nie mogą być skuteczne. Ale nie dowiemy się tego, dopóki nie spróbujemy, zwłaszcza że jest to metoda absolutnie nieszkodliwa. Toteż okłady z liścia kapusty najpierw stosujemy cztery dni z rzędu na próbę. Jeśli w tym czasie żadnych efektów nie odczujemy, to odstępujemy od kontynuowania kuracji, ale jeśli próba da efekt pozytywny - obrzęki i/lub bóle stawowe zaczną ustępować; głębokie zmiany ropne zaczną się wchłaniać, to okłady stosujemy codziennie do całkowitego ustąpienia dolegliwości.

Autor: Józef Słonecki

Źródło powyższego cytatu.
Avatar użytkownikaAletheia
 
Imię: Aletheia
Posty: 289
Dołączył(a): 27 paź 2011, 23:17
Droga życia: 33
Typ: 9w1

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 08 sty 2013, 15:22

zamyslilam sie...niewatpliwie znow spala na stosie za szerzenie prawdy. Co to ja.mialam, aha, liscie kapusty widziala na wlasne oczy na kolanach kolezanki, cierpiacej na reumatyzm. Kiszona kapusta takze sluzy zdrowiu ale nie pamietam na co.
A zauwazcie dziewczyny- w naturze to samiec stroi sie w kolory, grzywy,ogony, samice nie potrzebuja tego. Co odwraca nature wmawiajac nam proznosc? Optuje za meskim ego.
Ania ayalen
 

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 08 sty 2013, 17:08

W sumie to ciekawa kwestia, bo można przecież zauważyć, że w niektórych plemionach, np. u amerykańskich Indian to mężczyzna ubierał się w wyrafinowane, barwne stroje, wplatał sobie pióra, kolorowe nitki, węzełki i paciorki we włosy, nosił zdobne, grzechoczące bransoletki, naszyjniki i kolczyki oraz tatuował swe ciało... z drugiej strony istniało też wiele plemion, gdzie nie było żadnych wyraźniejszych różnic między strojami męskimi, czy żeńskimi, np. w plemionach mongolskich.
Dlaczego na ziemiach, gdzie mieszkamy kulturowo przyjęte jest, że to kobiety winny się stroić? Nie wiem dokładnie.

Sama - jak mi się wydaje - rozumiem pojęcie odmienności kobiety i mężczyzny oraz uważam, że w ludowości zostało ono przejaskrawione. Przedstawia się bowiem tam kobietę i mężczyznę, jako dwa całkowicie odmienne bieguny. W rzeczywistości różnica nie jest aż tak drastyczna, kobiety nie są całkowicie czarne, zaś mężczyźni biali. Egoizm męski również jest dla mnie stereotypem, choć jeszcze pamiętam jak babcia opowiadała mi, że kobiety z natury są uczuciowe, delikatne i otwarte, zaś mężczyźni egoistyczni i skoncentrowani na sobie. Podkreślała, że w związku damsko-męskim kobieta jest przede wszystkim matką, zaś mężczyzna pół-mężem, pół-egoistą. Kto wie, może w ludowości w taki sposób się patrzyło na tą kwestię? Hmm... trudno mi powiedzieć.

Obrazek
Mężczyzna z plemienia Siouxów.
Avatar użytkownikaAletheia
 
Imię: Aletheia
Posty: 289
Dołączył(a): 27 paź 2011, 23:17
Droga życia: 33
Typ: 9w1

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 08 sty 2013, 19:20

Niestety nie wiem co to za roślina (możesz ją narysować albo dokładniej opisać? Szczególnie liście, jaki miały kształt?


Cebulka, jak cebulka... :D
Szara bulwa o srednicy 6-8cm. Rosła w doniczce latami. Liscie długie na jakieś 30cm, szerokie ok 1cm, częściowo zwinięte w rurkę, ciemnozielone.

W czasie pisania posta szperałem po necie i to chyba to:
Ornithogalum Caudatum
http://www.garnek.pl/zoltar/3397818/cebula-lecznicza
Awar
 

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 09 sty 2013, 00:00

Aletheia napisał(a):
IsabellaSempere napisał(a):A to ciekawe, może powinnysmy zacząć nosić halki...?

Najwyraźniej:D. Halki i barwne, powłóczyste, długie spódnice, karmiące kobiecą potrzebę estetyki. Choć przyznam się, że sama, gdybym mogła i gdyby warunki środowiskowe na to pozwalały, wolałabym chodzić nago:D.
Niegdyś mówiono, że kobieta jest istotą, która mogłaby nawet nie jeść przez dłuższy czas, ale "karmić swą duszę" potrzebuje. Tak więc uważano, że dla zdrowia psychicznego powinna otaczać się pięknymi przedmiotami, barwnymi kwiatami oraz nosić powabne, kolorowe stroje. Nie tylko zresztą kobieta czyniła to z chęcią, dla własnego, lepszego samopoczucia, ale ubiór również spełniał wiele funkcji społecznych, informował o osobowości kobiety oraz... kusił mężczyzn;)... Nie jedynie barwy, ale również wzornictwo tradycyjne spełniało ściśle określone funkcje. Niestety w tej chwili wiele na ten temat nie napiszę, gdyż nie mam zbyt wielkiej wiedzy dotyczącej tych rejonów, jeśli jednak znajdę coś dotyczącego tych kwestii lub dopytam o to kogoś, postaram się wrzucić. Wiem jedynie, że określone kolory i symbole miały swoje bardzo specyficzne znaczenie i istotne było ich wzajemne zestawienie. Np. jak zauważyliście czerwony chronił przed złem, urokami. Ponadto słyszałam iż wstęgi zielono-czerwone wieszało się na domach zdrajców, złoczyńców, bądź po prostu w ramach zadania przekleństwa, toteż powszechnie żartuje się, że Białoruś ma bardzo niefortunną flagę.

Ogólnie, dawniej noszono na skórze odzienie lniane (w krajach wschodu również jedwabne), zaś na to, dla utrzymania ciepłoty, kładziono ubiór z wełny bądź skóry zwierzęcej. Dziś na nagim ciele nosi się również odzienie bawełniane. Ma babka niegdyś przestrzegała mnie przed noszeniem ubrań z domieszkami materiałów sztucznych, gdyż twierdziła, że źle wpływają na funkcjonowanie organizmu, zaburzają naturalne w nim przepływy.

Podobnie ozdoby, bransolety winny być wykonane ze szlachetnych kruszców lub bursztynu, by nie ingerowały negatywnie na działanie organizmu.

[ Obrazek ]


kiedyś miałam ciekawa rozmowe: wdzięk,powab, kuszenie w dzisiejszym świecie maja taki wydzwięk, że głowa boli...kiedyś nie chodziło o to, może było subtelniejsze, wg mnie słowa powab, wdzięk, wdzięczyć się maiły inne znaczenie, inne uczucia niosły.... więcej było w tym właśnie tego co opisujecie, kobieta miała czuć się dobrze, piękniej dla siebie..... zostało to przeinaczone.....czytając was to zrozumiałam.....
kobiety tak czuję bardziej kochały, umiały kochać choć to złe wyrażenie....
spłyciło się wszystko.... i my przez to przynajmniej niektóre kobiety jak ja ............trudniej nam kochać....i nie zrozumcie moich słów dosłownie bo to trudno opisać słowami.......
by kiedyś zobaczyć tęczę w sobie:)
Avatar użytkownikaVioletHill
Fiolet i Biel we mnie już jest
 
Imię: VioletHill
Posty: 163
Dołączył(a): 24 gru 2012, 13:52

Re: W kręgu medycyny ludowej

Post 14 mar 2013, 19:16

Witam wszystkich.
Dawnymi czasy, gdy dziecię słabowite było, blade i mizerne, należało wziąć kwaśne jabłko i nabić je na zardzewiały grot ogrodzenia. Tam jabłko owo zostawić na dwa dni należało. Po tym czasie łyżeczką dziecku dawano, zaczynając od dziury w owocu. Po kuracjach takich wnet rumieniec i siła wracały.
Wszystko logiczne. Rdza w połączeniu z kwasami organicznymi dawała łatwo przyswajalne żelazo. Tylko kto o tym wiedział?

Na zapalenie ucha środkowego.
Na suchą patelnię sypiemy około 0,5kg soli kuchennej. Podgrzewamy stale mieszając. Gdy sól jest grąca, sypiemy ją w lnianą ściereczkę i wielokrotnie składamy. Przykładamy na bolące ucho, uważając by się nie poparzyć. W miarę stygnięcia soli odwijamy warstwy ściereczki.
Naprawdę działa. Wielokrotnie wypróbowałem.

Bańki próżniowe szklane. Stawiamy na plecach i bokach klatki piersiowej, omijając kręgosłup i nerki. Miejscowy odczyn zapalny w postaci ciemnych podbiegnięć krwawych stymuluje układ odpornościowy. Podobnie działało powszechnie kiedyś zalecane auto-hemo, czyli domięśniowe wstrzyknięcie wcześniej pobranej krwi z żyły.

Sposób na jęczmyk, zwany „jęczmieniem" polega na pocieraniu chorej powieki złotą obrączką.
Sposób ten jest rodzajem chromoterapii radiestezyjnej. Kolor własny złota w radiestezji to pomarańczowy EM. Kto o tym wtedy wiedział?

Pozdrawiam Wszystkich.
Avatar użytkownikaPiotr Gruda Mężczyzna
 
Imię: Piotr
Posty: 7
Dołączył(a): 14 mar 2013, 09:52
Lokalizacja: granica wschodnia
Droga życia: 33
Zodiak: panna

Powrót do działu „Inne”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości

cron