Dyskusje na temat wszelakich praktyk duchowych - medytacji, pracy z energią, aurą, czakrami, itp.
Zgodnie z tak bardzo zalecaną przez Jezusa potrzebą Nieustannej Modlitwy: "...zawsze należy się modlić i nie ustawać" (Łk 18,1), "Nieustannie się módlcie. Za wszystko dziękujcie. Taka jest bowiem wola Boga w Chrystusie Jezusie względem was." (1Tes 5,17-18) - która jest jedyną duchową drogą, a także odpowiedzią na potrzeby coraz większej rzeszy prawdziwych wyznawców Chrystusa, szukających współcześnie głębszego i coraz bardziej duchowego wymiaru życia - można wskazać kilka istotnych aspektów, jakie praktyka tej modlitwy (medytacji kontemplacyjnej) rozwija w człowieku, który w ten sposób w pełni oddał się Bogu.

Pierwszy z nich dotyczy nas samych. Każdy z nas po tzw. grzechu pierworodnym nosi w sobie wewnętrzne rozdarcie. Św. Paweł był świadomy tego rozdarcia, mówiąc: "Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię." (Rz 7,15). Powodem tego według wielu ojców życia duchowego jest brak kontaktu z samym sobą, którego jedną z przyczyn jest brak wyciszenia w naszym zabieganym życiu. Ten brak ciszy i wewnętrznej harmonii jest szczególnie widoczny we współczesnym świecie z wszechobecną telewizją, radiem, internetem i konsumpcjonizmem. Nie ma tu bowiem zbytniej sposobności, by prowadzić życie wewnętrzne, czy po prostu zachować ciszę. Rzadko żyjemy w chwili obecnej. Zamartwiamy się przeszłością lub myślimy o tym, co będziemy robić w przyszłości. Jesteśmy rozpraszani naszymi pragnieniami i iluzjami mylnie postrzeganymi jako prawdziwe. Św. Augustyn powiedział: "Człowiekowi musi najpierw być przywrócone jego człowieczeństwo tak, aby samemu stając się niejako punktem oparcia, mógł z tego punktu wznieść się i skierować ku Bogu." Zatem czas poświęcony codziennie na przebywanie w ciszy, czas w którym staramy się jedynie być świadomi odsłaniającej się obecności Boga, ma podstawowe znaczenie w powracaniu Jego do nas samych. By poznać Boga, musimy się koniecznie zatrzymać; musimy się najpierw spotkać ze sobą samym.

Po drugie, nasz Bóg-Ojciec jest Bogiem miłości. "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne." (J 3,16). Nasz Bóg kocha nas takich, jakimi jesteśmy. Jest to wyraźnie pokazane w przypowieści o Synu Marnotrawnym. Stojąc w obliczu takiego Boga uczymy się akceptować naszą stworzoność. To zdumiewające, że w Raju Szatan kusił naszych pierwszych rodziców, by stali się jak "bóg" i żeby odrzucili swoją stworzoność. Również Jezus był kuszony przez diabła na pustyni, by uczynił cuda i tym samym odrzucił człowieczeństwo i stworzoność. Stworzoność oznacza zaakceptowanie, że Bóg, a nie my sami, nie nasze ego - jest centrum rzeczywistości. Z pomocą przychodzi nam tu ubóstwo pojedynczego zdania - modlitewnego wezwania. Powtarzając je wiernie i nieustannie w sercu podczas modlitwy medytacyjnej (będącej również kontemplacją), zdejmujemy z siebie samych zasłonę światła reflektora świadomości. Kiedy schodzimy ze sceny, z pierwszego miejsca, które nasze fałszywe "ja" tak bardzo lubi zajmować, Bóg znajduje się na swoim prawdziwym miejscu w naszym życiu, a wraz z Nim wszystko inne. To staje się źródłem harmonii, jaka powinna być udziałem człowieka prawdziwej wiary i prawdziwie przebudzonego.

Po trzecie, Bóg, w sposób szczególny, umiłował nas w swoim Synu, Jezusie Chrystusie. Podczas nieustannej modlitwy wchodzimy w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. On, aż do śmierci poddany był całkowicie woli swojego Ojca. W medytacji tej uwalniamy się od wszystkiego, umieramy. Kiedy umiera nasze fałszywe "ja", nasze ego, rodzimy się ponownie w Chrystusie.

Życie Boga jest już w nas obecne. Jesteśmy świątyniami Ducha Chrystusowego. Duch Boga modli się w naszych sercach nieustannie, wołając: "...Abba, Ojcze!" (Rz 8,15). Bez tego Ducha nie wiemy jak się modlić. Dzięki praktyce medytacji uczymy się być obecni w naszym wewnętrznym centrum i zanurzać się w strumieniu łączności między Ojcem i Duchem, który trwa nieprzerwanie i który jest modlitwą samego Chrystusa, do udziału w której jesteśmy zaproszeni. Nie musimy szukać obecności Boga, On już w nas jest, musimy tylko sobie to uświadomić. "Królestwo Boże jest w was"!!!

Oczywiście proces przemiany naszej świadomości jest stopniowy, wymaga wytrwałości. Potrzebna jest cierpliwość i dyscyplina, byśmy mogli oderwać się od ego. To droga, na której będziemy do końca naszego ziemskiego życia. Powtarzanie naszego medytacyjnego wersetu i wsłuchiwanie się w to słowo jest już samo w sobie, jak wyruszenie w drogę do wieczności. Dla prawdziwie przebudzonych jedyną drogą jest Chrystus. Póki będziemy słuchali Jego głosu, póki się będziemy Go wiernie trzymali – nie zabłądzimy.

Medytacja kontemplacyjna uczy nas tego, że nie wszystko w naszym życiu pojmujemy i również tego, że nie zawsze rozumiemy drogę, którą Chrystus nas prowadzi. Ale to nie jest istotne. Medytacja ta uczy nas przede wszystkim pokory w podążaniu za słowami Chrystusa i zaufania do Boga-Ojca. Te dwa czynniki są niezbędne do realizowania powołania, jakim jest kroczenie za Chrystusem. W ten sposób stosujemy się do słów Jezusa - "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!" (Mk 8, 34).

Jednym z wymiarów tego zaparcia się siebie jest przezwyciężenie naszego ego (fałszywego "ja"). Dlatego właśnie bardzo istotnym jest głębokie rozważanie modlitwy Jezusa na Górze Oliwnej skierowanej do Ojca: "...nie moja wola, lecz Twoja niech się staje." (Łk 22, 42)

Wspaniała historia przedstawiona na początku Biblii w Księdze Rodzaju mówi nam, że Bóg uczynił nas na swój obraz i podobieństwo. Jesteśmy jedynymi stworzeniami, posiadającymi zdolność oceny własnego zachowania i wyboru postępowania, bez względu na to, co podpowiada nam instynkt i czego chcą nasze popędy. Jesteśmy jedynymi stworzeniami, które mogą powiedzieć za Bogiem: "JA JESTEM (JAM JEST)", posiadając swoje prawdziwe JA. Ono właśnie i świadomość naszego JA jest największym naszym darem; ono sprawia, że jesteśmy podobni do Boga-Ojca.

Ale nasze JA będąc wolnym może nas również postawić w opozycji do Boga. Adam i Ewa, którzy otrzymali ten wspaniały dar bycia jak Bóg, zaczęli od sprzeciwienia się Bogu i dzieje się tak za każdym razem, gdy w naszym życiu próbujemy zająć pierwsze i centralne miejsce, należące się jedynie Bogu. To jest jedna z tych pokus, na które Szatan tak często potrafi nabrać człowieka: "Dasz sobie rade bez Boga. Po co ci On?". Niestety podobnie jak pierwsi rodzice fałsz tej pokusy odkrywamy po fakcie, kiedy życie, z którym sobie wcale nie potrafimy poradzić bez Boga, boleśnie otwiera nam oczy na prawdę.

Bóg jest naszym Stwórcą, a my jego stworzeniami. Dopóki tak ustawiamy relację z Nim, nie ma problemu. Ale każda próba zburzenia tej podstawowej zasady życia będzie zawsze działała na naszą szkodę. Jeśli zdetronizujemy Boga w naszym życiu i pozwolimy, aby to ego zajęło Jego miejsce i usiadło za sterem życia; będziemy jak maleńka żaglówka miotana wiatrami i falami, które są synonimem nieograniczonych pragnień oraz wszelkich pokus; tak bardzo lubianych i oddawanych jako hołd dla ego.

Zadaniem naszego życia nie jest zatem wypieranie czy tłumienie ego. Mamy raczej je ujarzmić i używać mądrze. Jeśli pozwolimy, żeby objęło kontrolę nad nami, będziemy łatwo rozmijali się z naszym powołaniem i przeznaczeniem, wyrządzając po drodze wiele szkód sobie i innym. Jeśli jednak mamy głębszy kontakt sami ze sobą i stajemy w prawdzie o sobie samych, także o naszym ego i jego aspiracjach, możemy wzrastać. Poznanie prawdy wyzwala – jak przypomina Chrystus. Powinniśmy przyglądać się ego. Ono samo w sobie nie jest naszym wrogiem. Jeśli przyglądamy się jemu i jego pragnieniom pomoże ono odkryć prawdę o tym, kim jestem.

Ego wprowadza podział na "ja" i całą resztę. Ego obserwuje, dzieli, porównuje i mierzy rzeczy oraz osoby pod kątem ich przydatności dla siebie. Prawdziwe JA z drugiej strony, jest holistyczne; szuka integralności, bycia jednością z innymi, kocha bez przywiązywania się. Ego sprawia, że kochamy materialne rzeczy, pragnąc posiadać je na własność i wykorzystujemy ludzi, zarówno nam bliskich, jak również obcych. Prawdziwe JA natomiast zachęca nas do kochania wszystkich ludzi i używania rzeczy. Wyniosłe ego sprawia, że pragniemy osiągnąć sławę, może nawet ponadprzeciętność i przed niczym się nie zawaha, by cel ten osiągnąć. Sprawia też, że jesteśmy niewolnikami opinii i aprobaty innych. Społeczeństwo konsumpcyjne bazuje na żądaniach ego. Sprawia, że pożądamy posiadania modnego samochodu, perfum lub jakiegoś gadżetu. Ego uwielbia "podstawiać innym nogę". Sprawia, że jesteśmy zazdrośni, konkurujący i zastraszeni sukcesami innych.

Celem medytacji w Duchu Chrystusowym jest odsunięcie "ja" na bok, co paradoksalnie, prowadzi do pełnego wyzwolenia w Chrystusie. Kiedy medytujemy, stajemy się coraz bardziej świadomi podstępnych i ukrytych działań ego. To taki delikatny i nieustannie aktywny mały demon. Jest aktywny nawet w czasie modlitwy. Św. Jan od Krzyża mówi: "Gdy myślisz, że dobrze ci coś wychodzi, szczególnie, gdy sądzisz, że dobrze się modlisz, strzeż się, byś stając przed Panem, nie chwalił samego siebie zamiast Niego."

Być może jedną z największych zalet Modlitwy Chrystusowej jest to, że pomaga nam Ona ujarzmić ego. Kiedy medytujemy, odkrywamy, iż jesteśmy wezwani do tego, aby być panami naszego ego, a nie odwrotnie. Dzięki temu dochodzimy do coraz większej wolności, a także do pełni życia.

Bóg-Ojciec powołuje każdego z nas do pełni życia. Pierwszą i podstawową przeszkodą byśmy na to powołanie odpowiedzieli jest nasza pycha i niechęć ego do przyznania się do tego, że aby odnaleźć w głębi siebie pełnię życia, musimy podążać drogą wewnętrznego ubóstwa na którą zaprasza nas Chrystus. Ego ceni ponad wszystko wyniosłość, a także złudne i ulotne bogactwo materialne, co stanowi wielką przeszkodę na drodze do prawdziwego bogactwa, będącego również duchową wolnością.

Przebywanie w ciszy otwiera nas na tę przestrzeń wolności, a dzieje się tak dlatego, iż jej jedynym Źródłem jest Duch samego Chrystusa obecny w nas. I dlatego nasza zgoda na Jego prowadzenie jest niezbędna, jak również przemieniająca. Nie można trwać ciszy w Duchu i w dalszym ciągu podtrzymywać destruktywną złość w stosunku do innych, być pełnym lęku, zazdrości, chciwości, pragnienia zemsty i pożądliwości. Albo ta ludzka dusza zginie na zawsze, albo jej fałszywe uczucia ulegną rozpuszczeniu w Duchu Chrystusowym. Prawdziwa modlitwa jest bowiem działaniem Ducha Chrystusowego w nas, a nasze zaangażowanie w modlitwę jest zgodą na Boże działanie najpierw w naszym sercu a następnie w naszym życiu. W konsekwencji modlitwa ta eliminuje wszystko to, co nie jest z nią spójne.

A zatem, modlitwa ta wymaga zaparcia się samego siebie. Za każdym razem, gdy zaczynamy modlitwę, zaczynamy od początku, od uznania naszej całkowitej zależności od Boga. Do tego niezbędna jest pokora (Ojcze, błagam Cię w Imię Chrystusa - Niech mi się staje Wola Twoja). Dlatego właśnie Jezus często przypomina, że powinniśmy być jak dzieci. Oczywiście nie zawsze nasze ego będzie zadowolone z owoców nieustannej modlitwy, dlatego, że medytując odkryjemy, iż modlitwa osłabia moc naszego ego i uwalnia nas od iluzji, którymi ono tak bardzo lubi karmić się.

Modlitwa ta jest prosta, co nie znaczy, że jest łatwa. Niemniej wszelkie trudności i porażki na tej drodze także są bezcenne w naszym duchowym dojrzewaniu, gdyż przyjęte z pokorą będą nas prowadziły do wielkiej prostoty i poczucia własnej nędzy, a także do odkrycia tego o czym z taką otwartością, ale i wolnością pisał św. Paweł: "Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie umacnia." (Flp. 4, 13)
Miracle
 
Posty: 85
Dołączył(a): 05 sty 2012, 14:38

Powrót do działu „Praktyka”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości