Zjawisko snu, świadomego i tego zwykłego. Techniki oneironautyczne, opisy Waszych snów.
Witam,

Dziś miałam dziwny sen. Jeżeli ktoś może go zinterpretować, będę wdzięczna.

Szłam po łące, polanie. Z kimś, jakimś młodym facetem. Nagle zobaczyliśmy, że w wysokiej trawie wystaje kilka kocich grzbietów. Były duże niczym lwy, ale o sylwetce lekkoatlety jak gepardy, szybkie zwinne o pomarańczowej sierści. Było ich sześć. Zawróciliśmy żeby nas nie zobaczyły. Ale i tak dawno temu już nas dostrzegły. Poza tym byliśmy w pułapce. Trzy koty były przed nami, a trzy pozostałe za nami. Mężczyzna kazał mi uciekać. Zobaczyłam za łąką stojące domy, stały w rzędzie, jeden koło drugiego, nie były wykończone, posesja każdego domu była odgrodzona siatką, otwory na okna i drzwi w jednym domu również były zakryte siatką, obejrzałam inne domy, otwory na drzwi i okna były zabite deskami. Wybrałam dom z siatką w oknach i drzwiach. Dobiegłam do siatki, przeszłam przez nią górą, zeskoczyłam na trawę, nagle w moim kierunku biegł mały, czarny podpalany piesek i szczekał broniąc swojej posesji. Nie zwracałam na niego uwagi, za mną czaiło się coś dużo groźniejszego, duży kot, z ostrymi niczym brzytwa pazurami drapieżcy. Odgięłam od dołu siatkę w drzwiach i przedostałam się do środka i nagle usłyszałam za sobą charkot, odwróciłam się i zobaczyłam pomarańczowego kota, robiącego susa w moją stronę. Skoczył na moje ramiona obejmując je swoimi łapami i zaczął wbijać boleśnie pazury w moje barki, starając się jednocześnie złapać mnie zębami za szyję. Wyrywałam się, starałam się nie dać dosięgnąć drapieżcy mojej szyi, gdyż to oznaczało mój koniec. Kot zadowolił się drapaniem, gryzieniem innych części ciał. Walka o życie dłużyła mi się w nieskończoność. Byłam cała obolała, ramiona, nogi, brzuch miałam we krwi. Nagle kotu znudziło się znęcanie nade mną. Odskoczył ode mnie i zniknął za murami domu. Ten młody mężczyzna mnie znalazł, był przerażony, ale ten stan nie pozwolił mu zawładnąć swoim ciałem. Szybko do mnie podbiegł, przełożył sobie przez kark moją prawą rękę, potem schylił się odrobinę i wsuwając drugą rękę pod zgięcia kolan, wziął mnie na ręce. Cała się trzęsłam, na pewno nie z zimna, bo pogoda tego dnia była piękna, słoneczna i było bardzo gorąco, wręcz duszno. Byłam zlana potem, a trzęsłam się jak galareta, nie pamiętam drogi którą mnie niósł ów mężczyzna, zamknęłam ociężałe powieki i następne co pamiętam to to, że leżałam na czymś. Otworzyłam oczy i ujrzałam swoją babcię - matkę mojego ojca. Nie widziałam swojego ciała, gdyż cała byłam w białym ubraniu. Czułam, że wszystko mnie rwie, rany ciągnął boleśnie. Chciałam wstać, ale nic z tego, nie mogłam. Chciałam odsłonić brzuch, ale poczułam ostry ból, koszulka przykleiła mi się do sączących się ran. W końcu mogłam się zobaczyć, gdy podciągnęłam zaciskając zęby materiał do góry. Cały brzuch był jedną wielką raną. Ogromna ilość cienkich nacięć zdobiła moje ciało. Następnie babcia kazała mi wejść do wody, powiedziała, że wtedy poczuję ulgę. Tak zrobiłam. Niedaleko miejsca którego leżałam było ogromne jezioro. Weszłam do niego i od razu poczułam się lepiej. Nagle koło mnie znalazła się mała dziewczynka, która chciała dotykać moich ran i zrywać nowo powstałe strupki. Odsuwałam się od niej. Krzyknęłam do babci, żeby ją zabrała, bo mała nieświadomie chce mi zrobić krzywdę, zadać ból. Nie wiedziała tego, że te rany mnie bolą, myślała, że to dobra zabawa odrywać ode mnie to coś.
Następne co pamiętam to to, że moja rodzicielka zabrała mnie na spacer. Po tej samej łące, którą uciekałam wcześniej przed drapieżnymi kotami, z których jeden mnie dopadł. Nie wiem o czym rozmawiałyśmy. Nagle poczułam silniejszy podmuch powietrza, poczułam bryzę morską. Ściągnęłam brwi nie wierząc temu co mój zmysł powonienia wyczuł. Kuśtykałam dalej do przodu – w wyniku starcia z drapieżnym kotem miałam mnóstwo ran drapanych na ciele i uszkodzone rzepki w obu kolanach. Ciężko mi się chodziło. Jednak podmuch zrobił się natarczywy, jakbym czuła, że rozkazuje mi się obejrzeć. I tak uczyniłam. Zamurowało mnie, cała krew odpłynęła, zrobiłam się blada jak ściana. Moim oczom ukazała się fala wody. Nie była jednak bardzo wysoka, zalała nas, unosiłyśmy się na wodzie, potem kolejna fala, kolejna, kolejna…. Każda z nich była coraz większa. Nie widziałam już polany, domów, jeziora, tylko jedną olbrzymią taflę wody. Fala zepchnęła nas na jakiś wysoki, ceglany mur. Stanęłam na nim z matką. Spojrzałyśmy przed siebie. A naszym oczom ukazała się zalewana wioska. Ale czułam i widziałam, że są to zalewana wioska rzymian, sprzed wieków. Krzyknęłam do matki „Tędy nie uciekniemy” i razem wskoczyłyśmy z powrotem do wody za nami. Nagle moim oczom ukazała się gigantyczna ciemna, wręcz granatowa fala. Zabrała nas ze sobą. Na jej grzbiecie sunęłyśmy do przodu i byłam przerażona, gdyż ta fala zmierzała w kierunku tych domów sprzed wieków. Rzymian. Zanim coś nastąpiło, jakbym dostała wizji. Widziałam jak potężna fala zalewa całą wioskę i zabiera wraz ze sobą setki istnień ludzkich.
Następne co pamiętam to to, że uciekałam wraz z babcią przed wodą zalewającą wszystko co stanęło na jej drodze. Mijałyśmy sporo zatopionych ruin i gdy chciałam podejść do zatopionych schodków, które prowadziły do jakichś dziwnych ruin, nagle usłyszałam syknięcie. Spojrzałam pod nogi i ujrzałam pomarańczowo brązowego węża. Boa dusiciela. Przestraszyłam się i kuśtykając – cały czas dręczył mnie ból po walce z kotem, z ran wciąż sączyło się osocze - dotarłam do babci, spytałam się dokąd się udajemy, a ona odpowiedziała w dwóch słowach ‘’Do Anglii’’. I tak też było, tylko, że na nogach miałam rolki, a uszkodzone rzepki w kolanach dalej dawały się we znaki. Trafiłyśmy do Anglii. Po drodze mijaliśmy tłumy ludzi, jakby ludzie ze wszystkich krajów świata i z różnych wieków skłębili się tylko w tym jednym miejscu o tym samym czasie, uciekając przed wielką falą. Trafiłyśmy na schody, bardzo kręte i o wąskich stopniach. Usłyszałam głos kobiety, która mówiła ‘’Tylko szlachcianki mogą tędy schodzić, bo tylko one to potrafią’’ i potem był jeszcze jakiś tekst o cygankach, jednak nie zaprzątałam sobie głowy tym co ten głos mówi, usiłowałam zejść po tych schodach. O dziwo, pomimo, przeszywającego bólu w kolanach, płynnie zeszłam na rolkach na dół. Dotarłam do wielkiej sali. Babcia usiadła jakby w poczekalni na odloty samolotem. Jakbyśmy były na lotnisku. Nagle kątem oka dostrzegłam znajome twarze. Były to trzy koleżanki. Jedna z liceum, a dwie z podstawówki, siostry bliźniaczki. Koślawo podjechałam do nich na rolkach, pomimo wykrzywiającego twarz bólu, promiennie się do nich uśmiechnęłam. Cieszyłam się na ich widok. I gdy zaczęłyśmy się przytulać na powitanie, poczułam w duszy ulgę, ulgę że są całe i zdrowe. Chwile z nimi porozmawiałam, pytały się co mi się stało, ja jednak uznałam, że nie jest to ważne, bardziej chciałam się dopytać co u nich. Nagle babcia mnie zawołała. Podjechałam do niej na rolkach. Widziałam kilku mężczyzn w mundurach, z pistoletami w dłoniach. Wiedziałam, że nas szukają. Musiałyśmy uciekać. Rolki bardzo przydały mi się w ucieczce, pomimo bólu, mogłam się w nich dużo szybciej poruszać niż o własnych siłach. Podążałam cały czas za babcią. Mijając kolejne sale, pokonując schody, przepychając się między ludźmi, uciekałyśmy. Ludzie stali i patrzyli na nas. Jedni z zaciekawieniem, jedni w szoku, a jeszcze inni z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
mania_
 
Posty: 1
Dołączył(a): 05 paź 2011, 09:09

Powrót do działu „Sny i świadome śnienie”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron