1, 2
Til napisał(a):Ja tak do ogółu zadam jeszcze odnośnie tego tematu pytanie, na które już w paru tematach próbowano odpowiedzieć (bez większych skutków i konsensusu w sumie)...
Skąd wiadomo kiedy coś z całościowego ('kosmicznego' etc.) punktu widzenia jest sprawiedliwe wobec nas, wobec naszych poczynań, a nie tylko 'sprawiedliwe' wobec oceny naszego ego?
I skąd wiadomo że z całościowego punktu widzenia coś jest 'złe'?
Mi w takim wypadku nasuwa się pytanie: co to jest całościowy (kosmiczny?) punkt widzenia? I skąd wiadomo, kiedy Wszystko się kończy tak, by być pewnym, że jest już tą ostateczną Całością?
Moim zdaniem odpowiedź może być tylko jedna: jeśli nie patrzysz z punktu widzenia Całości, to po prostu tego nie będziesz wiedział...
Til napisał(a):Jedną z pierwszych rzeczy jakie pojąłem zastanawiając się nad ludzkimi emocjami, było to, że w gruncie rzeczy:
1) Wszystkie emocje są negatywne - nawet miłość jako emocja może być negatywna, bo może prowadzić do zazdrości, nienawiści i innych tym podobnych. Jako coś wychodzącego bardziej ze świadomego umysłu niż z podświadomości jest dobra...
Tak, a my, mając wolny wybór, możemy decydować czy i co czuć. A jeśli jednak stwierdzamy, że nie możemy, to znaczy, że coś ogranicza naszą wolność, zastanawiamy się dlaczego, dokonujemy odkryć, uwalniamy się, żyjemy dalej, a potem cykl się powtarza
Jednak jeszcze pozostaje pytanie o to, czym właściwie jest miłość i czy każdy, wymawiając je, ma na myśli to samo, oraz czy jest więcej niż 1 "poziom" jej rozumienia. Jak kiedyś się o to pytałem, otrzymałem odpowiedź, że miłość zawsze wiąże się z otwartością - jeśli jesteś zamknięty, to nie doświadczasz miłości.
Til napisał(a):2) Nie powinniśmy oceniać czy coś jest sprawiedliwe, ani zabiegać o to. Jeśli chcemy, możemy, a zapewne i powinniśmy zabiegać o rzeczy które są dobre dla nas. Mógłbym dodać, że pod warunkiem że nie krzywdzą przy tym innych, ale w ogólnym, całościowym rozrachunku rzeczy dobre dla nas które krzywdzą innych, po pewnym czasie okazują się wcale nie być dobre dla nas, a wręcz przeciwnie, więc nie chcę żeby wyszło 'rzeczy dobre dla nas które w ogólnym rozrachunku nie są niedobre dla nas' ;P
Jasne. Jeśli jednak będziesz ekstremalnym perfekcjonistą, to nigdy nic nie zrobisz, bo zawsze będziesz się zastanawiał, czy to jest na pewno dobre... Stąd popularne hasło o życiu tu i teraz. Łatwiej oczywiście powiedzieć niż zrobić
Til napisał(a):A to wszystko dlatego, że nie jesteśmy na fizycznym poziomie postrzegania w stanie dostrzec całej siatki przyczynowości i skutków. Ja z doświadczenia wiem że nawet rzeczy nieprzyjemne albo pozornie niesprawiedliwe i krzywdzące w dłuższym rozrachunku wyszły mi na dobre.
Uważam że nie powinniśmy wzbraniać się przed pomocą innym jeśli mamy ku temu okazję - robiąc to odpowiednio pomagamy i sobie samym i im, jednak jednocześnie powinniśmy zrozumieć i przyjąć do wiadomości, że wszystko co dzieje się w życiu każdej jednostki ma być dla niej nauką. Innymi słowy - w ujęciu całościowym - cierpienie uszlachetnia... Może ktoś kto w tym życiu ma źle, w następnym wcieleniu, albo w późniejszym etapie tego życia dzięki temu coś zrozumie i będzie miał lepiej? Bardzo często tak bywa.
Myślę, że najważniejszą kwestią jest tu zrozumienie.
Til napisał(a):3) Z tych samych powodów nie powinniśmy stopniować rzeczy na 'dobre' i 'złe'. Czasem są rzeczy które wydają się tak złe, że jak można uważać inaczej? A jednak... Kto wie, czy w ogólnym rozrachunku nie jest to dobre? Kto wie, czy na przykład jakieś zamordowane przez matkę dziecko nie miało w przyszłości zostać zabójcą, ludobójcą, czy tyranem posyłającym tysiące jeśli nie miliony na śmierć? I znów - nie uważam że powinniśmy nie reagować na to co uważamy za złe, jeśli widzimy że to się dzieje, sparaliżowani strachem - a co jeśli to w sumie wyjdzie na dobre... Nie tędy droga...
Wiem że to co piszę może wydać się... Niskie? Złe?
Jednak w pewnym momencie przestaje się postrzegać wszystko z perspektywy własnego ego... Zaczyna się dostrzegać inne rzeczy niż tylko własne potrzeby i zachcianki - zapewne większość osób na tym forum jest na tym etapie - wyższym niż poziom przeciętnego 'zjadacza chleba'... Ale są i dalsze poziomy... Kiedy zaczyna się wyglądać poza poziom 'ja i moja rodzina, przyjaciele, znajomi'... Kiedy zaczyna się patrzeć inaczej niż 'ja, mój kraj, mój naród...' Dalej niż 'ja i mój gatunek'... W pewnym momencie zaczyna się o wiele bardziej całościowo pojmować istotę rzeczy... Szczególnie, jeśli równocześnie przestanie się pojmować czas jako 'ja tu i teraz', ale zacznie się dostrzegać, że to życie to nie wszystko... Bo jest również to co było i to co będzie... Niezliczone pokolenia i wcielenia biegnące w obie strony linii czasu...
I wtedy stosunek skutek-przyczyna zaczyna nabierać zupełnie innego sensu...
Oczywiście - nie znając ostatecznego efektu nie możemy tak łatwo i pochopnie szufladkować tego, co nas otacza.
Mam wrażenie, że życie jednak polega na tym, by działać zgodnie z aktualnym poziomem świadomości, wolności i zrozumienia - i tak robimy, przy jednoczesnym wyczuleniu na to, co idzie dobrze (i dlaczego) a co może pójść nie tak (i dlaczego) - i tego większość już nie robi. Z góry zakłada, że będzie miała wygodne życie. Myślę, że wygoda jest dobrą motywacją - ale jeśli do problemów podchodzi się konstruktywnie.
-
Enlil
Earth is my home now
- Imię: Enlil
- Posty: 827
- Dołączył(a): 17 mar 2009, 22:04
- Lokalizacja: An
- Droga życia: 7
- Zodiak: Panteon
Kto przegląda forum
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość