Psychologia, działanie mózgu.

Marzenia

Post 06 paź 2005, 05:19

Witam, to moja pierwsza wypowiedź na tym forum, proszę mnie więc nie bić, jeśli złamię jakąś niepisaną zasadę ;)
Dział wydaje mi się stosowny.

Temat zakładam w sprawie swoich osobistych obaw/niepewności ...
Jednak na wstępie, chcę odnieść się do tematu odrobinkę 'definicyjnie'.

Jedni uważają, że marzenia to odruch dziecięcego umysłu niezdolnego pojąć mechanizmów kierujących tym światem.
([Wybaczcie dopisek osobisty: ] Jakimś dziwnym przypadkiem są to zazwyczaj zgorzkniali ludzie, którym niewiele się w życiu ułożyło po ich myśli ;) )
Inni zaś mówią, że marzenia to skuteczna metoda afirmacji wizualizacyjnej.
Jeszcze inni z kolei, że to napęd działania, kreatywności i warunek wszystkich sukcesów.
([Wybaczcie dopisek osobisty: ] Ponieważ sam podzielam ten pogląd, a wielokrotnie spotkałem się z komentarzami w stylu 'dziecinny jesteś' uprzedzę zgorzkniałą część forum [ ;) ] przykładem osoby podzielającej również ten pogląd - Bill Gates. Chciał stworzyć system na każde biurko - jego system jest na wszystkich biurkach. [Ubuntu i tak rządzi ;) ] )

To, o co chcę Cię prosić przed przeczytaniem dalszej części (jeśli jeszcze masz siłę czytać ;) ), to założenie wstępne, niezależnie od poglądów, że wszystkie te definicje, jak i ich odmiany są błędne.
W przeciwnym wypadku zaś będziesz się kierował swoim wyobrażeniem o temacie, a ja potrzebuję właśnie rady kogoś, kto powie kilka słów obiektywnie.

Teraz sedno...
Otóż dosyć często, czas wolny poświęcam relaksującym marzeniom na jawie.
Mam do tego skłonność od zawsze.
Ostatnio jednak, gdy rozważałem to, o czym pisze Anthony De Mello, naszła mnie pewna obawa!
Otóż w moich marzeniach najczęściej utrzymuję wizję swojego 'idealnego życia w przyszłości'...
Zachowując dozę realizmu, co jednak może pogłębiać szkodliwość, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że marzenia, poza walorem relaksującym mają też przecież wpływ na mój sposób myślenia.
I to, czego się obawiam, to dalsze, niekontrolowane, doprogramowywania siebie na temat wizji świata, swojego 'szczęścia', 'potrzeb' etc.
Patrząc pod innym kontem ktoś może powiedzieć, że to właśnie szybka metoda, aby spojrzeć, co w mój umysł wprogramowano jako warunki 'szczęścia'.
A jak sam De Mello mówi 'to czego jesteś świadom nie ma nad Tobą władzy'.

Jednak która strona jest mocniejsza ?
Proszę Was o opinię nie tyle odnośnie mojej skłonności jako takiej, co do 'skutków marzeń' w kontekście dostrzegania rzeczywistości i prób oczyszczenia się z wszelkich programowań 'społecznych', jakie miały miejsce.
Czy waszym zdaniem oddawanie się temu stanowi może być przeszkodą na drodze do rozwoju ?
A może wręcz biegiem wstecznym ?
Polecacie zatrzymać tą skłonność ?

Z góry dziękuję za odpowiedzi i sugestie...
Nauczony jednak doświadczeniem uprzedzam, że oczekuję pewnego poziomu odpowiedzi.
Dla mnie internet to wcale nie śmietnisko na które można swoje kompleksy wyrzucić, nie oczekuję, że napiszesz dużo, nie proszę też o poświęcenie mi godzin swoich rozważań, ale odpowiedzi w stylu 'Nic z tego nie rozumim, ale chyba tyto dziwny jesteś ...', 'Moje zdanie jest takie, że księżyc jest płaski, ale twój temat nie ma większego sensu' będę po prostu ignorował.
Jeśli chcesz odpisać, będę Ci naprawdę bardzo wdzięczny, ale _wysil się_ pisząc.
Szkoda Ci wysiłku ? Nie pisz nic !
Pozdrawiam, Kobra
Avatar użytkownikaKobra Mężczyzna
Rządzi ;)
 
Posty: 14
Dołączył(a): 06 paź 2005, 03:18
Lokalizacja: się biorą dzieci ?

Post 07 paź 2005, 18:26

Kobra napisał(a):Czy waszym zdaniem oddawanie się temu stanowi może być przeszkodą na drodze do rozwoju ?
A może wręcz biegiem wstecznym ?
Polecacie zatrzymać tą skłonność ?


Przeszkodą jest pełne oddanie, trzeba się jednocześnie temu oddawać i trzymać wszystko pod kontrolą. Dzięki temu przyspieszasz rozwój, jeśli można mówić o jakimkolwiek większym, mniejszym, albo szybszym rozwoju - bo jeśli chodzi Ci o rozwój w kierunku czegoś co nazywa się zbawieniem, to na pewno nie polecam tego stanu, gdy używasz tego jako narzędzia do spełnienia swoich (egoistycznych; nie mówię o tym, że są takie) zachcianek.

Według mnie to nie jest biegiem wstecznym, sam tego używam, lecz wiem i muszę wiedzieć, że powinienem również "rozumnie" czynić, czynić coś dla wszystkich, nie tylko dla siebie - społeczne filtry są dobre, o ile polepszają dobrobyt ducha, kierują do rozwoju.

Każda skłonność może okazać się przydatna, o ile wie się, jak ją wykorzystać.
Zatrzymując ją możesz tylko zaszkodzić, jednak gdy zniknie, nie oznacza to wielkiej tragedii - w przypadku tej skłonności w pewnym sensie będzie to strata dla tworzenia odpowiednich warunków do pomocy innym...

Pozdrawiam.
solprinc
 

Post 08 paź 2005, 00:27

Solprinc napisał(a):bo jeśli chodzi Ci o rozwój w kierunku czegoś co nazywa się zbawieniem, to na pewno nie polecam tego stanu

Chodzi mi o każdy 'gatunek' rozwoju 'duchowego' ;)
A powiedz proszę, czemu nie polecasz ?
Solprinc napisał(a):gdy używasz tego jako narzędzia do spełnienia swoich (egoistycznych; nie mówię o tym, że są takie) zachcianek

'Przebudzenie' napisał(a):'Egoizm ma - jak sądzę - swe źródło w instynkcie samozachowawczym, który jest naszym najgłębszym i podstawowym instynktem. Jak możemy zupełnie pozbyć się egoizmu? To niemożliwe; to tak, jakby dążyć ku samozagładzie. Dla mnie byłoby to równoważne z nieistnieniem.'

Słowo 'zachcianka' jest z natury 'egoistyczne', ale 'egoizm' jest z natury naturalny ;)
Czyli mówisz (o ile dobrze Cię zrozumiałem) :
'Jeśli myślisz o zbawieniu, rozstań się z tym stanem, jeśli podsyca/zaspokaja twój egoizm'...
Niewątpliwie moje marzenia są skrajnie egoistyczne, równocześnie nie wydaje mi się, aby ktoś inny korzystał z tego narzędzia aby wizualizować sobie siebie krzyżowanego ...
Chyba, że czerpie z tego jakiś rodzaj satysfakcji, ale w takim wypadku i to jest egoizmem (znów wkleiłbym cytat z 'Przebudzenia', ale zakładam, że znasz :) ).
Zatem, czy mogę prosić o uzasadnienie poglądu, że wykorzystywanie marzeń w sposób egoistyczny ('zachcianek') oznacza utrudnienie(?) w dążeniu do zbawienia ?
Oczywiście nie oznacza to, że jestem nastawiony przeciw takiemu poglądowi 'na nie', ale lubię tą moją skłonność, równocześnie staram się kierować ku 'zbawieniu' ;)
Pozdrawiam, Kobra
Avatar użytkownikaKobra Mężczyzna
Rządzi ;)
 
Posty: 14
Dołączył(a): 06 paź 2005, 03:18
Lokalizacja: się biorą dzieci ?

Post 09 paź 2005, 12:40

Kobra napisał(a):Chodzi mi o każdy 'gatunek' rozwoju 'duchowego' ;)
A powiedz proszę, czemu nie polecasz ?


Bo marzenia, niektóre ścieżki "duchowego rozwoju" są zwodnicze, prowadzą do nikąd. Prawda opiera się na czymś trwałym, czymś, czego nie można podważyć, a nie na czymś rozmazanym, niejasnym, skomplikowanym.

Kobra napisał(a):Słowo 'zachcianka' jest z natury 'egoistyczne', ale 'egoizm' jest z natury naturalny ;)
Czyli mówisz (o ile dobrze Cię zrozumiałem) :
'Jeśli myślisz o zbawieniu, rozstań się z tym stanem, jeśli podsyca/zaspokaja twój egoizm'...
Niewątpliwie moje marzenia są skrajnie egoistyczne, równocześnie nie wydaje mi się, aby ktoś inny korzystał z tego narzędzia aby wizualizować sobie siebie krzyżowanego ...


Pomyśl o świętych, czy oni robili te wszystkie rzeczy dla właśnej przyjemności? Ktoś może powiedzieć, że tak, ponieważ mieli na myśli niebo. Z drugiej strony jednak, choć wiedzieli dokąd dążą, zamiast spełniać swoje zachcianki tu i teraz, mieć przyjemności w tym świecie, zrezygnowali z nich na rzecz "czegoś wyższego", "wyższego stanu/bytu istnienia".
W tym wypadku pada oczywiste pytanie: czy więc marzenia, chęć spełniania zachcianek w tym świecie, podążanie za pragnieniami jest korzystne dla dążenia do zbawienia? Odpowiedź sama się nasuwa.

Zaś dla mnie istnieją dwa typy zachcianek. Jednym typem są takie, które służą jedynie przyjemnościom, tu i teraz, nieważne na czym polegają - czy jedynie na uszczęśliwaniu siebie, czy czerpania szczęścia podczas uszczęśliwania innych. Drugim typem zachcianek jest coś więcej niż tylko pragnienie przyjemności - i nie tylko przyjemności dla siebie, ale przyjemności innych, ich zbawienia kosztem własnych przyjemności. To tak, jakbyś marzył o jedności świata, i wiedział, że musisz poświęcić wiele wysiłku, by krok po kroku doprowadzić świat do jedności - to wyższego stanu istnienia wszystkich.
Znowu ktoś może zarzucić: ależ tó też spełnianie wlasnych zachcianek! W końcu ogólny dobrobyt = osobisty dobrobyt. Lecz pomyśl, czy ten ktoś cierpiał zamiast spełniać swoje drobne zachcianki. Pomyśl, czy ten ktoś dążył do czegoś większego, dla całości kosztem własnego życia - kosztem własnej pracy nad sobą, i bolesnej nauki, którą jednak musiał przyjąć dla dobra ogółu. I pomyśl, że ta osoba nadal pracuje, zamiast cieszyć się tym, co już jest - cieszyć egoistycznie, przyjemnie.

Staram się mieć marzenia neutralne, ponieważ nie wymagają ode mnie ani bólu, ani przyjemności, jedynie chęć nauki, otwartego serca i umysłu - bo takie marzenia zawsze spełniają się niespodziewanie. Jednak tylko przy marzeniach wymagających bólu ma się pewność, że prowadzą do czegoś większego. Przy neutralnych można się w końcu zagubić w życiu. Przy przyjemnych zamknąć bramy zbawienia. Przy bolesnych bez miłości można nic nie zyskać.

Bo w końcu kto ma pojęcie, oprócz Boga, ile znaczą nasze czyny... a marzenia są magią po części: tworzą sytuacje odpowiednie do odpowiednich czynów, nie zawsze zgodnych z zamierzeniami Boga...
(w końcu dlatego okultyzm jest niebezpieczny - działa na "wyobraźnię", zasłaniając swoje prawdziwe motywy tajemnicami)

Pozdrawiam.
solprinc
 

Post 09 paź 2005, 13:25

Prawda opiera się na czymś trwałym, czymś, czego nie można podważyć, a nie na czymś rozmazanym, niejasnym, skomplikowanym.

Nie da się zaprzeczyć, jednak cóż jest jaśniejsze, niż wizja 'życia idealnego' w naszych głowach ;) ?
To właśnie przyszłość-ta realna-, czyli coś nadchodzącego i zmieniającego się w każdej chwili jest niejasna i skomplikowana ;)
Pomyśl o świętych, czy oni robili te wszystkie rzeczy dla właśnej przyjemności?

Hm, pewien problem ... Bo są 'święci' i Święci ;)
Jeśli mówimy o osobach, które dążyły do 'zbawienia' w rozumieniu De Mello (a tak ja postrzegam teraz to słowo), to niby dla czyjej, jak nie własnej ;) ?
Oczywiście, jednym z założeń omawianych przy okazji tej nauki jest 'Osoba przebudzona nie czyni zła'...
Jednak! Czy ona nie czyni go dla innych ?
Nie czyni go i tyle, to właśnie śpiący ludzie mają skłonność czynić coś, lub nie-czynić dla innych i najczęściej słabo na tym wychodzą ;)
Odpowiedź sama się nasuwa

Nieprawda!
Bo czy zbawienie nie jest pewnego rodzaju zachcianką ?
Moim zdaniem jest :)
Niezależnie ile by za sobą pociągało nieprzyjemności i wyrzeczeń, to zawsze, do póki w ogóle mówimy o 'woli', 'potrzebie', 'pragnieniu', 'blablabla' zbawienia, mówimy o naszej zachciance ;)
To tak, jakbyś marzył o jedności świata, i wiedział, że musisz poświęcić wiele wysiłku, by krok po kroku doprowadzić świat do jedności - to wyższego stanu istnienia wszystkich.

To ma krótszą nazwę - 'utopia' ;)
Pomyśl, czy ten ktoś dążył do czegoś większego, dla całości kosztem własnego życia - kosztem własnej pracy nad sobą, i bolesnej nauki, którą jednak musiał przyjąć dla dobra ogółu. I pomyśl, że ta osoba nadal pracuje, zamiast cieszyć się tym, co już jest - cieszyć egoistycznie, przyjemnie.

Hm, a tu się troszkę boję, czy Ciebie aby na pewno rozumiem.
Przypomnę, że mówię o zbawieniu w rozumieniu tego słowa z książki 'Przebudzenie' Anthonego De Mello ...
1-Zbawienie jest najwspanialszą i najlepszą rzeczą.
2-Zło pochodzi tylko z nas, ze środka, zatem to co trzeba naprawić, to tylko 'siebie'.
3-Naprawa ma sprawić docelowo radość, poprawić/udoskonalić byt, przykrości to tylko bunty naszego umysłu zaprogramowanego do funkcjonowania w społeczeństwie w którym śmierć jest tragedią (osobiście uważam, że wśród wielu bzdur ta jest największą).
Bo w końcu kto ma pojęcie, oprócz Boga, ile znaczą nasze czyny... a marzenia są magią po części: tworzą sytuacje odpowiednie do odpowiednich czynów, nie zawsze zgodnych z zamierzeniami Boga...
(w końcu dlatego okultyzm jest niebezpieczny - działa na "wyobraźnię", zasłaniając swoje prawdziwe motywy tajemnicami)

Tutaj ... Tutaj żeś do 'mnie' celnie trafił ...
To są naprawdę mądre słowa i będę to musiał przemyśleć.
Nie rozważałem moich marzeń w takim kontekście.
A tutaj masz rację niewątpliwie!
I słusznieś to powiązał z okultyzmem uważam, to trudny punkt spojrzenia na sprawę, ale sądzę, że bardzo użyteczny.

Muszę jednak Ci teraz powiedzieć, że jeszcze trudniej mi w tej chwili zreasumować to wszystko :]
Medytacja nie jest niestety moją mocną stroną (głownie ze względu na czas, czy raczej jego brak :] ), a teraz doszło mi trochę wątpliwości ...

Jeśli masz siłę [ ;) ] i ochotę napisać mi jeszcze, czy twoim zdaniem, 'odłożenie na bok' marzeń, na jakiś czas, może w jakiś sposób osłabić moje zdolności imaginacyjne etc. ?
Jest to mój nawyk i codzienny sposób na relaks, zatem nie chcę pochopnie zmuszać się (bardzo możliwe, że będzie to wymagało mojej 'woli' ;] ) do odzwyczajenia, jeśli mogło by to ze sobą jakieś znaczniejsze minusy nieść ...

Dziękuję Ci za poświęcone mi czas i energię :)
Pozdrawiam, Kobra
Avatar użytkownikaKobra Mężczyzna
Rządzi ;)
 
Posty: 14
Dołączył(a): 06 paź 2005, 03:18
Lokalizacja: się biorą dzieci ?

Post 09 paź 2005, 18:20

Kobra napisał(a):Bo czy zbawienie nie jest pewnego rodzaju zachcianką ?


Nie jest. Tak samo doświadczasz życia, życia - cudu. Zbawienie jest czymś w rodzaju życia; które przychodzi z niewiadomo skąd i niewiadomo dokąd podąża. Jako jedność ma swoją "zachciankę", ale nie zachciankę mająca na celu przyjemność - ponieważ ta zachcianka wynika z konieczności, przyjemność jest rzeczą stojąca na marginesie.
Najlepiej byłoby określić, jaką rolę we wszystkim odgrywa przyjemność. Dla mnie rola przyjemności jest niejasna - na drodze duchowego rozwoju.

Kobra napisał(a):To ma krótszą nazwę - 'utopia' ;)


To ma inną, poprawną nazwę. Zbawienie.

Kobra napisał(a):Hm, pewien problem ... Bo są 'święci' i Święci ;)
Jeśli mówimy o osobach, które dążyły do 'zbawienia' w rozumieniu De Mello (a tak ja postrzegam teraz to słowo), to niby dla czyjej, jak nie własnej ;) ?
Oczywiście, jednym z założeń omawianych przy okazji tej nauki jest 'Osoba przebudzona nie czyni zła'...
Jednak! Czy ona nie czyni go dla innych ?
Nie czyni go i tyle, to właśnie śpiący ludzie mają skłonność czynić coś, lub nie-czynić dla innych i najczęściej słabo na tym wychodzą ;)


Mówię o zbawieniu wszystkich; zbawieniu które rozgrywa się w każdym czasie, i tu, i tam, i teraz, i wtedy.

Zło jest błędnie interpretowane. Według większości to wynik pewnych pobudek - które zasłania się określeniami "egoistyczne" i tym podobne. Mimo to zło nie jest wynikiem - jest przyczyną, jest skarbcem, z którego niektórzy - naprawdę źli ludzie - czerpią negatywne emocje panoszące i mnożące się na świecie - tam, gdzie przekłada się niezrozumiałe rzeczy nad miłość. I Biblia mówi o "złu na wyżynach niebieskich" - właśnie chodzi o przyczyny, nie wynik, ciało jako takie. Nie powinniśmy walczyć z mordercami na tym świecie - ponieważ takim mordercą jest każdy z nas, gdy spożywa kogoś/coś, etc.
Powinniśmy walczyć z przyczynami, które powodują, że "morderca" nadużywa tego, co zostało mu dane przez Boga.
Święty to ktoś, kto rezygnuje jeszcze bardziej z mordowania, spożywania kogoś/czegoś, albo to coś/tego kogoś szczerze przeprasza za to, co czyni. Święty to ktoś, kto jest świadomy swojego długu wobec Boga i Życia, i spłaca swój dług.

Kobra napisał(a):1-Zbawienie jest najwspanialszą i najlepszą rzeczą.
2-Zło pochodzi tylko z nas, ze środka, zatem to co trzeba naprawić, to tylko 'siebie'.
3-Naprawa ma sprawić docelowo radość, poprawić/udoskonalić byt, przykrości to tylko bunty naszego umysłu zaprogramowanego do funkcjonowania w społeczeństwie w którym śmierć jest tragedią (osobiście uważam, że wśród wielu bzdur ta jest największą).


Nie należy tak rozumieć zbawienia, ponieważ zmniejsza się jej ważność - przedstawia jako coś wspaniałego, lecz zwodniczo wprowadza nas w stan uniesienia tu i teraz, gdy jeszcze nie jesteśmy w tym niebie. Tak, nawet nie ma pewności, że tam będziemy.
Dobro i zło pochodzą z zewnątrz. My jako tacy jesteśmy puści. Dopiero po połączeniu się z tym, albo z tamtym widzimy w określony sposób świat.
Przykrości mogą być pomocą w poprawianiu bytu. Należy to pamiętać, że żal ma swoje podstawy w praktyce poprawy siebie. Można się całkowicie poprawić tylko wtedy, gdy żałuje się za to, co tą poprawę zagradza.

Kobra napisał(a):Jeśli masz siłę [ ;) ] i ochotę napisać mi jeszcze, czy twoim zdaniem, 'odłożenie na bok' marzeń, na jakiś czas, może w jakiś sposób osłabić moje zdolności imaginacyjne etc. ?
Jest to mój nawyk i codzienny sposób na relaks, zatem nie chcę pochopnie zmuszać się (bardzo możliwe, że będzie to wymagało mojej 'woli' ;] ) do odzwyczajenia, jeśli mogło by to ze sobą jakieś znaczniejsze minusy nieść ...


Pamiętaj, że niektórzy są twórczo dobrzy: wyciągają ze skarbnicy dobra jak najwięcej dobra, i w tworzeniu piękna są najbardziej twórczy. Są też ludzie, ktorzy wyciągają zło ze skarbnicy zła - tego się wystrzegaj.
Obie rzeczy można rozwijać, jednak w drugim przypadku raczej się spada, niż rozwija - i można zaprzestać takiej twórczości - o ile ktoś zaoferuje swoją pomoc i swój czas (Miłość pokonuje zło - ponieważ zawiera w sobie Prawdę, która rozjaśnia sprawy, które zło zasłania).
Uwaga co do relaksu - jeśli zbytnio wyprowadza Cię z realności, nie polecam. Poznajemy siebie i źródło, z którego czerpiemy po swoich owocach. Jeśli efekty Twoich czynów nie są takie, jakie powinny być w zamierzeniu Boga (które szerzyłyby Miłość i Prawdę), zastanów się nad sobą - nad narzędziami, którymi kreujesz/kierujesz siebie.

Pozdrawiam.
solprinc
 

Post 09 paź 2005, 19:17

Marzenia są przecież tym co rozwija nasz świat! Bez marzeń dalej byśmy żyli w jaskiniach, bez prądu, bez woli do życia. Każde nasze działanie jest powodowane przez marzenia. Aż po proste, przyziemne marzenie godnego bytu, aż po marzenie "zbawienia", o którym wspomniał Solprinc. Nie można marzeń ignorować, nie można ich tłumić bo będzie to prostą drogą prowadziło do nihilizmu. Marzenia są potrzebne ja marzę cały czas o różnych rzeczach, bo to marzenia mnie prowadzą "za rękę" przez świat, tak jak, myślę, każdego człowieka, choć ten nie zawsze jest tego świadomy. To co praktykujesz jest raczej fantazjowaniem niż marzeniem, fantazjowanie to takie wykopywanie marzeń na wierzch - z podświadomości - do świadomości.

Czy jest to złe? Czym bardziej dane marzenie "wykopujesz" tym bardziej je jednocześnie głębiej zakopujesz w podświadomości, aż zacznie działać jak półświadoma afirmacja. Ludzie skłonii do fantazjowania to zazwyczaj idealiści, którzy wiele by poświęcili dla swoich marzeń, gdyż przez fantazjowanie zyskały sobie u nich wysoki priorytet. W skrajnych przypadkach dla marzeń poświęcają życie - dla mnie to piękna idea, pod warunkiem, że marzenia są dobre i nie krzywdzą nikogo. Przykład idealisty, którego marzenia zniszczyły może być chociażby Adolf Hitler.

Marzenia, które prowadzą do zniszczenia i zła, prowadzą na dłuższą metę do autodestrukcji marzącego. Jednak ja bym bardzo zalecał takie fantazjowanie, z tym, że uważałbym na jaki temat.
Od teraz w Strefie http://strefa51.webd.pl/forum/ .
Powód: http://forum.przebudzenie.net/viewtopic.php?t=687
Do tego moderacja zorientowana na jedyne słuszne poglądy, których broni nawet tolerując chamstwo o ile je propaguje. Pozdrawiam! :)
Avatar użytkownikaLuke_Nuke Mężczyzna
Kalif/Krzyżowiec/Reakcjonista
 
Imię: Łukasz
Posty: 490
Dołączył(a): 10 maja 2005, 16:12
Droga życia: 5
Typ: 2w1
Zodiak: Lew

Post 10 paź 2005, 07:25

@Solprinc
'Dla mnie rola przyjemności jest niejasna - na drodze duchowego rozwoju.'

Możesz się nie zgodzić, jednak ja przyjemności traktuję jako byt.
Ni mniej, ni więcej, przyjemność=istnienie ...
Jak pisze De Mello (cytatami to za chwilkę sypnę) człowiek rodzi się w stanie szczęśliwości, szczęście jest jego naturalnym stanem.
Uważam, że to prawda i jedyne słuszne podejście.
Przyjemność to 'dawkowanie' szczęścia.
Oczywiście nie chcę tu już wplątywać 'grzesznych' przyjemności, które mają destruktywny charakter ...
Ale jeśli wziąć to pojęcie naturalnie, jako dobre, to 'przyjemność' jest po prostu istnieniem, a istnienie przyjemnością.
Ludzie, w związku z rozwojem wyodrębnili miliony rodzajów i aspektów przyjemności ...
'Jedzenie tych winogron jest przyjemne'.
Jedzenie tych winogron jest częścią twojej egzystencji, jest cennymi minutami, jakie poświęcasz z życia, aby spożyć te winogrona.
Staje się to częścią twojego życia.
Przyjemność nie jest życiem tylko dla tych, którzy warunkują przyjemność 'jeśli te winogrona będą miały mało pestek, to sprawią mi przyjemność'...
Jeśli jedząc winogrona będziesz jadł winogrona, a nie kontemplował liczbę pestek, będzie to przyjemne, a jeśli przestaniesz kontemplować czynność jako taką, będzie to życiem.
Pojęcia 'życie' i 'przyjemność' zlewają się w chwili, kiedy rezygnujemy z usiłowań, by dostosować rzeczywistość do nas...
Liczbę pestek w winogronie do naszego gustu, wypowiedź znajomego do naszych upodobań i pogodę do naszego nastroju.
Jeśli zaakceptować rzeczywistość taką, jaka jest, to rola przyjemności staje się jasna - to istnienie :)

'Dobro i zło pochodzą z zewnątrz. My jako tacy jesteśmy puści.'

'Przebudzenie':
'20. STRACH - KORZENIE GWAŁTU

Ktoś powiedział, że istnieją jedynie dwie rzeczy na świecie: Bóg i strach. Miłość i strach są właśnie tymi dwiema rzeczami. Jest tylko jedno zło na świecie - strach, jest tylko jedno dobro na świecie - miłość. Czasami jedynie inaczej są określane. Niekiedy miłość nazywana jest szczęściem, wolnością, pokojem, radością, Bogiem czy zgoła czymś innym. Ale nieważne, jak ja zwał. I nie ma na świecie takiego zła, które nie pochodziłoby ze strachu. Nie ma.'

A strach jest w nas.
To my się boimy ...
Możesz zwalić swoje problemy, smutek, nieszczęścia na 'diabła', 'kosmitów', 'zły los', 'boginię fortunę' etc...
Ale strachu nie możesz.
Jeśli ktoś zagrozi Ci najstraszliwszą rzeczą jakiej możesz się obawiać wcale nie musisz się bać.
Możesz pokonać strach.
Tylko Ty możesz pokonać swój strach.
On jest w Tobie.
Naturalnie nie musisz się zgadzać z De Mello (Ten cytat pochodzi z książki 'Przebudzenie', przeczytaj, bo już nie jestem pewien, czy znasz, a warto).
Ale w chwili, kiedy stawiasz mnie jako wiadro, które można napełnić dobrem lub złem a samo w sobie jest 'puste', nie jestem w stanie prowadzić z Tobą dyskusji na ten temat :]

'Przykrości mogą być pomocą w poprawianiu bytu.'

Przykrości są wynikiem naszej niewiedzy, lub przekonań.
Naszą reakcją na świat, gdy nasze wyobrażenie zderzają się z rzeczywistością, gdy pojawia się między tymi rzeczami kolizja ...
To wszystko ma nas wyprowadzić z tego błędu.
Gdy biegnąc napotkasz ścianę [ ;) ] czujesz ból, gdy chciałeś dostosować rzeczywistość do siebie (pisałem wcześniej o tym w kontekście 'przyjemności'), prędzej czy później też go poczujesz.
Bardzo możliwe, że piszę o tym samym co Ty, ale to zbyt ważny element w tej (odbiegającej już zresztą od tematu :P) dyskusji, żebym go zostawił bez komentarza.

'Można się całkowicie poprawić tylko wtedy, gdy żałuje się za to, co tą poprawę zagradza.'

'Przebudzenie':
'Obudź się! Oto jest właściwy sens żalu. Bynajmniej nie oznacza to: łkaj nad swymi grzechami. Obudź się! Zrozum i przestań płakać. Zrozum!'

Znów, aby nie pozostało niejasności dodaję 'od siebie'.

'jakie powinny być w zamierzeniu Boga (które szerzyłyby Miłość i Prawdę)'

Znów wygląda na to, że nie czytałeś 'Przebudzenia' ...
A naprawdę warto :
'Wspomniałem wcześniej o komentarzu Tomasza odnoszącym się do "De Sancta Trinitate" Boecjusza, gdy mówi on, że najważniejszym stopniem poznania Boga jest poznanie Boga jako nieznanego, tamquam ignotum. W swych "Quaestio Disputata de Potentia Dei" Tomasz mówi: "Oto co jest w ludzkiej wiedzy o Bogu ostateczne - wiedza, że nie znamy Boga".'

To przecież duży i bardzo niebezpieczny błąd!
Skąd niby wiesz, że Bóg życzy sobie zawsze szerzenia miłości ?
To jest gigantyczne uproszczenie, zwłaszcza w tym temacie, ale każdy może powiedzieć 'skoro na świecie jest tyle nienawiści, Bóg zapewne chce nienawiści na tym świecie'.
Tak jak mówię - uproszczenie.
Ale nie masz ani jednego argumentu, który mógłby takie słowa obalić.
Bo każdy, którym się posłużysz jest tylko wynikiem twoich przekonań- rzeczy, które twój umysł uznał za najlepsze.

'zastanów się nad sobą - nad narzędziami, którymi kreujesz/kierujesz siebie'

Cóż, właśnie w tym 'problem' ...
Zastanawiam się, zastanawiam i mam problemy z uzyskaniem puenty :]

@Luke_Nuke
Pierwszy fragment, to ujęte własnymi słowami początkowe zdania mojej wypowiedzi, ja się jak najbardziej zgadzam ;)
'To co praktykujesz jest raczej fantazjowaniem niż marzeniem, fantazjowanie to takie wykopywanie marzeń na wierzch - z podświadomości - do świadomości.'

Słuszna uwaga, nie napisałem tego, lecz byłem świadomy tej różnicy ...
Właśnie ze względu na świadomość nie napisałem traktując automatycznie jako oczywiste ;)
'Czy jest to złe? Czym bardziej dane marzenie "wykopujesz" tym bardziej je jednocześnie głębiej zakopujesz w podświadomości, aż zacznie działać jak półświadoma afirmacja.'

Pisałem o tym także :F
'Jednak ja bym bardzo zalecał takie fantazjowanie, z tym, że uważałbym na jaki temat.'

Właśnie, konkretnie, dziękuję :)
Co do 'tematu':
'Otóż w moich marzeniach najczęściej utrzymuję wizję swojego 'idealnego życia w przyszłości'...
Zachowując dozę realizmu[...]'

Doza realizmu, w rozumieniu kontekstowania naszych wizji z światem istniejącym wyklucza zagrożenia :)
Mówiłem o 'marzeniach na jawie', gdybym przestał 'kontaktować' z rzeczywistością, nie były by już 'na jawie'.
A dzięki 'kontaktowaniu' jestem w stanie w pełni zestawiać fakty i wyobrażenia, co daje mi wynikowo bezpieczeństwo w kwestii 'autodestruktywności'...
Autodestrukcja, to destrukcja, która istniała wcześniej, ale straciliśmy nad nią kontrolę.
Tak zawsze jest.
Samokontrola daje bezpieczeństwo zawsze.
Jeszcze raz - 'to czego jesteś świadom nie ma nad Tobą władzy' :)
Nawiasem, jestem wyznawcą zasady, że 'przemijanie jest dobrem, destrukcja złem' :]
Toteż podsumowując tego się nie obawiam, ale cieszy mnie to 'zalecenie', bo to w sumie pierwszy konkretny pogląd na sprawę w tym temacie ;)

A że urósł on-temat- dosyć pod względem objętości, zarówno słów, jak i aspektów, nie wiem, czy jeszcze ktoś będzie na siłach coś dodać ...
W związku z tym chyba potraktuję Cię wyroczniowo ;) (A później będę w razie co zwalał na Ciebie ;) <żart> )

Cóż, dzięki raz kolejny Solprinc i -raz pierwszy ;)- Luke_Nuke :)
( Hehe, z tym tematem MySQL urósł o kilka MB :F :D )
Pozdrawiam, Kobra
Avatar użytkownikaKobra Mężczyzna
Rządzi ;)
 
Posty: 14
Dołączył(a): 06 paź 2005, 03:18
Lokalizacja: się biorą dzieci ?

Post 10 paź 2005, 15:46

Kobra napisał(a):A strach jest w nas.
To my się boimy ...
Możesz zwalić swoje problemy, smutek, nieszczęścia na 'diabła', 'kosmitów', 'zły los', 'boginię fortunę' etc...
Ale strachu nie możesz.
Jeśli ktoś zagrozi Ci najstraszliwszą rzeczą jakiej możesz się obawiać wcale nie musisz się bać.
Możesz pokonać strach.
Tylko Ty możesz pokonać swój strach.
On jest w Tobie.
Naturalnie nie musisz się zgadzać z De Mello (Ten cytat pochodzi z książki 'Przebudzenie', przeczytaj, bo już nie jestem pewien, czy znasz, a warto).
Ale w chwili, kiedy stawiasz mnie jako wiadro, które można napełnić dobrem lub złem a samo w sobie jest 'puste', nie jestem w stanie prowadzić z Tobą dyskusji na ten temat :]


Chcę zaznaczyć, że chodziło mi o przykłady innych ludzi. Jeśli nie ma kogoś, kto odstaje od reguły, trudno jest podjąć jakiś wzorzec, trudno naśladować kogoś dobrego. Gdyby nie było mędrców na tym świecie, kto wie, jakbyśmy skończyli? Marząc o szczęściu, czy może jedynie zaspokajając swoje potrzeby, instynkty - kosztem innych?

Oczywiście, że czytałem. I doskonale wiem, na czym polega, z czego się bierze dobro i zło. Mimo to moim zdaniem, zło i dobro pochodzą z jakiegoś żywego skarbca - z zewnątrz, i nie chodzi mi o istoty, które jako tako są stworzeniami (stworzonymi przez) Boga.

Kobra napisał(a):To przecież duży i bardzo niebezpieczny błąd!
Skąd niby wiesz, że Bóg życzy sobie zawsze szerzenia miłości ?
To jest gigantyczne uproszczenie, zwłaszcza w tym temacie, ale każdy może powiedzieć 'skoro na świecie jest tyle nienawiści, Bóg zapewne chce nienawiści na tym świecie'.
Tak jak mówię - uproszczenie.
Ale nie masz ani jednego argumentu, który mógłby takie słowa obalić.
Bo każdy, którym się posłużysz jest tylko wynikiem twoich przekonań- rzeczy, które twój umysł uznał za najlepsze.


Niestety, to, co mówisz, również może być wynikiem Twoich przekonań. Zauważ, że bierzesz za podstawy książki - ale skąd masz pewność, że naprawdę jest tak, jak uważa de Mello i wielu innych? Oni również mogą się mylić: Ty również możesz się zgubić w ich rozumowaniu, bo sam nie rozumiesz dokładnie tak samo jak oni - albo nie wiesz, na jakie problemy oni się spotkali, gdy tak zaczęli rozumować. W tym tkwi problem - nasza powierzchowność będzie wynikiem społeczności, w której żyjemy i osób, które spotykamy. Ale nie zawsze - o ile pójdziesz własną drogą... albo Bożą.
Marzeniem jest Życie. Życie jest Drogą. Droga jest Prawdą. Jednak marzenia bez Miłości są niespełnialne...

Pozdrawiam.
solprinc
 

Post 10 paź 2005, 16:25

Gdyby nie było mędrców na tym świecie, kto wie, jakbyśmy skończyli?

Cóż, to ciekawe pytanie, w szkołach zawsze pytają 'co by było, gdyby Napoleon poczekał z atakiem', 'co by było, gdyby nie wynaleziono żarówki'...
A wydaje mi się, że rozważenie tego odrobinkę niepoważnego, jednak zdecydowanie interesującego pytania mogło by dać w rezultacie sporo ciekawych wniosków !
Chyba dziś, przed zaśnięciem to po-kontempluję :>

I doskonale wiem, na czym polega, z czego się bierze dobro i zło.

Hehehe :D Ale zabrzmiało ;)

Niestety, to, co mówisz, również może być wynikiem Twoich przekonań.

Jest wynikiem przekonań.
Mówimy, gdy jesteśmy o czymś przekonani ...
Mogę być przekonany, że jutro poznam istotę z marsa, a mogę, że słońce jest gwiazdą ...
Przekonania i 'przekonania' niestety istnieją.
Co je weryfikuje ?
Czas!
De Mello tak naprawdę sam tylko tłumaczy i odnawia nauki, które już miały miejsce.
Są przez czas zweryfikowane.
Są zweryfikowane przez istnienia ludzkie i tysiące umysłów.
Oczywiście zawsze zakładanie 'to jest jedyna prawda' jest złe, bo w najlepszym wypadku zamyka nas na inną wiedzę, niekoniecznie złą ...
Ale w coś trzeba wierzyć, uważam, że obrałem godne tego przekonania.
I odnośnie tego co mówisz, podążania własną drogą ...
To niestety, w naszym 'świecie' potrzeba 'pochodni'!
Jest potrzebne jakieś wstępne 'założenie'.
Zabawny tekst 'długo mi zajęło oduczanie się jak gotować potrawy, nim zostałem w tym mistrzem' ma jednak bowiem drugie dno...
Jeśli ktoś nie nauczył by się rozumieć ludzkiej mowy(całe życie spędził na pustyni), było by mu teoretycznie łatwiej o 'zbawienie', nie przypisywałby bowiem przedmiotom i zjawiskom nazw, które utrudniają przebudzenie ...
Ale czy aby na pewno nie wprogramowałby w swój umysł innymi metodami milionów rzeczy, które skutecznie by go odgrodziły od zbawienia ze względu na brak możliwości równoczesnego pobrania nauk ?
Jestem przekonany, że wprogramowałby.
Zatem jakkolwiek trzeba się oduczać tych przekonań, które nam wpojono sztucznie, które są błędne, tak należy się jednak niektórych trzymać i w miarę możliwości 'promować'.
Toteż mówiąc 'Niestety, to, co mówisz[...]' nie masz absolutnie racji.
Są też dobre, słuszne przekonania.
Ja użyłem sformułowania 'jest tylko wynikiem twoich przekonań', gdyż mówiliśmy o 'Woli Bożej'...
Tutaj każda jedna rzecz będzie 'tylko'!
Ale nie znaczy to, że uważam, że przekonania nie mogą być formą racjonalną i potrzebną.
I gdy coś mówię, np. odn. książki 'Przebudzenie', to to naprawdę nie jest grzebanie w śmietniku, nie podchodź do tego na zasadzie
'ale skąd masz pewność, że naprawdę jest tak'
... bo to są naprawdę przekonania o solidnym fundamencie.
To, że ich jeszcze nie rozumiem (komunikacja międzyludzka zawsze ma stratność przesłania około 50%) do końca, nie znaczy też, że posługując się nimi robię źle.
Bo jak mówiłem przekonania też trzeba mieć, a nie wszystkie są złe.
Pozdrawiam, Kobra
Avatar użytkownikaKobra Mężczyzna
Rządzi ;)
 
Posty: 14
Dołączył(a): 06 paź 2005, 03:18
Lokalizacja: się biorą dzieci ?

Post 11 paź 2005, 17:27

Zauważ, działamy na słowach. Są słowa, które są racjonalne, przekonują do zdania osoby, która posługuje się tymi zdaniami. I są słowa pochodzące z natchnienia: intuicyjne przekonania, które z "naszymi" przekonaniami nie mają wiele wspólnego, bo po pierwsze: nie myślimy nad nimi, po drugie: właściwie nie pochodzą od nas, od nas jakich pokazujemy siebie na zewnątrz (chodzi o to, że "mędrcy" również mogą być "komercyjni" i tacy, którzy są nimi w głębi serca), i po trzecie - nie przekonują do niczego, nie mają tego na celu - to jak śpiew ptaka, który wywołuje u nas niewiarygodne uczucie.

Kobra napisał(a):Hehehe :D Ale zabrzmiało ;)


Skoro jesteś taki dobry w mówieniu o milionach rzeczy wprogramowanych w nasz umysł, to czy teraz jedynie popatrzyłeś na to, co powiedziałem (przyzwyczajenie naszego wzrokowego umysłu), czy spróbowałeś poznać, co miałem na myśli/co czułem? ;)

Często, gdy mówię coś z pogranicza filozofii, odnoszę się do jakiegoś zdarzenia w moim życiu duchowym. Tak samo jest z wszystkim, co do tej pory powiedziałem - więc, jeśli pomyliłem, to przepraszam - przepraszam za to, że musisz być zwodzony przez powierzchowność słów. Ja Ci niczego nie opisuje - jedynie daje wskazówki.

Sam musisz znaleźć sens marzeń, fantazjowania... bo w końcu o nich był/jest ten temat... ja wiem, że są dobre i złe... i nie mówię tego, bo gdzieś tam to zasłyszałem, tylko przeżywałem tego efekty. Rób co chcesz - jakby co, podawałem wskazówki. Jeżeli popełnisz błędy, będziesz bogatszy o naukę, o ile staniesz się świadomy tego, co się wydarzyło, albo spróbujesz sobie to [zdarzenie/marzenie] przypomnieć.

Pozdrawiam.

PS. Mówiąc, że marzenie to życie miałem na myśli to, że kiedyś, gdy byliśmy dziećmi, wymarzyliśmy sobie życie. Byliśmy czyści, tak więc wszystkie nasze marzenia zgadzały się z naszą istotą i upodobaniami. Ale podczas życia dostaliśmy "strażnika", coś, co nas zniewoliło przekonaniami wszelkiego rodzaju: "to lubię, tego nie lubię..." - jest to złe z powodu tego, że brudzi naszą szatę, nasze czyste dziecko, które doskonale wie, co lubi, i wie, co jest dla niego dobre, a co nie. I mówiąc "dziecko" wcale nie mam na myśli naszego umysłu. Umysł wędruje, umysł to zbiorowość - zaś dziecko to nasze serce, część tej naszej istoty, która kiedyś naprawdę umrze... marzenia są cenne. Dają oddech temu dziecku. Nie rezygnuj z marzeń dziecka - zrezygnuj z marzeń umysłu.

Również i ja dziękuje za dyskusję. W końcu oboje mamy z tego korzyść... i nie tylko my. Cóż, ale jak to często bywa, ta korzyść to tylko wymysł umysłu. Ale cóż... w końcu mamy go na wieki, powinniśmy się cieszyć. :roll:
solprinc
 

Post 12 gru 2005, 15:30

Marzenia to Próba Wypełnienia naszych Braków w sensie jak najbardziej Pozytywnym i Duchowym, choć nie zawsze :-) Marzenia to jeszcze nie Prawda i MY Prawdziwi, ale jakaś "część" Nas która chce się określić na Nowo i Wyrazić Nasze Szczęście :-) Bo Szczęście to nasz Nautralny i Przyrodzony Stan Ducha, którego gdzieś tam w społecznym Labiryncie Zagubiliśmy:-) Zafascynował Nas za bardzo Labirynt :-) Zagubiliśmy proste dziecko Naszego Wnętrza :-)
Teraz trzeba po nitce do kłębka wrócić do Siebie, do Prawdy, do Błogości :-) Do Boga który jest Miłością :-)

TE nitki po których możemy Wrócić to właśnie Nasze Marzenia i Pragnienia :-)

REALIZUJMY JE :-)

Pomagajmy innym Je Realizować, jeśli możemy się w jakikolwiek sposób TYM INNYM Przysłużyć.

:-)

Egoizm nie Popłaca. Sprowadza negatywną Pustkę (ignorancję) i złośliwą Zawiść. Koniec końcem, Destrukcję.


Kochajmy się Marzeniami ale nie Zapominajmy o Ostatecznym Celu Życia gdzie Nasze Marzenia kiedyś będziemy Musieli pozostawić za Sobą. A może się nawet podzielić z INNYMI? :-) Tego właśnie się Uczmy i Osiągnijmy w Końcu Doskonałość :-) :-)

Bardzo Ciepłe Pozdrówka :-) :thumbright:
Prawdą jest Miłość. Wyrazem Miłości, Bycie Sobą.
GrzegorzL_Truth Mężczyzna
Light_Truth
 
Posty: 211
Dołączył(a): 10 gru 2005, 22:10
Lokalizacja: Wrocław
Droga życia: 7
Zodiak: strzelec

Powrót do działu „Psychologia”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron