Mentalne poszukiwania świata Wschodu i Zachodu.

motywacja w buddyzmie

Post 05 paź 2010, 12:46

witam, od zawsze miałem taki charakter że mogłem leżeć dniami i gapić się w jeden punkt jednak czułem że nie opłaca się dla takiego hobby wkładać wysiłku w życie tak więc uchodziłem za leniwego. Później nauczyłem się czerpać pewną przyjemność z paru innych rzeczy typu muzyka, rozwój ogólnej wiedzy, jedzenie i podobne dość płaskie emocje i doszedłem niełatwo do wniosku że praca której nie lubię się jakoś skalkuluje (w tej chwili jeszcze studia). Jednak z napędem u mnie kiepsko, do wszystkiego muszę się raczej zmuszać siłą woli choć na szczęście nie jest to droga pod górkę bo nastrój mam ok, tylko pchanie się w poziomie. Zasadniczo mój spokojny charakter mi odpowiada, ludzie latają gdzieś w nerwach ciągle a ja przynajmniej za niczym materialnym nie tęsknię. Myślę że zgubienie kuponu z lotto z 6tką trafioną przyjąłby nawet z dystansem. Jednak nic by nie stało na przeszkodzie by jednak mieć trochę emocji takiej ciągnącej mnie za kark a nie tak że rano wstaje i muszę sobie uświadamiać co ja tu robię, aha przecież jestem głodny. No i niby wszystko ok, egzystencja minuta po minucie i w sumie warto żyć. Pomyślałem że mam jakąś wschodnią naturę, nawet mój ulubiony zespół gra muzę jakby sugerującą taki charakter
http://www.youtube.com/watch?v=8dW7D-caexI , urozmaicona powtarzalność.
Chciałbym uzupełnić ten żywot jakąś dodatkową motywacją . Problem w tym że nie chcę mieć rodziny i zawsze czułem że na mnie kończy się ta gałąź, jednak jest to dla mnie chyba naturalne, nawet nie fantazjuje o posiadaniu rodziny.
W związku z tym mam problem, skąd bezdzietni buddyści właściwie czerpią energią do jakiejś pracy, np mnisi buddyjscy bo ja żyję trochę jak taki mnich. W swoich klasztorach pracują chyba na siebie , nie tak jak klerycy w naszych. Czy oni się właśnie tak pchają do przodu czy płyną na jakiejś fali, mają jakiś napęd ? Bo ja myślę tak, kalkuluje, no to życie się opłaca to idziemy do roboty. Ale równie dobrze, mógłbym usiąść i siedzieć spokojnie a jakbym miał już 90 lat też by się nic nie stało.
Avatar użytkownikawill Mężczyzna
 
Posty: 4
Dołączył(a): 05 paź 2010, 11:14

Re: motywacja w buddyzmie

Post 05 paź 2010, 16:37

A nie ma nic co Ci sprawia radość, co robisz z pasją, od czego strzela Ci energia dzikim płomieniem :D? :). Jeśli coś takiego jest, po prostu rób to, poświęć się temu i niech to Cię niesie każdego dnia! :D
Słońce gorące
Avatar użytkownikaluth
 
Imię: Alicja
Posty: 1085
Dołączył(a): 31 mar 2010, 23:06
Lokalizacja: Warszawa
Droga życia: 11
Typ: 7w8
Zodiak: Byk, Koza

Re: motywacja w buddyzmie

Post 05 paź 2010, 18:09

A nie ma nic co Ci sprawia radość, co robisz z pasją, od czego strzela Ci energia dzikim płomieniem :D? :)

Nie ma nic takiego, mój organizm nigdy do doznawał silnych pozytywnych emocji. Aż nagłe dzikie płomienie !? To by było kapitalne ale niestety takie impulsy u mnie nie powstają . Zwykle czuje mało zmienny lekko pogodny nastrój i zmusić się muszę do każdej pracy. Nie mam pragnień, to jest istota mojej natury. Czy to może być stan nirwany czy choroba ? Wyzbycie się z pragnień to chyba idea buddyzmu z tym że ja ich nigdy nie miałem. Nigdy nie byłem np. zauroczony jakąkolwiek panną choć jestem hetero. Nie to że nie byłem zakochany, ale ani nawet na jotę nie poczułem jakiegoś drżenia serca. Także jakiekolwiek cierpienia sercowe mam z głowy i czy powinienem być niezadowolony ? Brak pragnień to istota mojego charakteru, jak pomyślę że mógłbym mieć kupę forsy i podróżować to jest to dla mnie tak samo emocjonujące jakbym usłyszał że zamknęli moją ulubioną pizzerię w pobliżu do której mogę chodzić ale równie dobrze nie muszę. Brakuje mi jedynie napędu do pracy w zdobywaniu środków do życia i chciałbym go uzyskać jakoś psychologicznie. Bo fakt że ciągle trzeba się pchać do pracy oznacza że w każdą czynność by była dobrze zrobiona muszę wkładać dużo woli by się nie zdekoncentrować. Każde działanie przez to wydaje się trudniejsze niż jest w rzeczywistości. A w czasie wolnym nie mam już takiego problemu, jakiś napęd jest , muzyka, film, książki, żarcie i te niewielkie emocje mi starczają do ruchu. Z tym że naprawdę brak silnych pragnień i doznań powoduje że nie czuję się w życie zaangażowany i w zasadzie chociaż wybieram życie bo się niby kalkuluje, nic by się stało gdybym nie istniał, prawie nic bym nie stracił. Ale za to nie boję się śmierci jako utraty życia, to chyba tylko pogratulować. Więc wracam to pytania, są ci mnisi uśmiechnięci którzy już niby nie mają pragnień a pracują na życie, uprawiają te swoje poletka, czy oni też się zmuszają w każdym kroku ? Może oni maja pragnienia tylko wystarczy im widok nieba a kitują że są tacy wolni od wszelkich pragnień. W tym przypadku nie są wolni od korzyści z tego że mają oczy.
Avatar użytkownikawill Mężczyzna
 
Posty: 4
Dołączył(a): 05 paź 2010, 11:14

Re: motywacja w buddyzmie

Post 07 paź 2010, 15:14

Po co ci motywacja do pracy, skoro nie potrzebujesz pieniędzy? Weź plecak i idź w świat, albo zostań gdzie jesteś wystaw miskę i co łaska. Zawsze masz jakieś pragnienia, jakąś karmę, tylko może jej nie dostrzegasz. To co opisujesz, to nie nirvana, to raczej lenistwo (do którego lgniesz). Jeśli łatwo skupiasz uwagę i ciężko cię rozproszyć, to polecam medytację samadhi.
I nie kojarz takiego zobojętnienia i braku chęci z buddyzmem, bo to nie tędy droga.
Barah Mężczyzna
 
Posty: 5
Dołączył(a): 05 paź 2010, 13:07

Re: motywacja w buddyzmie

Post 07 paź 2010, 15:53

Nie mam pragnień zupełnie i dlatego nie jestem leniwy. Mógłbyś mnie zamknąć w celi 3x3m z widokiem na ogród (żeby nie oszaleć) i przesiedział by tam swoje lata bez żadnej rozrywki. Nie wiem jak mam to udowodnić. Żebractwo nie wchodzi w grę, wole zgon. Nie mam też radości z pomagania innym. Moje życie wydaje mi się absurdalne, czuję że nic mnie nie dotyczy tylko dlatego że się tu pojawiłem. Mogę powiedzieć że nic z życia nie mam bo muzyka, jedzenie to tylko ślad emocji, nie warty życia. Ogłuchł bym , nic by się nie stało, oślepł bym trochę gorzej ale tylko z powodu że nie mógłbym wyczyścić po sobie dobrze kibla :D . Można powiedzieć chyba że mam 95 % anhedonię. W jakim stopniu takie odcięcie to buddyzm ? Ale skąd motywacja do pracy jeżeli widzisz świat jako nieciekawą grę komputerową, co jest jednak chyba jedynym sposobem żeby nie mieć pragnień, co nie oznacza w buddyzmie świętości ? A jeżeli dla mnie nie buddyzm to co ? Pozostaje jakiś hinduizm i żebractwo ?
Avatar użytkownikawill Mężczyzna
 
Posty: 4
Dołączył(a): 05 paź 2010, 11:14

Re: motywacja w buddyzmie

Post 07 paź 2010, 16:25

Brak lgnienia do rzeczy i zjawisk jest czymś dobrym w buddyzmie, czasem wystarczającym. Niestety ty lgniesz, tylko w inny sposób. Faktem jest, że łatwiej ci będzie praktykować buddyzm, niż innym. Jeśli znajdziesz motywacje do poznawania buddyzmu, to polecam.
Barah Mężczyzna
 
Posty: 5
Dołączył(a): 05 paź 2010, 13:07

Re: motywacja w buddyzmie

Post 07 paź 2010, 16:41

W jaki sposób lgnę ?
Avatar użytkownikawill Mężczyzna
 
Posty: 4
Dołączył(a): 05 paź 2010, 11:14

Re: motywacja w buddyzmie

Post 07 paź 2010, 17:28

Żebractwo nie wchodzi w grę, wole zgon.

Moje życie wydaje mi się absurdaln

Lgniesz to swoich poglądów.
Budda przez 6 lat prowadził życie ascety, po czym definitywnie stwierdził, że nie o to chodzi. To jest jednak bardzo ważna praktyka, bo oczyszcza karmę (nic magicznego!). Ty masz to częściowo za sobą, teraz jednak potrzeba przeobrażenia twojego stosunku do "ja". To jest najtrudniejsza i zarazem momentalna zmiana. Możesz jej doświadczyć zaraz, jak i nigdy. Lgniesz do siebie, do obrazu swojej 'ja'. Pozbycie się tego stanu, jest równoznaczne z oświeceniem. Najkrótsza droga do tego prowadzi przez Zen. Jak mówił Buddhaghosa
'Mere suffering exists, no sufferer is found.
The deed is, but no doer of the deed is there.
Nibbána is, but not the man that enters it.
The path is, but no traveller on it is seen.'
Jak pewnie widzisz, to nie o tobie :wink: .
Barah Mężczyzna
 
Posty: 5
Dołączył(a): 05 paź 2010, 13:07

Re: motywacja w buddyzmie

Post 19 lis 2010, 02:58

Zainspirował mnie ten post, ponieważ w dużej części odnosi się do mnie. Pod twoimi opisami podejścia do świata podpisuję się obiema rękoma, ale jest kilka konkretnych różnic. Opiszę może kawałek mojej historii: Jako dziecko mama zapisała mnie do szkoły muzycznej, ale nigdy się w to zbytnio nie angażowałem. Idąc do liceum jednocześnie poszedłem do drugiego stopnia (poziom gimnazjum w edukacji). Przez praktycznie dwa lata nic się nie działo, ale potem zacząłem poznawać ludzi i muzykę klasyczną i mimo, że wcześniej mnie nie interesowała, to zacząłem w niej odnajdywać się i ją lubić.
Drugi aspekt: w gimnazjum zdecydowałem, że jedyne przedmioty, które w jakikolwiek sposób mi pasują, to biologia i chemia, ale było tak częściowo dlatego, że miałem mało wymagających nauczycieli, więc poszedłem na biologiczno-chemiczny profil. Poszedłem więc do liceum, gdzie przez 3 lata zmuszałem się by tam chodzić, kompletnie nic się nie nauczyłem (to nie było na zasadzie, że nie lubie szkoły, czy nauczycieli - po prostu nie interesowało mnie to kompletnie, robiłem minimum i zmuszałem się do wszystkiego). Nie podejmując poważniejszych decyzji idąc dalej tą drogą poszedłem na biotechnologię. Okazało się to strzałem w 10. Uwielbiam te studia.

Zazwyczaj też czuję "zmienny lekko pogodny nastrój", itp. Nie odczuwam potrzeby imprezowania, dzikich płomieni, nie poszukuję jakichś konkretnych pozytywnych emocji, itp. Muzyka wprowadza mi spokój do życia, a studiowanie biotechnologii powód, żeby w ogóle wstać z łóżka. Poza tym nie odczuwam chęci posiadania, przeżywania, odczuwania, kupowania, randkowania, przyjaźnienia się,itp. Praktycznie tak samo jak ty to opisałeś. Gdyby nie te dwie rzeczy, czyli muzyka i trafione studia popadłbym chyba w stan podobny do twojego, coś jakby katatonia.

Konkluzje: żeby cokolwiek zrobić, muszę widzieć sens tego, powód, dla którego warto, bez tego nie wykrzesam z siebie ani iskierki. Napiszę ci, co mi pomogło w wyrwaniu się z tego stanu odrętwienia, z życia jakby obok siebie. Jesteś człowiekiem, który wyznaje pewne zasady i jest otwarty na rozwój (jesteśmy bardzo podobni), więc:

Spróbuj wszystkiego co ci wpadnie w ręce (prawie jak z filmu "Yes man") i gdziekolwiek. I nie zwracaj uwagi na myśli w stylu "Ja i taniec średniowieczny!? Ktoś chyba oszalał", albo "Robienie koronek jest idiotyczne i jest olbrzymią stratą czasu!". Nie zwracaj na takie myśli uwagi.

Poza tym wyciśnij siebie jak cytrynę. Podejmij się jakiegoś ambitnego i trudnego projektu (mile widziana praca grupowa, czy organizowanie jakichś spotkań, imprez, czy przedsięwzięć), zrób go jak najlepiej potrafisz bez względu na cenę (nie ma znaczenia, że nie śpisz piąty dzień z rzędu, siedzisz już dwudziestą godzinę przed komputerem i pracujesz, lub wkurzasz się na ludzi, bo właśnie 10. osoba uznała, że coś robisz źle, choć sama nie umie lepiej, lub, że 3 tydzień nie możesz zorganizować arcyważnego spotkania, bo ludzie mają "coś innego do roboty")

Może się to wydawać irracjonalne, ale w moim przypadku podziałało. Nie znasz przyszłości, a naprwadę niesamowite rzeczy odkryłem podchodząc do życia w w/w sposób. Powodzenia i dzięki za przeczytanie posta:)
There is no emotion; there is peace.
There is no ignorance; there is knowledge.
There is no passion; there is serenity.
There is no death; there is the Force.
- The Jedi Code
Iston Mężczyzna
 
Posty: 3
Dołączył(a): 14 paź 2010, 12:24

Re: motywacja w buddyzmie

Post 21 lis 2010, 14:34

A może ty po prostu nudzisz się?
Znam wiele osób ,które spróbowały dragów po to tylko żeby coś przeżyć.I wielu sie udało.Zarzycie LSD opisują jako najważniejsze i największe doświadczenie religijne w ich życiu. Freud brał kokę,nawet nasz Miłosz pisze jak to muzyka po LSD wznosi w jego umyśle ogromne gmachy.
Nie propaguję dragów ,ale na nich kawałek życia można mieć ciekawy,Ale równie dobrze może się to skończyć fatalnie.
Sprawiasz wrażenie , że jestes takim "więżniem wiecznosci'' zawieszonym w pustce i to jest powiązane z buddyzmem ponieważ wg buddystów "bycie " zakorzenione jest w pustce.
Listen to my muscle memory.
Avatar użytkownikafalko Mężczyzna
wysłuhaj pamięci mych muskułów
 
Posty: 706
Dołączył(a): 13 lip 2007, 19:40

Re: motywacja w buddyzmie

Post 21 lis 2010, 15:20

Jest taki okres w życiu gdzie dużo się zmienia i wyśrodkowuje, ja miałem podobny okres letargu, z natury jestem dzieckiem indygo co za tym idzie nie poddaje się ograniczeniom ani zasadom ogólnie panującym dlategoteż, do szkoły też cieżko było mnie zmusić do pracy również bo większość ogranicza się tylko do tego żeby narobić jak najwięcej pieniędzy a atmosfera w większości miejsc gdzie się odbywa jest bardzo ciężka z tego względu i ograniczająca, dlatego nie wybieram się do żadnej z dzisiejszych prac, co nie znaczy, ze nie będę miał wspaniałego życia :) no a szkoła to w ogóle nieporozumienie i skrzywienie na tej planecie dlatego nie uczęszczam chociaż czasem wpadam sobie na swój kierunek, ale do wiedzy którą tam przedstawiają mogę się odnieść tak jak do papieru który zwisa w mojej toalecie :) - to samo zastosowanie :D

pozdrowienia, i niedługo wybuchniesz szczęściem - zobaczysz :D:D

A co do narkotyków jak ktoś tutaj pisze, mogą być jakimś tam motorem napędowym, ale i tak nie przeskoczy się własnego punktu rozwoju, który rozwija się najlpeiej bez żadnych środków zewnętrznych, sam miałem kilka epizodów z tym związanych i mogę powiedzieć, że grzyby halucynogenne w odpowiednim momencie zażyte mogą pokazać piękny świat, ale tylko pokazać, jeśli ktoś zakocha się w nim i dostanie motywacji na to by go przeżywac (uzależni się) to nie będzie dobrze :), natomiast marihuana strasznie obniża nasze wibracje i wrzuca w nieprzyjemne energie z których nie łatwo się wydostać co później jest pożywką dla odpowiednich istot :D, najlepszym rozwiązaniem jest spędzanie czasu wśród zwierząt, na łonie natury, oraz korzystanie z pomocy kryształów i żywiołów :)

będąc tutaj na ziemi by żyć w harmonii musimy połączyć aspekty wewnętrzny z zewnętrznym, ucieczka w jakikolwiek z nich jest stanem przejściowym i nie stanowi o naszym szczęściu :)
Don Juan Matus Mężczyzna
 
Posty: 239
Dołączył(a): 10 maja 2009, 11:03
Lokalizacja: Białystok

Re: motywacja w buddyzmie

Post 28 lis 2010, 02:53

freemind napisał(a):Jest taki okres w życiu gdzie dużo się zmienia i wyśrodkowuje, ja miałem podobny okres letargu, z natury jestem dzieckiem indygo co za tym idzie nie poddaje się ograniczeniom ani zasadom ogólnie panującym dlategoteż, do szkoły też cieżko było mnie zmusić do pracy również bo większość ogranicza się tylko do tego żeby narobić jak najwięcej pieniędzy a atmosfera w większości miejsc gdzie się odbywa jest bardzo ciężka z tego względu i ograniczająca, dlatego nie wybieram się do żadnej z dzisiejszych prac, co nie znaczy, ze nie będę miał wspaniałego życia :) no a szkoła to w ogóle nieporozumienie i skrzywienie na tej planecie dlatego nie uczęszczam chociaż czasem wpadam sobie na swój kierunek, ale do wiedzy którą tam przedstawiają mogę się odnieść tak jak do papieru który zwisa w mojej toalecie :) - to samo zastosowanie :D


Wybacz, ale wymiotować mi się chce jak słyszę takie gadki. Żyjesz tutaj i teraz. Na tej planecie gdzie panują takie a nie inne zasady. I tu powinieneś się potrafić jak najbardziej przystosować. Tutaj rządzi pieniądz. I taka jest prawda. Bez pieniędzy nawet sobie zęba nie wyleczysz, już nie mowiąc o poważniejszych przypadkach. Zrozum w końcu. Jak nie nauczysz się sobie radzić w tym fizycznym świecie, wg tych zasad jakie w tym świecie obowiązują, to nie będziesz sobie radził w ogóle. W taką popelinę poszły Indie. Tam jest więcej awatarów i cudotwórców niż sobie wyobrażasz. I Co? Czy Indie są bogate? Bogatsze od Ameryki? Co im ta duchowość dała? Nic. (być może dlatego Sai Baba materializuje akurat szwajcarskie zegarki żeby dać do zrozumienia ). Nie rozumiecie nic a nic. Chcesz sobie radzić w duchowych wymiarach, skoro jeszcze nawet nie chce Ci się radzić w fizycznych? Nie chce ci się uczyć, nie chce ci się pracować? Poczekaj, gołąbki do gąbki Ci spadną i manna z nieba poleci. Wiesz, nie wiem jak ci wytłumaczyć. Akurat przyszłam z imprezy i jestem deczko nawalona :) Trochę póżno, to mam lekki niż intelektualny. Wyobraź sobie, że w fizycznym wymiarze robisz ciasto. A duchowy wymiar, to temperatura w piekarniku. Ani nie najesz się samym surowym ciastem, ani samą temperaturą w piekarniku. Indie tak poszły. Olały rozwój na fizycznym poziomie i poszły w duchowość. No i takie efekty że są zacofane w porównaniu do Stanów które poszły w materializm. To już moim zdaniem lepiej iść w materializm niż w duchowość. No chyba po coś żeśmy tu na tą ziemię przyszli. Wyobraź sobie buty kozaki, gdzie materializm, to dół kozaka powiedzmy do kostek, a duchowość to cholewki. A jak przyjdzie zima i mrozy to wolisz mieć cholewki czy dół butów? Powiem ci tak. Ty nie licz że ci gołąbki do gąbki same polecą. Pomedytujesz, jesteś dzieckiem indygo, i ok. sprawa załatwiona. Nie licz na to. nauczysz sie radzić sobie w tym wymiarze, fizycznymi metodami, to i ci duchowość pomoże pomnożyć to co masz. Jezus mawiał "Każdemu kto ma, będzie dodane, a temu co nie ma będzie odebrane nawet i to co ma"
Pzdr.
Moim planem wobec Ciebie, jest przejawiać się przez Ciebie-Bóg
Zuu Kobieta
 
Posty: 107
Dołączył(a): 25 paź 2010, 21:21
Droga życia: 9
Zodiak: Bliźnięta

Re: motywacja w buddyzmie

Post 28 lis 2010, 17:18

Młody jestem w tych sprawach, ale według mnie trzeba zachować jakąś równowagę między rozwijaniem naszej duchowości a prowadzeniem egzystencji na ziemi. Ważne jest rozwijać się duchowo ale nie można z jednej skrajności popaść w drugą, należy znać umiar, i trzeba bezwzględnie dbać o sprawy doczesne jak i duchowe. Bo obie kwestie są ważne,
poprostuja Mężczyzna
 
Posty: 7
Dołączył(a): 25 lis 2010, 15:28

Re: motywacja w buddyzmie

Post 02 gru 2010, 00:46

No wszystko fajnie, ale dlaczego nie czytacie do końca tego co piszę :) przecież na samym końcu zwróciłem uwagę na temat o którym piszecie :D
Don Juan Matus Mężczyzna
 
Posty: 239
Dołączył(a): 10 maja 2009, 11:03
Lokalizacja: Białystok

Re: motywacja w buddyzmie

Post 02 gru 2010, 01:39

Moim zdaniem na ziemi jesteśmy po to, aby doświadczać, medytacja jest formą zwrócenia się ku sobie, zajrzenie w głąb swojej jaźni, synchronizacja ze sobą, podładowanie akumulatorów. Jeżeli jest uzupełnieniem doświadczenia na ziemi - to super, ale jeżeli stanowi istotę życia - wówczas według mnie zatrzymujemy się w rozwoju doświadczając wiecznej nirwany. Oczywiście, medytacja stanowi doskonałą część rozwijania swojego ducha, ale tylko w odniesieniu do doświadczania życia. To tak, jakby zostać koszykarzem (urodzić się na ziemi) i przez całą karierę siedzieć na ławce rezerwowych przyglądając się jak grają nasi koledzy. Dopóki nie zaczniesz doświadczać, dopóty będziesz znał tylko idee i będziesz wiedział jak robią to inni, ale aby iść do przodu musisz wreszcie wejść na boisko i zobaczyć jak to jest. Potem oczywiście możesz na chwilę wrócić na ławkę by odpocząć i zastanowić się nad swoją grą. Życie to gra, nie ma co się jej wiecznie przyglądać, do boju! Dopóki nie doświadczasz dopóty nie będziesz umiał w sobie wskrzesić pasji i emocji.
Padaj śniegu!
Avatar użytkownikaJanek Mężczyzna
Ciesz się wszystkim!
 
Imię: Janek
Posty: 23
Dołączył(a): 24 lis 2010, 07:27
Lokalizacja: Warszawa
Droga życia: 22
Typ: 9w1
Zodiak: Waga, Koń

Powrót do działu „Filozofie”

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 3 gości

cron